''Kongres'': Wywiad z Michałem Englertem - Polski chłopak w trampkach na planie z gwiazdami
*Michał Englert to obecnie jeden z najpopularniejszych i najbardziej cenionych operatorów w kraju. Za zdjęcia do filmu "Nieulotne" Jacka Borcucha został nagrodzony w Sundance na festiwalu Roberta Redforda, a za "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiejotrzymał Złote Lwy w 2008 roku. Tym razem, z okazji polskiej premiery filmu "Kongres" w reżyserii Ariego Folmana, spotkaliśmy się z Englertem, żeby porozmawiać o
jego wyjątkowej i niekiedy też zabawnej współpracy z autorem "Walcu z Baszirem".*
ONS
Znajdujemy się na 38. Festiwalu Filmowym w Gdyni. W tym roku pokazywane są cztery filmy, do których zrealizowałeś zdjęcia, w tym aż trzy z nich walczą o Złote Lwy - „W imię...”, „Bilet na księżyc”i „Nieulotne”. Czwartym filmem, tym prezentowanym poza Konkursem Głównym, jest „Kongres” w reżyserii Ariego Folmana. Obraz jest międzynarodową koprodukcją, w której występują hollywoodzkie gwiazdy, m.in. Harvey Keitel i Robin Wright. Opowiedz, w jaki sposób stałeś się częścią takiej ekipy?
Zadzwoniła do mnie znajoma producentka z firmy Opus, z pytaniem czy może pokazać moje filmy zagranicznemu reżyserowi, z którym rozpoczynają współpracę. Odpowiedziałem, że nie ma żadnego problemu, ale zdradź, kto to jest. Ona na to, że Ari Folman, twórca „Walcu z Baszirem”. Wbiło mnie w ziemię. „Oczywiście, że tak. Jak najbardziej pokaż mu moje prace”. Na nic specjalnie nie liczyłem. Dowiedziałem się, że Ari ogólnie wtedy przeglądał różne materiały autorstwa innych operatorów, więc na tamtą chwilę nie przykładałem do tego jakiejś większej wagi. Jednak po jakimś czasie przyjechał do Warszawy na spotkanie ze mną.
Czy to było dla niego istotne, żeby operatorem w jego najnowszej produkcji był Polak?
Tak. Dokładnie takie miał założenie. Poza tym polscy operatorzy mają bardzo dobrą opinię na świecie. Tak naprawdę współpraca z Polską przy tym projekcie miała dla Ariego duże znaczenie. Bardzo mu zależało, żeby animowane sekwencje do filmu zrealizować w studiu w Bielsku-Białej. Nie wspominając już o tym, że cała historia zainspirowana jest opowiadaniem Stanisława Lema „Kongres futurologiczny”. No i spotkaliśmy się w Warszawie. To była bardzo śmieszna sytuacja, ponieważ ja właśnie wróciłem z planu, kompletnie zmęczony, Ari też wyglądał na wyczerpanego, ale jak tylko zaczęliśmy rozmawiać, to nie mogliśmy przestać przez dobrych kilka godzin. Cieszyłem się, że spotkałem tak ciekawą osobę, bez względu na to czy miałoby coś więcej z tego wyniknąć. Po paru dniach, otrzymałem telefon z zaproszeniem do współpracy i już po dwóch tygodniach byłem na dokumentacji w Los Angeles.
Ari Folmanprzed spotkaniem obejrzał twoje dotychczasowe dokonania. Mówił ci, co mu się najbardziej spodobało lub co zaważyło na decyzji, że to właśnie ciebie wybrał do filmu?
Powiedział coś, czym mi zrobił ogromna przyjemność, jednak rozmawialiśmy o tym dużo, dużo później - już po zdjęciach. Wyznał, że najbardziej spodobało mu się to, że potrafię każdy film zrobić inaczej. Że wciąż szukam drogi, innych sposobów na to, jak daną rzecz lub temat można zaprezentować, opowiedzieć. Często tak jest, że poszczególnych operatorów charakteryzuje określony styl wizualny, jeżeli mogę tak to nazwać. Ja osobiście czegoś takiego nie chciałbym posiadać. Jest we mnie taka chęć, żeby robić coś za każdym razem inaczej.
