Maciej Musiałowski: "Hejt bierze się z frustracji i z przymusu nieustannego porównywania się do innych"
W najnowszym filmie Jana Komasy wcielił się w główną rolę: chłopaka, który nakręca spiralę nienawiści. Dochodzi do tragedii. Nam Maciej Musiałowski opowiada o tym, jak podzieleni są Polacy i do czego to może doprowadzić. - Uratować może nas komunikacja, szacunek i akceptacja - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
09.03.2020 | aktual.: 09.03.2020 17:27
Karolina Stankiewicz, Wirtualna Polska: Czy uważasz, że to jest dla ciebie przełomowy rok?
Maciej Musiałowski: Nie. Na pewno będzie to przyjemny rok, bo będę miał wiele ciekawych premier, które są efektem mojej dwuletniej pracy. Ale pracuję dalej tak, jak wcześniej, nic się nie zmieniło.
Kiedy zaczęła się twoja kariera?
Pracuję od trzeciego roku studiów zarówno w teatrze, jak i w filmie. Teraz faktycznie moja praca zostanie pewnie zauważona przez szerszą publiczność, ale nie chciałbym dać się temu pochłonąć. Na pewno będzie bardzo intensywnie i trochę się tego boję.
Czego konkretnie?
Boję się zostać wpisany w jakieś ramy, być uznany za zdolnego lub niezdolnego. Chcę dalej się rozwijać i to jest moim głównym celem, ale nie chcę skupiać się na opiniach, bo mogę wtedy stracić czujność.
Jak się czułeś, gdy "Boże ciało" Jana Komasy dostało nominację do Oscara?
Bardzo dobrze. Janek to mój przyjaciel i cieszę się z tak wielkiej nobilitacji dla niego. Było to bardzo fajne przeżycie. Bardzo mu kibicowałem.
Zobacz także: "Sala samobójców. Hejter". Jan Komasa: "Ten film to szczepionka na hejt"
A czy nie czujesz presji z tym związanej? Ludzie pewnie będą liczyć na to, że "Sala samobójców. Hejter" powtórzy ten sukces?
W dzisiejszych czasach ludzie mają mnóstwo opinii na każdy temat, więc nie zastanawiam się nad tym. Trzymam się opinii własnych, swoich bliskich, przyjaciół i moich mentorów. Zdanie publiczności jest również bardzo ważne, ale chyba bardziej dla producentów niż dla mnie. Ja po prostu gram. Jeżeli przyjdzie moment, gdy totalnie rozczaruję widownię, to wtedy będę musiał się nad tym zastanawiać. Póki co nie miałem takiego momentu.
Twoja kreacja w "Hejterze" jest niesamowita. Czy długo nad nią pracowałeś?
Tak, długo się do tej roli przygotowywałem, ale pracowałem z reżyserem, który był mocno zaangażowany w mój proces twórczy. Staliśmy się nierozłączni na kilka miesięcy. Dzięki wsparciu ze strony Janka mogłem chodzić na Uniwersytet Warszawski, spotykać się z agencją PR-ową, a gdy uznaliśmy, że powinienem schudnąć do roli, to korzystałem z pomocy dietetyka. To było 5 miesięcy skupienia tylko na tej roli i wchodziłem w nią zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Ten film opowiada między innymi o mrocznej, destrukcyjnej sile internetu. Czy uważasz, że powinniśmy się go bać?
Nie. Uważam, że powinniśmy się bać samych siebie i tego, jaki internet tworzymy. Myślę też, że odpowiedzialność za to, jak wygląda współczesny internet, ponoszą media. Bo w mediach liczy się to, co się klika, a klikają się zazwyczaj negatywne emocje i mocne tytuły. Wiele mediów zakłada, że cały naród żąda czegoś takiego, więc sprowadza średnią społeczeństwa do tej jego mrocznej sfery. A co z ludźmi, którzy czują się zmęczeni taką narracją? Dostosowywanie poziomu mediów do najniższych warstw społecznych czy intelektualnych to nie jest dobra droga. Mam wrażenie, że w tej chwili internet bazuje na założeniu, że wszyscy jesteśmy głupi, źli i żądni agresji.
To, o czym mówisz, wybrzmiewa też w "Hejterze".
Ten film jest o podziale, jaki generuje takie podejście do ludzi i myślę, że należałoby jakoś ten podział zamazać. Zdrowy podział społeczny jest bardzo ważny – mam tu na myśli to, że należy się sugerować opiniami profesorów, naukowców czy ekspertów w swoich dziedzinach. Ktoś poświęca swoje życie, by dojść do jakiejś wiedzy czy umiejętności i nie należy tego lekceważyć. A teraz żyjemy w takim kotle, w którym każdy uważa, że jego zdanie jest najważniejsze. Musimy zacząć się bardziej szanować i tutaj media mają ogromny wpływ na narrację, jaką podejmiemy.
Spory udział w podważaniu autorytetów ma również władza.
Nie uważam, że wszystko, co robi obecna władza jest w stu procentach złe, bo nigdy tak nie jest. Każdy ma swoje powody działania i żyje w przekonaniu, że to co robi jest w jakiś sposób dobre. Nie wypada dzielić nas na tych, którzy myślą lepiej i na tych, co są głupi, tylko trzeba się zacząć szanować i rozpocząć rozmowę. Ja jestem już zmęczony tym polskim wrzaskiem z prawej i z lewej strony. Przez cały okres mojego dorastania, aż do teraz, jestem świadkiem jakichś przepychanek, korupcji, nagabywania i przekrzykiwania. Przerażające jest to, że młodzi ludzie na to patrzą, a przez pryzmat upadku autorytetów, którymi powinni być politycy, uczą się takich samych wzorców.
