Małgorzata Rozenek-Majdan: To ostatni dzwonek, żebyśmy zakończyli wojnę
To ostatni dzwonek, żeby zakończyć wojnę plemion, która już dawno wymknęła się spod kontroli - powiedziała Małgorzata Rozenek-Majdan w rozmowie z Wirtualną Polską. Prezenterka opowiedziała nam o swojej aktorskiej karierze i najnowszym filmie "Druga połowa".
Małgorzaty Rozenek-Majdan pandemia nie zatrzymała. Prezenterkę lockdown zastał pod koniec trzeciej ciąży, ale szybko po porodzie wróciła do swoich aktywności. Zaangażowała się w wyjątkowo ważną dla niej walkę z niepłodnością w Polsce, a także zagrała w obecnej na naszych ekranach komedii piłkarskiej "Druga połowa". Rozenek wcieliła się w przyjaciółkę zakochanego po uszy dziennikarza sportowego, któremu radzi, jak zdobyć względy ukochanej.
Artur Zaborski: Pandemia mocno zweryfikowała to, co robimy. Jednak podczas gdy wiele osób zatrzymało się, pani nadal pędzi do przodu. Jak się to udaje?
Małgorzata Rozenek-Majdan: Jestem w biegu od co najmniej 10 lat. Nigdy w ciągu tego czasu nie miałam poczucia, że się zatrzymałam, ale nie ukrywam, że początek pandemii szczęśliwie zbiegł się w czasie z ostatnimi miesiącami mojej ciąży. Lockdown wydarzył się dla nas w najlepszym z możliwych momentów. Dokładnie go pamiętam, wszystko stało się w ciągu jednego dnia!
Plany, które mieliśmy realizować po 13 marca 2020 r., zostały zawieszone. Nie postrzegałam tego jednak w kategorii zatrzymania, a raczej jako wielkie błogosławieństwo - w końcowym okresie ciąży mogłam odpocząć, bo projekty, które miałam wówczas realizować, przeniosły się na czas tuż po narodzinach Henia. Miałam czas, żeby choć trochę odzyskać siły.
Ile pani ta regeneracja zajęła?
Na plan filmu "Druga połówka" weszłam 10 dni po porodzie. Pamiętam, że myślałam sobie wtedy, jak dobrze się stało, że ten czas przymusowego wolnego dostałam. Potem wszystko jakoś dobrze się dla mnie potoczyło.
Jest pani naprawdę bardzo zapracowana. Czy to już pracoholizm?
Nie, potrafię zadbać o wypoczynek. Kiedy wyjeżdżam na wakacje do ukochanej Azji, wtedy korzystam w pełni z dni wolnych. Ładuję baterię i dbam, byśmy całą rodziną mogli właściwie wypocząć.
Poza tym ja nie pracuję sama. Dużą zasługę w realizowaniu moich projektów ma mój fantastyczny zespół, dzięki któremu nie miałam jeszcze czasu, żeby się naprawdę zmęczyć. My działamy tak, że ja wpadam na nowe pomysły i mówię: "Słuchajcie, może zrobimy to i to?", a oni przejmują pałeczkę i wprowadzają moje plany w życie. A ponieważ są w tym niezwykle skuteczni, musimy potem za wszystkim gonić. Realizuję się zawodowo, próbuję nowych rzeczy i jest to bardzo wzbogacające.
W czasie pandemii musieliśmy przenieść pracę do domów. Szybko się pani w tym nowym układzie odnalazła?
O ile początek pandemii przysłużył się mojej ciąży, o tyle nauka zdalna moich synów była dla nas wszystkich wyzwaniem. Moje dzieci są aktywne, realizują się w swoich pasjach - Stasiek choćby w fotografii, dlatego zamknięcie oznaczało dla nich ograniczenie tego, co ich najbardziej napędza.
My nigdy nie byliśmy rodziną, która spędzała czas w internecie. Mój mąż bardzo dba o to, żebyśmy byli aktywni, mnie też do tego ciągnie. Dla naszej rodziny konieczność pracowania i uczenia się poprzez laptopy był dużą zmianą, stresującą i nerwową. Byliśmy w tym razem, ale widzieliśmy po sobie, jak to na nas źle wpływa.
Stres, podenerwowanie, niepokój to odczucia, które będą nam pewnie jeszcze długo towarzyszyć. Będziemy szukać sposobów, jak sobie z nimi poradzić. Wierzy pani, że z pomocą może nam przyjść kino?
Wierzę, zwłaszcza tak ciepłe obrazy jak "Druga połowa". Przepisem na ten film było połączenie bardzo pozytywnych emocji towarzyszących komedii romantycznej, czyli ulubionego gatunku wielu kobiet, oraz piłki nożnej - ukochanego sportu wielu mężczyzn. Efekt zawiera w sobie kobiecy i męski punkt widzenia. To chyba najlepszy możliwy kompromis, biorąc pod uwagę rodzinne wyjścia do kina. Produkcja przeznaczona jest nie tylko dla młodych par, ale także dla rodziców z dziećmi czy przyjaciół. To wszechstronna propozycja i, co ważne, pierwszy film w historii polskiej kinematografii, który pokazuje piłkę nożną w pozytywnym świetle.