Czytałam, że ty i Ari Folman bardzo zżyliście się na planie. Jesteście teraz dobrymi przyjaciółmi. On sam w wywiadach nazywa ciebie bratem.
No tak. Ja jestem „mały brat”, a on jest „duży brat”.
To prawda, że mówi do ciebie "Misza"?
Tak, ale wszyscy przyjaciele tak do mnie mówią. Co śmieszniejsze, Ari nazywał mnie „Miszkus” albo „Miszka” i cała zagraniczna ekipa też tak do mnie mówiła. Bardzo mnie to bawiło. Pamiętam, jak pojechałem do Los Angeles, mieliśmy razem jechać z rana na jakąś dokumentację. Czekam na niego w hotelu, w lobby. On przychodzi i mówi do mnie po polsku „Jak się masz kochanie?”. Byłem w szoku, a on: „No co się tak patrzysz? A jak mówi do ciebie mama?”. Odpowiedziałem, że faktycznie czasami zwraca się do mnie „kochanie”. Okazało się, że i mama Ariego mówiła tak do niego w domu, ponieważ pochodzi z Łodzi. Wtedy dowiedziałem się, że Ari ma polskie korzenie i co ciekawsze, od dwóch lat ma polskie obywatelstwo.
Czyli Folman i cała jego rodzina są mocno związani z Polską i z tym, co się obecnie u nas dzieje w kraj?
Jak najbardziej. Ari jest bardzo bystrym obserwatorem i ma bardzo ciekawe poglądy na nasz kraj. Powiem więcej, chyba udało mi się go przekonać, żeby kiedyś zrobił film w Polsce. Zobaczymy, czy coś z tego będzie.
Wróćmy jeszcze do „Kongresu”. Opowiedz, jak wyglądała ta polska strona pracy nad filmem, zarówno jeżeli chodzi o animację, jak i twoje zdjęcia.
David Polonski- ilustrator i bardzo dobry przyjaciel Ariego, który odpowiadał za senografię “żywą” i animowaną przy „Kongresie”- stworzył wstępne rysunki i szkice klimatu animacji. Bardzo dużo rozmawialiśmy o analogiach i różnicach części animowanej z tą fabularną - jak stworzyć spójny, choć nie stroniący od kontrastów, wizualny język. Oczywiście nasze możliwości budżetowe na rzeczywistym planie zdjęciowym były ograniczone, w porównaniu z tym, co mogliśmy zrobić w części animowanej. Przynajmniej na etapie idei. Wydaje się, że na kartce papieru można stworzyć wszystko - limitem jest tylko własna wyobraźnia. W rzeczywistości to jednak mordercza praca wielu animatorów, którzy również borykają się z problemami czasu i budżetu.
Animowane postacie nawet w subtelnych wyrazach twarzy przypominają aktorów. Jak to się udało?
Wszystkie sceny aktorskie z części animowanej, zostały wcześniej zarejestrowane (w roboczym świetle i w najprostszych ustawieniach) na materiale wideo, żeby ułatwić rysownikom oddanie ekspresji twarzy aktorów.
Opowiedz o swoich osobistych odczuciach współpracy z tak dużymi gwiazdami, jak Harvey Kaitel, Jon Hamm czy Robin Wright? Jak oni przyjęli cię do ekipy?
Wiesz, praca przy filmie w USA rządzi się własnymi prawami. Wydaje mi się, że tam jest taki niepisany kodeks pozycjonowania się, który wcielają w życie agenci tych gwiazd. To właśnie oni robią zbyt duże show przed producentami i resztą ekipy, chcąc przez to podkreślić, że ich klient jest najważniejszy na planie. Niejednokrotnie dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Kiedy Ari zdecydował się na obsadzenie Kaitela, wszyscy w produkcji przestrzegali go, że bedą z tego tylko same kłopoty. Rzeczywiście okazało się, że przyczepa Harveya ma być największa spośród całej reszty, filmowe garnitury szyte na miare z najlepszych dzianin, standarty najdroższych hoteli, specjalna dieta, etc. Ale kiedy Harvey Kaitelprzyszedł na plan okazało się, że to serdeczny, bardzo otwarty, starszy pan, który jest w świetnej formie (codzienie
ćwiczy yogę i trenuje!) i który nie miał żadnych kłopotów z podawaniem swoich kwestii zza kamery, siedząc obok mnie na drewnianej skrzynce. Szybko zrozumiałem, że to nie aktor stawiał te wymogi, tylko jego agent, który w ten sposób buduje rynkową “renomę” swojego klienta.
