Jerzy Trela: Aktor nałogowy
Jako nastolatek zaczął tworzyć lalki, maski i scenografię ... Tak rozpoczęła się przygoda ze sztuką Jerzego Treli.
Dziś uważany za jednego z najwybitniejszych aktorów teatralnych i filmowych. Na stałe związany z Krakowem. W wywiadzie tłumaczy, że nie będzie emerytem dopóki starczy sił ... Już niebawem Jerzego Trelę zobaczymy w dwóch produkcjach filmowych - "Tricku" Jana Hryniaka oraz "Dwóch światach, zaświatach" Ryszarda Brylskiego.
**
Chciałbym udać się z Panem w sentymentalną podróż. Pamięta Pan swoje dzieciństwo spędzone w Leńczach pod Krakowem?**
Doskonale pamiętam. Mój ojciec był kolejarzem, mama zajmowała się domem. Dzieciństwo miałem piękne do momentu, gdy zginął mój ojciec. Po tym nie było już tak radośnie. W wieku 9. lat zostałem sam z mamą i bratem. Pamiętam chwile, gdy jako nastolatek ze śliną na ustach jechałem na przygotowaną przez moją mamę Wigilię. Czasami na stole czekała na mnie zupa i łazanki, które tak doskonale potrafiła przyrządzić tylko moja mama.
**
Czy jest coś, co w tej chwili przyciąga Pana z powrotem w rodzinne strony?**
W Leńczach są moje korzenie, są groby moich bliskich - matki, ojca i młodszego brata. Poza tym niedawno zrobiłem remont "rozlatującego" się rodzinnego domu. Teraz wnuki jeżdżą tam na wakacje. Trudno, żeby nie ciągnęło mnie tam, gdzie jest moje jestestwo.
**
Pański ojciec był kolejarzem. Bliscy nie sugerowali Panu tych samych życiowych torów?**
Mama chciała, żebym został kolejarzem. Przecież to była tradycja rodzinna - dziadek, ojciec i wujek byli kolejarzami. Mnie to nie interesowało, wolałem rysować, malować i lepić. Mimo to mama posłała mnie do technikum kolejowego. Zdałem wszystkie egzaminy wstępne oprócz jednego, najważniejszego, którego nie zdałem świadomie. Przez moją przekorę i ciągoty plastyczne trafiłem do liceum plastycznego w Krakowie. Myślałem o tym, by zdawać na Akademię Sztuk Pięknych. Interesowała mnie rzeźba i scenografia. Musiałem zacząć zarabiać, dlatego po liceum zatrudniłem się jako plastyk w Teatrze Lalek w Nowej Hucie. Robiłem tam maski, lalki i scenografię. Później pracowałem w krakowskim Teatrze Groteska. I to właśnie wtedy zafascynował mnie świat teatru. Postanowiłem zdawać do PWST w Krakowie i zamiast robić maski, zacząłem je wkładać. Kiedy byłem już na studiach, pochłonęła mnie cała reszta związana ze sztuką teatralną. Twarz aktora, wnętrze i dusza.
**
Już w trakcie studiów zaczął Pan działać w Teatrze STU w Krakowie.**
Wtedy składał się on właściwie z dwóch roczników PWST, z Krzysztofem Jasińskim na czele. Współtworzyli go: Wojciech Pszoniak, Olgierd Łukaszewicz, Mieczysław Franaszek, Janusz Szydłowski i - nie żyjący już - wspaniały Janek Łukowski, a także ówczesny student UJ Jerzy Stuhr oraz Jan Polewka, wtedy student ASP. Chcieliśmy wyrażać siebie poprzez teatr. Przecież nawet jaskiniowcy czuli potrzebę wyrażania myśli i uczuć poprzez rysunki na ścianach grot. Według nas teatr miał uderzać w serce, uderzać w mózg! Ludzie potrzebowali czegoś więcej niż tandetnej i komercyjnej pożywki. Nie hamburgera i hot-doga, którego serwuje nam rzeczywistość. Wierzę jednak, że młode pokolenie przywróci właściwą mu rangę.
**
Uważa Pan, że nastąpiła ewolucja teatralna?**
Jaka ewolucja? Według mnie sztuka zawsze powinna chodzić krok do przodu przed publicznością. Chodzi o to, by narzucać publiczności inne, świeże spojrzenie na świat.