Rzeczywiście, nie ma w nim korupcji, afer…
…ani nawet kibolstwa. Ja znam ten sport z punktu widzenia rodzinnego pikniku. Mój mąż mówi o mnie, że sama jestem takim piknikowym kibicem, który niewiele wie, ale traktuje tę aktywność jako sposób na miłe spędzenie czasu. Dlatego jest to moje pierwsze skojarzenie i tak powinno być, piłka nożna powinna być rodzinną rozrywką. Dobrze, że widać to na ekranie, bo przecież jest to piękny sport, a zawodnicy potrafią świecić przykładem.
Pani bardzo dobrze zna przedstawiany w filmie świat. My, widzowie, mamy teraz szansę podglądać zza kulis życie piłkarzy. Czy służyła pani radą podczas prac nad scenariuszem?
Absolutnie nie - scenarzysta jest blisko związany ze światem piłkarskim i nie potrzebował moich konsultacji. Dzięki czemu ja mogłam skoncentrować się tylko na roli, którą dostałam. Cieszę się, że "Druga połowa" pojawia się na ekranie zaraz po ponownym otwarciu kin. Pozytywne emocje są naprawdę bardzo ważne, dlatego zachęcam, by się nimi otaczać.
Pandemia złamała nas i nasze rodziny, więc skoro otworzyły się kina, warto wybrać się do nich na film, który będzie po prostu bardzo przyjemnym sposobem na spędzenie czasu. Ja moją rodzinę na pewno zabiorę na seans.
Idea filmu skupiona jest na kibicowaniu ekranowym piłkarzom. Sport to chyba ostatnia rzecz, która nas dzisiaj łączy ponad podziałami.
Sytuacje mające miejsce w świecie sportowym również pokazują ogromną skalę istniejących podziałów. Wystarczy wejść na Twittera i poczytać komentarze i spostrzeżenia, dotyczące przyjęcia odznaczenia z rąk prezydenta Andrzeja Dudy przez Roberta Lewandowskiego. Uwikłanie dziedzin sportowych w polityczne rozgrywki pokazuje, że we wszystkim potrafimy znaleźć powód do konfliktu.
Tymczasem powinniśmy poszukać czegoś, co nas łączy, bo przyjdzie czas, kiedy będzie nam to niezbędne. To ostatni dzwonek, żeby obudzić się, pomyśleć i zakończyć wojnę plemion, która już dawno wymknęła się spod kontroli, wpływając negatywnie na wiele aspektów życia każdego z nas. Głęboko wierzę w to, że sport jeszcze stanie ponad polityką. Aktualna kondycja debaty społeczno-politycznej bardzo mnie jednak smuci i męczy - argumenty jednej i drugiej strony stają się dla mnie przewidywalne i powtarzalne.
Udaje się pani jakoś od tego wszystkiego odciąć?
Nie chcę być wobec wydarzeń w moim kraju obojętna ani odcinać się od nich. Czasami jedynie ograniczam dopływ informacji, kiedy dopada mnie szczególna frustracja. Od dawna jestem uważnym obserwatorem strefy politycznej i wydaje mi się, że studia, które ukończyłam, jak i sposób, w jaki zostałam wychowana, pokazują, że nie da się przeżyć życia świadomie bez angażowania się w politykę. Możesz umyślnie odciąć się od pewnych rzeczy, ale ja nie chcę tego robić. Chcę wiedzieć, co się dzieje, o co walczymy i co jeszcze można zrobić.
Co więcej, mam w sobie wiele przemyśleń, które mogłyby wzbogacić chociażby szczególnie bliską mi dziedzinę leczenia niepłodności w Polsce. To, co dzieje się w tym zakresie, jest dla mnie niezwykle szokujące. Jeżeli polityka wsiąka tak głęboko w rodzinę, czyli podstawowe relacje międzyludzkie i najbardziej intymne momenty naszego życia, to w pewnym momencie wręcz nie możemy się od niej odcinać, bo oznaczałoby to akceptację patologicznych norm i zachowań.
Pani się na to nie godzi. Od lat walczy z niepłodnością w Polsce, niezależnie od tego, któraś partia polityczna o tym myśli.
Staram się mówić głośno o tym, jak powinna wyglądać profilaktyka leczenia niepłodności i samo diagnozowanie tego zjawiska. Niepłodność wymazuje się zupełnie z debaty publicznej. Ten temat został ograniczony do minimum. Decyzjami politycznymi pozbawionymi jakiejkolwiek merytoryki zakończono programy prokreacyjne, które przynosiły ogromny wzrost dzietności, o której tyle się teraz mówi.
W świecie, w którym w ciągu dwudziestu lat płodność par dramatycznie spada, brak wsparcia lecznictwa niepłodności, chociażby poprzez metodę in vitro, wycofanie możliwości jej finansowania przez państwo i utrudnianie samorządom realizacji związanych z nią projektów jest wielką szkodą, wyrządzoną polskim rodzinom. Sama jestem matką trójki chłopców, wiem, jaka to radość czekać na potomstwo i cieszyć się nim. Chcę, żeby każda kobieta w tym kraju mogła przeżyć to samo co ja, oczywiście, o ile ma na to ochotę. Jeśli takie są czyjeś marzenia, to ja chcę walczyć o ich spełnienie.