Recenzje"Sala samobójców. Hejter": prawdziwy thriller jest na zewnątrz

"Sala samobójców. Hejter": prawdziwy thriller jest na zewnątrz

Szum wokół "Bożego Ciała" jeszcze nie ucichł, a do kin już wchodzi nowy film Jana Komasy. "Sala samobójców. Hejter" to kontynuacja hitu sprzed niemal dekady. Pokazana w nim historia jest aktualna do bólu.

"Sala samobójców. Hejter": prawdziwy thriller jest na zewnątrz
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

03.03.2020 | aktual.: 03.03.2020 17:33

Gdy w 2011 r. Jan Komasa pokazał swój debiut fabularny – "Salę samobójców", do kin ruszyły tłumy. Film trafił głównie do ludzi młodych, bo to o nich opowiadał. Historia chłopaka z dobrego domu, który w wyniku pewnego incydentu staje się szkolnym pośmiewiskiem, zgromadziła w kinach 821 tys. widzów i zdobyła Srebrne Lwy na festiwalu w Gdyni. Mimo to część krytyków uznała, że film jest o kilka lat spóźniony. Nie można tego powiedzieć o "Sali samobójców. Hejterze".

Oba filmy powstawały długo. Już sama postprodukcja, w trakcie której tworzono animowane sekwencje, zajęła sporo czasu. Mimo to "Hejter" wydaje się porażająco aktualny.

Tomek, student prawa, zostaje wyrzucony z uczelni za popełnienie plagiatu. Ale postanawia ukryć ten fakt przed Krasuckimi - zamożną rodziną, która funduje mu prywatne stypendium. Gdy odkrywa, że Krasuccy z powodu jego pochodzenia traktują go jak gorszego od siebie, postanawia się zemścić. Zatrudnia się w agencji PR-owej, prowadzonej przez bezwzględną Beatę Santorską, a zdobyte tam narzędzia i wiedzę o życiu wyższych klas, postanawia wykorzystać przeciwko rodzinie, która go upokorzyła. Okazją jest kampania polityczna kandydata na prezydenta stolicy Pawła Rudnickiego, wspieranego przez Krasuckich.

Tym razem Komasa znów eksploruje mroczną, destrukcyjną siłę Internetu. Ale jego bohater nie jest już ofiarą. Świetnie operuje narzędziem, które ma w rękach, a jego moc wykorzystuje do osiągania własnych celów. Manipuluje, tworzy fake newsy i virale, które niszczą kariery. Ale o tym, co tak naprawdę potrafi, przekonamy się dopiero na koniec. Jego celem jest awans społeczny, ale nie w sensie materialnym. Tomek pragnie akceptacji swoich wysoko postawionych znajomych – przyszywanego wujostwa i ich córki – ale oni traktują go z góry, wyśmiewając jego nieobycie.

Bo elity w "Hejterze" to ludzie, którzy pogardę mają we krwi. Chwalą się swoimi liberalnymi poglądami, ale za równościowymi hasłami skrywają swoją niechęć do niższych klas. I choć zostali nakreśleni grubą kreską, sporo jest w tym prawdy. A niuansów postaciom dodają świetni aktorzy: Danuta Stenka i Jacek Koman w roli dobrze sytuowanego małżeństwa, Maciej Stuhr jako kandydat na prezydenta czy Agata Kulesza w roli bezwzględnej szefowej agencji PR-owej.

Obraz
© Materiały prasowe

Ale największy atut "Hejtera" to Maciej Musiałowski. Komasa ma świetne wyczucie do młodych aktorów. Każdy jego film to świeża aktorska krew. Jakub Gierszał dostał u niego swoją pierwszą główną rolę. Później Zofia Wichłacz i Józef Pawłowski w "Mieście 44", wreszcie Bartosz Bielenia w "Bożym Ciele". Musiałowski na ekranie jest magnetyczny. To dzięki niemu "Hejter" bywa nieprzewidywalny.

Bywa, ponieważ jeśli do czegoś można tu się przyczepić, to właśnie do tego, że tym razem Komasie nie do końca wyszło granie na emocjach. To mógł być dobry, trzymający w napięciu thriller. Tymczasem to napięcie nie jest tak silne, jak by się tego chciało.

Nie zmienia to jednak faktu, że gdy uświadomimy sobie, jak bardzo aktualna jest historia, którą oglądamy, okaże się, że prawdziwy thriller jest na zewnątrz, poza salą kinową.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (404)