Ktoś musi wreszcie przerwać tę spiralę nienawiści i powiedzieć "jestem zmęczony tym krzykiem, chodź, pogadajmy". Na razie przypomina mi to rozsierdzony tłum z niepiśmiennej Polski. Polityków pewnie zawstydziłoby, gdyby media zaczęły traktować wszystkich fair i z szacunkiem, a nie docierać do mas najprostszymi emocjami, jak smutek, strach czy agresja.
O tym też jest ten film. Czy uważasz, że żyjemy w takim spolaryzowanym społeczeństwie, jakie widzimy w "Hejterze"?
Absolutnie tak. W Polsce pańszczyznę zniesiono dopiero w drugiej połowie XIX w. i myślę, że to jeszcze stąd się bierze ten podział. Jestem osobą wierzącą, ale też bardzo ufam nauce. Istnieje coś takiego, jak pamięć genetyczna i to wszystko w nas jeszcze siedzi. Żeby to wyplenić, nie można oceniać i krzyczeć. Najwyższy czas, byśmy zaczęli szukać rozwiązań i edukacji, która by nas łączyła, a nie dzieliła.
Edukacja to też jest kolejne pole bitwy o wpływy.
Nie chcę wierzyć, że ktokolwiek w sejmie jest zły i chce źle dla społeczeństwa. Tylko wydaje mi się, że politycy, którzy rządzą naszym krajem, żyją w bańce. Przecież oni w ogóle nie mają dostępu do prawdziwego życia, a wielu z nich od lat siedzi w tym sejmie. Żyją za wysokie pensje, jeżdżą limuzynami, gdzieś się wiecznie spieszą. Nie wydaje mi się, by byli złymi ludźmi, ale stracili kontakt z rzeczywistością. Uznali, że cały naród potrzebuje mocnej ręki i traktowania, jakby nie umiał myśleć samodzielnie.
W filmie hejt eskaluje na ogromną skalę. Czy myślisz, że w rzeczywistości media społecznościowe mają aż taką moc?
Tak. Mamy chociażby mnóstwo przypadków samobójstw dzieci szkalowanych przez internet. To ogromny problem. Ale mnie najbardziej w tym filmie uderza to, jak bardzo jest aktualny, jak bardzo przenika się z rzeczywistością. To mrozi krew w żyłach.
Twój bohater świetnie operuje internetowym hejtem jako narzędziem do osiągania własnych celów. Czy ty spotkałeś się w życiu z hejtem?
Hejt to problem globalny, chyba każdy kraj ma problem z wirtualną przemocą, która nie do końca jest regulowana prawnie i nie jest traktowana serio, a często doprowadza do tragedii. Owszem, ja też czytam czasem złośliwe komentarze na swój temat, ale zawsze czuję, że nie jest to podszyte rzeczywistą oceną, tylko strachem, gniewem i zazdrością. Że hejt piszą ludzie, którzy są sfrustrowani. W pewnym sensie czuję jakąś empatię do nich, ale pomieszaną z gniewem. Niektórzy ludzie są uprzywilejowani, rodzą się w dobrych domach, mają mądrych rodziców, którzy umieją rozmawiać. Ale jest też ogromna grupa dzieci, które dorastając, nie mają takiego wsparcia. Myślę, że hejt wynika z tego, że nieustannie porównujemy się do innych ludzi, a internet wzmaga w nas ten przymus. Widzisz na Instagramie, jak wspaniale mają inni i wzrasta w tobie frustracja. A przecież mógłbyś sięgnąć po lepsze życie, bo ludzie to robią. I to tylko w twojej głowie musi nastąpić zmiana.
Nie zgodzę się z tobą tutaj. Myślę że aby samemu sięgać po lepsze życie, trzeba dostać jakieś wsparcie na starcie. Mieć pewien kapitał w postaci wiedzy, wiary we własne umiejętności, poczucia, że masz wpływ na własne życie. To wszystko nie bierze się znikąd.
Tak, ale można to budować na przykład przez edukację. Znam ludzi z patologicznych rodzin, którzy nie dostali wsparcia w domu, a osiągnęli wielkie sukcesy przez to, że spotkali na swojej drodze ludzi, którym mogli zaufać – na przykład nauczycieli. Ale niestety żyjemy w czasach upadku mentorów, co jest ogromny zagrożeniem dla zdrowego funkcjonowania naszego społeczeństwa. To, że podważa się autorytety powoduje, że nie wyjdziemy z tego zamkniętego koła.
Masz pomysł, jak moglibyśmy to odwrócić?
Jeżeli chcemy zmian, musimy godnie wynagradzać nauczycieli, bo to praca i misja, która jest niebywale obciążająca. Powinniśmy uczyć młode pokolenia wynajdywania swoich potencjałów, zamiast porównywania się do innych. Mówić o tym, że to, co widzą w internecie, to fikcja, to kreacja. Uratować może nas komunikacja, szacunek i akceptacja. Wyciąganie ręki do drugiej osoby, a nie nazywanie jej głupcem. I to jest mądrość, którą niesie ze sobą "Sala samobójców: Hejter". Mam nadzieję, że ten film nas wszystkich poruszy i zawstydzi.