Ken Loach: potrzebujemy innej Europy [WYWIAD]
- W Wielkiej Brytanii jest ponad 100 tysięcy bezdomnych dzieci. Masa młodych mieszka z rodzicami, bo zwyczajnie nie stać ich na własne mieszkanie. Mówimy o kraju, do którego rzesze ludzi przyjeżdżają do pracy. Coś tu jest nie tak - mówi dla WP Ken Loach. 80-letniemu mistrzowi brytyjskiego kina nie brakuje energii. Dwa lata temu zarzekał się, że przechodzi na emeryturę, ale potem nakręcił "Ja, Daniel Blake", za którego dostał za Złotą Palmę. W rozmowie z Łukaszem Knapem komentuje kryzys w Europie, zwycięstwo Trumpa, biedę w Anglii i namawia do protestu, bo jak twierdzi, "gra jeszcze się nie skończyła".
Łukasz Knap: Dlaczego Wielka Brytania postanowiła opuścić Europę?
Ken Loach: Ponieważ ludzie boją się o swoją przyszłość i są wściekli na polityków za to, co dzieje się w ich kraju. Ci, którzy zagłosowali za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, chcą bezpiecznej pracy i domu, a to od pewnego czasu dla wielu jest nieosiągalnym marzeniem. Brexit był wyrazem niezadowolenia, skierowanym do polityków, którzy przestali reprezentować ich interesy. Był też jawnym oszustwem, ponieważ ludzie namawiający do Brexitu, uważający się za przeciwników establishmentu, są inną twarzą establishmentu. Aby zobaczyć sytuację w pełnym świetle, powiedzmy uczciwie, trzeba przyznać, że pełno problemów jest w samej Unii Europejskiej, która stała się unią biznesu i wolnego rynku. Jego beneficjentami są w pierwszej kolejności wielkie korporacje, a nie zwykli ludzie. Być może Unia Europejska musi się rozpaść, żeby na jej miejscu pojawił się nowy ponadnarodowy związek, który zadba o interesy większości. Z niepokojem obserwuję, jak ludzie muszą migrować z zachodu na wschód za lepszą pracą. To jest oczywiście bardzo miłe, gdy się jedzie gdzieś, żeby poznawać świat, gorzej gdy ktoś jest zmuszony opuścić dom, żeby wykarmić rodzinę. Potrzebujemy innej Europy.
Takiej, która będzie umiała stawić czoło Trumpowi?
Zwycięstwo Trumpa bardzo mnie zmartwiło. Biedni ludzie, którzy go wybrali, na pewno nie skorzystają na tym, że on został prezydentem. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. To jest człowiek, który mówi, że nie wierzy w zmiany klimatyczne. Jeśli za jego sprawą zostaną wstrzymane prace nad poprawą jakości powietrza, będziemy mieli do czynienia z katastrofą ekologiczną, co brzmi jeszcze bardziej złowieszczo w kontekście tego, że popierają go lobbyści związani z przemysłem paliwowym. Niedawno obchodziliśmy rocznicę uchwalenia powszechnej deklaracji praw człowieka, tymczasem w administracji Trumpa znajdują się osoby akceptujące tortury więźniów.
Więcej, wśród jego najbliższych współpracowników, są osoby jawnie przyznające się rasizmu.
Martwi mnie, że podobnie jak w czasach rodzącego się faszyzmu w Europie, społeczeństwa obierają sobie ofiary, które obwinia się za kryzys. Pojawienie się kozła ofiarnego jest złym znakiem. Trudno też nie dostrzec zmiany języka, w którym nagle pojawiło się niesłychanie dużo okrucieństwa i surowości. Za Trumpem i tzw. Alternatywną Prawicą stoi już wielki biznes i to jest straszne. Nie powinniśmy nigdy zapomnieć, że Wall Street wspierało Hitlera. Byli też członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, którzy nie byli mu całkiem przeciwni. Część angielskiej prasy również wypowiadała się pochlebnie o Trzeciej Rzeszy. Nie byłoby Hitlera, gdyby nie miał poparcia społeczeństwa, mediów i biznesu. Teraz podobnie dzieje się w przypadku rosnącej w siłę skrajnej prawicy, która nie wstydzi się rasistowskich haseł. Nie chcę robić prostych porównań, ale nie możemy zignorować wyraźnych znaków, które są bardzo niepokojące.
Zarzekał się pan, że przejdzie na emeryturę, ale potem nakręcił pan “Ja, Daniel Blake”. Spodziewa się pan, że sytuacja znowu zmusi pana do nakręcenia kolejnego filmu?
