"Kobiety mafii" to przewidywalny komediodramat. Widzieliśmy nowy serial Patryka Vegi
Twórca kinowych hitów brnie w zaparte, mieszając zawodowych aktorów z amatorami. Efekt nie zachwyca, jednak po pierwszym odcinku chce się więcej.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Dwójka młodych ludzi przechodzi "na dziko" przez tory kolejowe, nie uważając na nadjeżdżający pociąg. Mężczyzna ginie pod kołami, a jego szczątki walają się po okolicy. Dziewczyna traci nogi i zmysły, próbując doczepić odciętą głowę ukochanego do martwego ciała.
Patryk Vega wziął sobie do serca dewizę Hitchcocka i właśnie takie "trzęsienie ziemi" zaserwował widzom pierwszego odcinka "Kobiet mafii". Kinowego hitu, który przyciągnął ponad 2 mln widzów, a teraz został rozpisany na 6-częściowy serial. Wcześniej zrobił to samo z "Botoksem", więc zapowiedź rozbudowania starych wątków czy dodania nowych postaci do historii znanej z kinowych "Kobiet mafii" nie była wielkim zaskoczeniem.
Zaskoczeniem nie jest też nastrój i estetyka, którą reżyser i scenarzysta serwuje nam w najnowszej produkcji. Krótko mówiąc każdy, kto zna wcześniejsze dokonania Vegi, może założyć w ciemno, że odcinkowe "Kobiety mafii" albo z miejsca go odrzucą, albo zapewnią odrobinę niewymagającej rozrywki.
Nieważne jednak, czy postrzegamy Vegę jako czarną owcę polskiego kina, czy dostawcę widowisk dla mas – on nadal robi swoje i dociera z pomysłami do pokaźnego grona widzów. W tym kontekście serial "Kobiet mafii" jest powtórką z rozrywki. Więcej - choć wcale nie lepiej, bo bez zmian - tego samego, co pokochaliśmy/znienawidziliśmy w kinowej wersji. Fani mają okazję lepiej poznać historię policjantki Beli (Olga Bołądź), na swój sposób bardzo sympatycznej postaci, której chce się kibicować. W pierwszym odcinku zarysowano także wątek wojny między warszawskimi gangami, który cierpi przez drewniane aktorstwo naturszczyków. Pochodzący ze świata MMA Karol Bedorf i Łukasz Jurkowski może i mają zadatki na filmowych oprychów, ale brak warsztatu aktorskiego wychodzi na każdym kroku. To samo tyczy się Tomasza Oświecińskiego, który w "Kobietach mafii" miał grać bardziej zniuansowaną postać zimnego psychopaty. Ale mu nie wyszło.
Po pierwszym trzęsieniu ziemi Vega nie podkręcił tempa i nie utrzymał akcji na wysokich obrotach do samego końca. Zamiast tego, w swoim stylu, przedstawił zlepek mniej lub bardziej zabawnych gagów okraszonych dużą dawką wulgaryzmów. Poważny wątek dramatu idealistycznej policjantki spełnia swoje zadanie, bo po dojściu do krytycznego momentu, w którym odcinek dobiega końca, ma się ochotę na więcej. Zwłaszcza gdy nie widziało się kinowej wersji.
Serial "Kobiety mafii" to Patryk Vega w czystej postaci. Twórca konsekwentnie robi swoje nie zważając na hejterów i nie da się ukryć, że wychodzi mu to na dobre. Żałuję przy tym, że nie bierze sobie do serca konstruktywnej krytyki i cały czas lansuje naturszczyków. Jeżeli w ten sposób chciał osiągnąć nowy poziom realizmu, to niestety nie tędy droga.
Obejrzyj: Bołądź odnalazła nową pasję: "Spodobał mi się taniec na rurze"
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.