Kina nie strajkowały. Miały swoje powody
Kina też mają być objęte projektem nowego podatku od reklam. Ale nie przystąpiły do protestu. "Nie pokazujemy reklam" - mówią w małych kinach lokalnych. "Nie chcieliśmy witać widzów czarnymi ekranami, zwłaszcza w Walentynki" - dodają inni. Duzi gracze nabrali wody w usta.
Kilka dni temu całą Polską wstrząsnął protest mediów przeciw nowemu podatkowi, którym chce je obłożyć rząd. Gazety publikowane były z czarnymi stronami, "wygasły" portale internetowe, nie nadawały telewizje informacyjne, w radiach można było usłyszeć tylko muzykę.
Efekt był wstrząsający, ale w zamieszaniu związanym z tym przedsięwzięciem, umknął jeden istotny szczegół - w opublikowanym na rządowej stronie internetowej uzasadnieniu projektu ustawy można przeczytać, że podatek związany z zyskami z publikacji reklam dotyczyć będzie także kin.
Pomysłodawcy nowego podatku piszą tam: "Podmiotami zobowiązanymi do wnoszenia składki z tytułu reklamy konwencjonalnej będą w świetle przepisów projektu dostawcy usług medialnych, nadawcy, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawcy, świadczący na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej usługi reklamy, określone w art. 5 projektu ustawy".
Premiery polskich filmów w 2021 roku
Dla kin, doświadczonych w ostatnim roku bardzo mocno kolejnymi lockdownami i zakazami działalności, byłby to kolejny duży cios. Ale nie przyłączyły się one do protestu mediów. Dlaczego?
- Na razie trudno było organizować protest, bo byliśmy przecież zamknięci - mówi Paweł Doktór, prezes firmy Maxfilm, która prowadzi kilka kin, m.in. warszawskie: Atlantic i Wisła. - Zaraz po otwarciu też nie chcieliśmy od razu odstraszać widzów czarnymi ekranami, zwłaszcza w Walentynki. Tym bardziej, że na razie nie będziemy pokazywać reklam. Nikt nie decyduje się na kampanię reklamową, która może potrwać tylko dwa tygodnie, a tak może być, jeśli rząd nie przedłuży "okresu próbnego” otwarcia kin. Nie ukrywam też, że reklamy nie są głównym źródłem naszego utrzymania. Bazujemy głównie na frekwencji i zyskach z biletów. Ale to nie znaczy, że nowy podatek nie będzie dla nas problemem. W tej branży, zwłaszcza w tak kryzysowym czasie, liczy się każda złotówka. A więc problem oczywiście wróci. I z pewnością będziemy zabierać głos w tej sprawie, a może nawet przygotujemy jakąś adekwatną dla naszej działalności formę protestu.
Niektóre kina nie przyłączyły się do projektu z dużo prostszego powodu: nie pokazują reklam, a tym samym nie będą objęte nowymi przepisami, jeśli wejdą w życie w projektowanej formie. Tak jest w bardzo wielu kinach lokalnych i studyjnych, często prowadzonych przez jednostki samorządowe, np. w Gdyńskim Centrum Filmowym.
- W naszym kinie od samego początku działalności nie pokazujemy reklam - wyjaśnia Magdalena Jacoń, rzeczniczka prasowa GCF. - Przed filmami można zobaczyć tylko zwiastuny nowych tytułów, ewentualnie spoty gdyńskich akcji społecznych, które pokazujemy jako gdyńska instytucja. Po ludzku mamy oczywiście swoje opinie na ten temat, ale formalnie przepisy o nowym podatku nie będą nas dotyczyć, więc nie planujemy protestu w tej sprawie.
Przedstawiciel Multikina nie odpowiedział na pytania portalu Wirtualna Polska w sprawie projektu nowego podatku.
- Na ten moment nie udzielamy komentarza - stwierdziła Natalia Kaleta-Nguyen, rzeczniczka prasowa sieci Multikino.
Z kolei Nina Graboś, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej Agora SA, do której należy sieć kin Helios, tłumaczy:
"Sieć kin Helios od początku była w gronie sygnatariuszy listu otwartego do władz Rzeczypospolitej Polskiej i liderów ugrupowań politycznych w sprawie planowanego podatku od reklam. Włączyła się też w protest, informując o akcji 'Media bez wyboru' na swoim profilu społecznościowym na FB. Obecnie Helios wraz z organizacjami branżowymi pracuje nad uwagami do projektu ustawy, które zostaną zgłoszone w ramach prekonsultacji".