A jak aktorzy reagowali na ciebie? Dziwili się, co to za chłopak z Polski?
Pamiętam, jak podczas jednej z pierwszych prób czytanych, wyjąłem małą kamerę i zacząłem ich filmować- tak tylko dla nas, dla mnie i Ariego, żebyśmy mogli się przyjrzeć ich twarzom. Zobaczyłem wtedy pełną konsternację. Zaczęły się pytania: „Ale czy to potrzebne? Kto to będzie oglądał? A tak właściwie to przypomnij mi, czym ty sie zajmujesz?” , a Ari na to: „No to jest Miszka! Nasz operator” (śmiech). Aktorzy na początku byli bardzo nieufni w stosunku do mnie. Widzą młodego chłopaka z zagranicy, w trampkach, krórego reżyser nazywa jak jakiś rosyjski trunek... Wydawało się, że to będzie ciężka współpraca, ale dzięki bezpretensjonalności Ariego i jego szczerości, pasji oraz atencji, którą dał aktorom, szybko przełamaliśmy pierwsze lody i mogę powiedzieć, że bardzo się zżyliśmy. Ari również mnie obdarzył ogromnym zaufaniem, co mnie niezwykle ujęło. Pamietam taki moment, na samym początku zdjęć, kiedy po jednym z pierwszych ujęć, zorientowałem się, że Ari stoi tuż obok kamery, wpatrzony w aktorów. Zapytałem czy
nie chce podejść do dużego monitora i obejrzeć nagranego ujęcia, czy aby wszystko było ok. Odpowiedział: “Nie ma takiej potrzeby. Przecież mam Ciebie. Powiedziałbyś mi, gdyby było źle”
Jestem bardzo ciekawa, jak kręciliście jedną konkretną scenę. To moja ulubiona sekwencja w filmie, kiedy Harvey Kaiteldoprowadza Robin Wrightdo płaczu w trakcie jej skanowania. Jego postać chce uzyskać od niej cały wachlarz emocji i mu się to udaje. Jak trudna była do nakręcenia ta scena?
Dowiedzieliśmy się, że istnieje już takie miejsce na świecie, w którym skanują ludzi na potrzeby przemysłu filmowego. Pojechaliśmy tam na dokumentację. To jest bardzo dziwna przestrzeń, która sprawia, że faktycznie ma się poczucie, jakbyś jakąś część siebie tam zostawiał. Monolog, który wygłasza Harvey do Robin został napisany przez Ariego już w trakcie zdjęć. Po tym jak lepiej ją poznał. W zasadzie można powiedzieć, że cały ten tekst został napisany personalnie “pod nią”. W jednym z dubli, Robin włożyła sobie do ucha słuchawkę i to sam Ari mówił do niej w trakcie ujęcia. Zrobił to właśnie po to, żeby wywołać u niej określone emocje. Co powiedział - to pozostanie ich tajemnicą. Ja również bardzo lubię ten fragment filmu i moim zdaniem Robin była niezwykle dzielna. Bardzo dużo ją to kosztowała, a w efekcie przeszła samą siebie. To w końcu bardzo osobisty dla niej film i w tej
scenie dobrze to widać.
Ari Folman, tak samo jak i ty, po raz pierwszy spotkał się na planie z hollywoodzkimi gwiazdami. Jak się do niech odnosił?
Muszę przyznać, że piłował ich niemiłosiernie. Ari, jako reżyser jest bardzo wymagający. Oczywiście jest czarujący, ale jeżeli coś nie idzie po jego myśli, to nie daje za wygraną. Tak długo ich maltretował aż osiągnął swój cel. Aktorzy na początku byli w szoku, kiedy zobaczyli, jak on pracuje, ale później mieli do niego bardzo dużo szacunku. Wiedzieli, że warto się temu wszystkiemu poddać. To było fajne, że ta bezpretensjonalność i autentyczność Folmana spowodowała, że mieliśmy bardzo sprawny, zgrany i udany plan zdjęciowy.
_**Rozmawiała: Katarzyna Kasperska**_
"Kongres" od piątku (13.09.) w kinach!