Krystyna Czubówna: "Od zawsze realizuję trzy "S": samorządna, samodzielna i samofinansująca się"
Dziennikarka, prezenterka i lektorka, której głos przeszedł już do legendy. Krystyna Czubówna to klasa sama w sobie, a także dowód na to, że marzenia się spełniają. Wystarczy tylko bardziej się postarać i nie poddawać przy pierwszej przeszkodzie.
07.04.2017 | aktual.: 07.04.2017 13:54
Już jako mała dziewczynka miała silne pragnienie bycia dorosłą i niezależną. Przez całe lata była świetną uczennicą i posłusznym dzieckiem. Wreszcie, gdy trafiła do ostatniej klasy liceum, postanowiła się zbuntować. Uciekła z domu prosto do klasztoru sióstr niepokalanek. Jak tłumaczyła później, chciała zostać misjonarką.
Rodzice, którzy nie akceptowali takiego wyboru, byli wściekli i wreszcie Czubówna wróciła do domu, aby potulnie uczyć się do matury. Wciąż jednak czuła się nieco tłamszona. Ojciec wprowadzał rygorystyczne zasady, musiała wcześnie wracać do domu, a o randkach z chłopakami, którzy szaleli na jej punkcie, nie było nawet mowy.
Od najmłodszych lat fascynowała się teatrem i filmem, myślała nawet nad jakimiś artystycznymi studiami. Jednak jej matka stanowczo protestowała.
- Od dziecka występowałam na scenie, to było dla mnie zwyczajne, naturalne. Nie widziałam siebie jako aktorki, ale fascynowały mnie te studia i chciałam studiować dla samego studiowania - wyznawała w programie "Dzień Dobry TVN". - Ale mama miała inny pomysł, handel zagraniczny. Musiałam się nie dostać na te studia, żeby znalazła się ścieżka dojścia do Polskiego Radia.
Wreszcie udało się jej dostać na przesłuchanie do radia i* błyskawicznie zachwyciła swoim głosem* wszystkich zgromadzonych. Potem występowała również w telewizji, stając się jedną z najpopularniejszych prezenterek. Często pracowała też jako lektorka. Można ją usłyszeć w różnych serialach i filmach, najczęściej dokumentalnych, jak "Powrót do Casablanki", "Królik po berlińsku", "Aktorka" czy ostatnie "Chce mi się żyć". Zdarzyło się jej również mignąć na ekranie, najczęściej pojawiała się w roli dziennikarki lub spikerki, jak chociażby w "Dniu świra" czy "Bezmiarze sprawiedliwości".
Życie prywatne nie układało się jej jednak już tak idealnie. Podczas pracy w radiu poznała inżyniera Bogusława i wkrótce między nimi zaiskrzyło. Po jego długich namowach zgodziła się z nim zamieszkać, jednak szybko pożałowała tej decyzji. Dopadła ją proza życia, była coraz bardziej niezadowolona ze swojego związku. Myślała, że powinna zostać z partnerem ze względu na dobro ich córki Agnieszki, ale wreszcie uznała, że nie ma to najmniejszego sensu.
- Rozstaliśmy się w czasie wakacji. Wydawało mi się, że ojca na tyle mało było w domu, że Aga tego nie odczuje. Zmieni się tylko to, że nie będzie zostawał na noc - opowiadała. - Żeby przykryć problem, zarządziłam kapitalny remont mieszkania. Potem żałowałam rozstania, ale zaraz pojawiała się druga myśl: kobieto, to jest najmądrzejsza rzecz, jaką zrobiłaś w życiu. Strasznie się biłam z myślami.
Czubówna przyznawała, że rola samotnej matki nie była łatwa, ale wiedziała, że jest zdana sama na siebie i nie ma innego wyjścia - musi dać sobie radę. Czasami było jej niezwykle ciężko, z trudem łączyła pracę i opiekę nad dzieckiem.
- Uprawiałam zawód, który kochałam, który dawał mi spełnienie, satysfakcję. Dla mnie to była służba, byłam dyspozycyjna 24 godziny na dobę. W takich sytuacjach niezwykle trudno jest pogodzić kobiecie trzy role: żony, matki i dobrego pracownika. Bycie matką było dla mnie priorytetem, praca była drugą pasją i na trzecią nogę już nie było miejsca - opowiadała w "Vivie!".
Przyznawała, że córkę traktowała bardziej jak partnera niż dziecko.
- Może dlatego, że życie mnie nie rozpieszczało, czasem przerastało - dodawała. Czasami ledwo wiązała koniec z końcem. - Miałam problemy finansowe, mimo kilkunastogodzinnego dnia pracy.
Życiowy egzamin zdała jednak na szóstkę. Te doświadczenia sprawiły, że stała się znacznie silniejsza, przestała się zamartwiać i zrozumiała, że jeśli tylko mocno się postara, może osiągnąć wszystko sama, nie musi być zdana na nikogo innego.
- Sprawy tak się w moim życiu potoczyły, że musiałam przejąć ster i musiałam sobie radzić. Od zawsze realizuję trzy „S” – samorządna, samodzielna i samofinansująca się - opowiadała w "Vivie!".
W poważne związki wchodziła jeszcze dwukrotnie, ale za każdym razem przekonywała się, że bardziej odpowiada jej życie w pojedynkę. Na samotność nie narzeka - ma świetny kontakt z córką i dwie wnuczkami, którymi uwielbia się opiekować.
I zapewnia inne kobiety, które tak rozpaczliwie poszukują partnera, że mężczyzna wcale nie jest im do szczęścia potrzebny.