Jerzy Nasierowski: enfant terrible polskiego kina wraca do gry
Dostał 25 lat za niewinność. Teraz Malajkat daje mu drugą szansę
„Złodziej”, „Żyd”, „antychryst”, czy też, jak nazwał go Jerzy Urban, „pierwszy pedał III Rzeczpospolitej”. I morderca. A przynajmniej tak do tej pory widzą go niektóre media.
„Złodziej”, „Żyd”, „antychryst”, czy też, jak nazwał go Jerzy Urban, „pierwszy pedał III Rzeczpospolitej”. I morderca. A przynajmniej tak do tej pory widzą go niektóre media.
W latach 60. Jerzy Nasierowski był jednym z najpopularniejszych i najbardziej lubianych aktorów. Przystojny, inteligentny, dobrze wyglądał przed kamerami. Dzięki temu mógł realizować się zawodowo – na brak propozycji nie narzekał, a kobiety za nim szalały.
On jednak, żądny przygód, za namową kochanka, zaryzykował wszystko, dając się wciągnąć w przestępczy proceder.
I wreszcie spotkała go kara, choć niewspółmierna do winy – oskarżono go o morderstwo i skazano na 25 lat pozbawienia wolności za czyn, którego nie popełnił. Krzywdzący wyrok zaprzepaścił jego aktorską karierę.
Dziś, jak czytamy w tygodniku „Newsweek”, Nasierowski po latach przerwy wraca na scenę. Wszystko za sprawą sztuki „Dogville” i Wojciecha Malajkata, dyrektora artystycznego Teatru Syrena,* który wbrew ciągle nieprzychylnym opiniom środowiska postanowił dać mu szansę.*