Nie wiem. Starzejący się reżyser jest jak rezerwowy piłkarz, który nigdy nie wie, czy zagra w kolejnym meczu. “Ja, Daniel Blake” zrobiłem, bo czułem, że miałem historię, która musiała zostać opowiedziana. Nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie zrobić. Gdy go kręciłem, byłem poruszony, jak wielu ludzi chciało dzielić się ze mną swoimi historiami. Zrozumiałem wtedy, jak wielu w Anglii jest ludzi biednych. W ubiegłym roku w jednej z grup banków żywności rozdano ponad milion paczek z żywnością, a połowa z nich była przeznaczona dla dzieci. Pół miliona dzieci w Anglii nie miałaby co jeść, gdyby nie wsparcie banków żywności! A przecież Anglia jest jednym z zamożniejszych krajów w Europie. Nie mogę pojąć, że nikt nie chce o tym mówić i bić na alarm. Pojechałem do mojego rodzinnego domu w Nuneaton. Poznałem tam 19-latka, który żył praktycznie na skraju ubóstwa, mieszkał w pokoju, który dostał od opieki społecznej. Gdy zajrzałem do jego lodówki, praktycznie nic w niej nie było. To był zdrowy młodzieniak, który rozpaczliwie szukał pracy.
Skoro jego historia tak pana poruszyła, dlaczego nakręcił pan film o 59-latku?
Zrobiłem wiele filmów o młodych, tym razem chciałem opowiedzieć historię kogoś, kto nie ma tyle sił, żeby walczyć z systemem. Mój bohater jest idealnym zaprzeczeniem tego, o czym mówią prawicowi politycy o “biednych, którzy sami są winni swojej biedzie”. Daniel chce pracować, ale urzędnicza biurokracja mu na to nie pozwala. Jest wielu ludzi takich, jak on. W Wielkiej Brytanii jest ponad 100 tysięcy bezdomnych dzieci. Masa młodych mieszka z rodzicami, bo zwyczajnie nie stać ich na własne mieszkanie. Mówimy o kraju, do którego rzesze ludzi przyjeżdżają do pracy. Coś tu jest nie tak. Jeśli jest ktoś, kto w tej sytuacji jest wygranym, to oczywiście właściciele nieruchomości, którzy w niemoralny sposób windują ceny wynajmu mieszkań.
Skąd bierze się to demonizowanie klasy robotniczej?
Bo gdyby uznano, że bieda nie zawsze bierze się z czyjejś winy, to wtedy trzeba uznać, że coś jest nie tak z systemem lub organizacją pracy. Bo być może ktoś musiałby uznać, że jego sukces nie zawsze jest związany z jego zasługami, ale na przykład z tym, że odebrał dobre wykształcenie lub miał na starcie lepiej. Odpowiedzi może być więcej. Nakręciłem swój film, bo miałem nadzieję, że obudzi w widzach poczucie odpowiedzialności za innych, którzy mieszkają obok nas. Musimy na nowo krzewić ideę solidarności, że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale także za innych.
Pana postulat jest o tyle trudny, że przykład nie idzie z góry, bo mamy deficyt solidarności wśród polityków. Brexit, działania Kaczyńskiego w Polsce czy Viktora Orbana na Węgrzech są wyrazem bardzo wsobnej polityki.
W przypadku Polski i Węgier tendencje antyeuropejskie są o tyle szkodliwe, że jeśli przywódcy tych krajów chcą opuścić Europę, to nie po to, żeby dać ludziom więcej wolności, tylko żeby urabiać obywateli do swoich często urojonych wizji. Potrzebujemy Europy solidarnej, opartej na zrównoważonej ekonomii, która nie będzie zakładać wyłącznie wzrostu, bo przecież zasoby naszej planety są ograniczone. Marzy mi się nowa, lewicowa Europa, w której ludzie nie będą musieli jeździć do innych krajów za chlebem.
Pan teraz mówi jak marzyciel.
Ja nie wzywam do marzeń, tylko do ciężkiej pracy, która na dobrą sprawę będzie walką klasową. Nie możemy pozwolić na to, że bogacić będą się tylko ci, którzy już posiadają gigantyczne, nieracjonalnie wielkie zasoby. Prawica nie jest zainteresowana budowaniem społeczeństwa obywatelskiego opartego na poczuciu bezpieczeństwa czy lepszym dostępie do edukacji. To jest zadanie dla nowej lewicy.
Pan myśli, że kino może być iskrą, która doprowadzi do większej zmiany?
Film jest tylko filmem. Po wyjściu z kina widz może sobie zadać pytania, może się wściec, może poczuć, że zrozumiał jakiś problem na nowo. Aby kino mogło być zarzewiem zmian, potrzebuje aktywistów. Chciałbym żeby instytucje kultury były bardziej polityczne. Ludzie zajmujący się kulturą, zwykle mają większe inklinacje do liberalnych, oświeceniowych idei. Trzeba wiele wysiłku, aby przywrócić tym ideom wartość. Nie powinniśmy się bać bojkotu i protestu. Gra jeszcze się nie skończyła.
Rozmawiał Łukasz Knap