**
W swoim życiu współpracował Pan z wybitnymi reżyserami. Wśród nich jest człowiek, który zapisał się na kartach historii teatru - Konrad Swinarski. Pamięta Pan rady wielkiego mistrza, o którego dziełach uczą się dziś studenci aktorstwa?**
Trwało to zaledwie pięć lat. Konrad odszedł ... jednak pamiętam jak bardzo angażował się w opracowanie scenariusza. Tak jak on nie robił tego prawie nikt. Niedawno w nietypowych okolicznościach Maciej Prus odnalazł scenariusz do filmu "Fantazy", który miał wyreżyserować Konrad Swinarski. Jan Nowicki miał być w tym filmie Fantazym. Tadeusz Łomnicki - majorem. Ja miałem zagrać rolę Jana. Natomiast Maciej Prus miał być drugim reżyserem. Ostateczny kształt tego scenariusza byłby inny, ale ten właśnie scenariusz powinien być elementarzem na wszystkich wydziałach reżyserii w Polsce. **
A Pan ma swój elementarz aktora?**
Elementarz, każdy aktor nosi w sobie. Mogę przekazać to, czego sam doświadczyłem i to, co podejrzałem u najznamienitszych kolegów i reżyserów. Jedni burzyli, inni budowali polską scenę teatralną i filmową. Swinarski, Jarocki, Grzegorzewski, Lupa i Kazimierz Kutz to nazwiska, które bardzo zaważyły na moim zawodowym życiu. Spotkałem na swojej drodze wielu bardzo ciekawych ludzi. Partnerując na przykład Łomnickiemu mogłem być bardzo blisko doskonałości zawodowej jaką on posiadał. A spotkania z Gustawem Holoubkiem - wspaniałym człowiekiem i wielkim artystą teatru - pozostaną w mojej pamięci do końca życia.
**
Uważa Pan, że teatr wpływa na świadomość społeczną?**
Teatr przez wieki miał bardzo duży wpływ na ludzkość, dziś ten wpływ jest coraz mniejszy. Wierzę, że Teatr nadal będzie istniał! Mimo całej komercjalizacji, mimo techniki, która wkracza w sztukę i świadomość człowieka. Ludzie potrzebują siebie wzajemnie i zawsze będą czuć potrzebę drugiego człowieka. W momencie, gdy powstały pierwsze klatki filmowe, mówiono że teatr się skończy...
**
Nie żal Panu tego, że bliższy był Panu teatr niż film?**
Gdy w ręce wpadał mi scenariusz teatralny i filmowy, to zawsze wybierałem ten, który był lepiej napisany. W moim przypadku zwykle tak się działo, że najczęściej był to scenariusz teatralny. Mogłem też ostatnio wystąpić w jednym z czołowych polskich seriali, ale mam przed tym lęk. To jest oddanie się na bardzo długi okres czasu. Skazanie się na jednolitość, a ja już na to nie mam czasu. Może i jest to dobra emerytura, ale ja nie chcę jeszcze być emerytem. Chcę być czynny zawodowo. Dopóki mogę, dopóki potrafię! A wracając do filmu, w tej chwili mam zdjęcia do dwóch produkcji - "Tricku" w reżyserii Jana Hryniaka oraz "Dwóch światów, zaświatów" Ryszarda Brylskiego.
**
Przyjaciele mawiają, że nigdy nie ma Pan dość grania. Skąd bierze Pan siłę do tego, by cały czas pracować?**
Może z bezradności i bezsiły. Im człowiek jest bardziej bezradny, tym bardziej stara się wykrzesać z siebie jakiś ogień. Na pewno nie wynika to z potrzeby udowodnienia sobie czegokolwiek.
**
Mam wrażenie, że pracy, zwłaszcza teatrowi, zawsze oddawał się Pan bez reszty?**
Nie oddałem się cały teatrowi. Gdy zdejmuję koronę króla, to zakładam własną czapkę. Wychodzę z teatru i mam swoje życie. Ale jak tak teraz o tym mówię, to ... może rzeczywiście więcej życia oddałem teatrowi niż swoim najbliższym. Czasem coś wspaniałego bezpowrotnie umyka. A my to zauważamy dopiero wtedy, kiedy już umknęło.
**
Czuje się Pan aktorem spełnionym?**
I tak, i nie. Cały czas mam pewien niedosyt. Wynika to z bakcyla jakiego złapałem kiedyś i który jest we mnie do dziś. Zawód "aktor" to nałóg. Cały czas chcę to robić. Nie popadam w stan rezygnacji czy samozadowolenia i cały czas pracuję. Taki jest los aktora - czekamy na to, by zawsze zrobić jeszcze jeden krok do przodu.
**
Pańscy Potomkowie również będą chcieli wejść w artystyczny świat?**
Mój syn jest operatorem filmowym a córka kierownikiem produkcji. Moim potomkom daję wolną rękę. Każdy ma prawo szukać swojej drogi...
**
Dziękuję za rozmowę**
Rozmawiał : Maciej Firmanty