Marcin Dorociński: dlaczego do cholery uzurpujemy sobie prawo do bycia najważniejszymi na ziemi [WYWIAD]
Macie ochotę pokazać swoim dzieciom film, z którego wyniosą coś więcej niż puste opakowanie po popcornie? Na ekrany trafił właśnie „Był sobie pies”, o którym udzielający głosu głównemu bohaterowi Marcin Dorociński mówi „bardzo chętnie zabiorę swoją rodzinę do kina”. Nasza rozmowa zaczyna się niewinne, od pytań związanych z dubbingiem, lecz gdy schodzi na temat praw zwierząt, ekologii i dominacji człowieka, aktor bez ogródek pyta: „dlaczego do cholery my, jako ludzie, uzurpujemy sobie prawo do bycia najważniejszymi na ziemi?”. I trudno się z nim nie zgodzić.
Ostatnio mogliśmy cię usłyszeć w tanecznej bajce „Sing”, teraz ponownie wracasz do dubbingu w filmie „Był sobie pies”. Jaka jest różnica w budowaniu postaci i przekazywaniu emocji, kiedy grasz tylko głosem?
W dubbingu jest o tyle łatwiej, że ktoś już zrobił ten film, ktoś zagrał ten charakter, nie trzeba poświęcać się miesiącom przygotowań, kiedy to samemu kreuje się rolę, mając do dyspozycji tylko scenariusz. Tutaj przychodzisz i film jest gotowy i trzeba go tylko nie popsuć i postarać się, dzięki reżyserowi i realizatorowi, być najbliżej głosu z oryginalnej wersji.
Czyli pozornie nie wydaje się to takie skomplikowane?
Z jednej strony wydaje się to łatwe, z drugiej strony trudność polega na tym, żeby znaleźć charakter i emocje postaci i przekazać w swoim ojczystym języku wszystko to, co bohater przekazał w obcym języku. I to jest najtrudniejsze. W przypadku filmu „Był sobie pies” mieliśmy o tyle wygodniej, że nie trzeba było trafiać w „kłapnięcia ustami”, ponieważ jest to tylko strumień myśli, które wypowiada w danym momencie mój bohater, pies Bailey. Jeśli film podoba się aktorowi, który daną postać ma zagrać, to podłożenie głosu jest czystą przyjemnością.
O ile o oczach mówi się, że są zwierciadłem duszy, o tyle o głosie można powiedzieć, że ją porusza. Czym jest dla ciebie głos, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, w którym regularnie z niego korzystasz na wiele sposobów?
Za bardzo się nad tym nie zastanawiam na co dzień, chociaż… używam różnego rodzaju głosu kiedy o coś proszę, kiedy czegoś żądam, kiedy za coś przepraszam i kiedy się z czegoś śmieję, kiedy rozmawiam z dziećmi. W teatrze należy modulować głos, mówić głośniej i wyraźniej, żeby być dobrze słyszanym w ostatnich rzędach. Na co dzień jestem raczej spokojnym i cicho mówiącym człowiekiem. Czasami jak grałem jeszcze w piłkę nożną, to lubiłem wydzierać się na boisku, ponieważ uwalniało to emocje.
Główny bohater, czyli Bailey w filmie wielokrotnie umiera i za każdym razem wraca odmieniony. Temat śmierci w kinie familijnym, w jakiejkolwiek formie, jest często stygmatyzowany i twórcy go unikają albo przedstawiają w przerysowany sposób.
Śmierć jest w tym filmie pięknie oswajana: Bailey umiera w nim wielokrotnie i wielokrotnie wraca pod postacią nowego psa. Reżyser w prosty i wzruszający sposób pokazuje odchodzenie, ale bez zbędnej ckliwości. Nikt z nas nie wie, ile czasu pozostało mu na tej planecie i chyba nikt z nas nie wie, w jaki sposób możemy przygotować naszych najbliższych na odejście, a to jest niezwykle ważne. Bailey każde swoje odejście opisuje w bardzo prosty i piękny sposób. Jednak za każdym razem wraca odmieniony, wygląda inaczej i znajduje się w zupełnie innym ciele. Bez względu na to czy jest rasowym, przepięknym psem, czy brzydkim kundelkiem – akceptuje siebie. I to mi się bardzo w nim podoba. Mądre rzeczy wypowiadane o zwykłych rzeczach w piękny i prosty sposób, to jest siła tego filmu.
Dlaczego warto adoptować psa? Czy film „Był sobie pies” wniesie coś do życia osób, które zastanawiają się nad pojawieniem w domu czworonożnego przyjaciela?
Na pewno pokaże im, że jest to ogromna odpowiedzialność i taka decyzja niesie za sobą wiele konsekwencji. To nie jest tak, że bierzemy jakieś stworzenie i kiedy staje się ono ciężarem, bo na przykład nie możemy pojechać na wakacje itp., to wtedy je oddajemy i przerywamy tę naszą chwilową przygodę. „Był sobie pies” pokazuje ludziom, którzy nie mają w domu zwierząt, że miłość psa jest czymś wyjątkowym. Życie z czworonogiem jest wspaniałym doświadczeniem.
Czyli film z pięknym i mądrym przesłaniem?
Myślę, że jest to film uniwersalny i każdy znajdzie w nim jakąś wartość dla siebie. Bardzo chętnie zabiorę swoją rodzinę do kina i będę ciekaw ich zdania, jak im się to składa z tym, co prywatnie do tej pory przeżyliśmy, mając w domu zwierzaki.
Powiedzenie, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, ma potwierdzenie w każdym twoim słowie.
Kocham psy, ale przede wszystkim szanuję wszystkie zwierzęta i rozumiem ludzi, którzy przyjaźnią się z kotami, wężami i innymi gatunkami. Dla mnie i dla mojej rodziny najważniejsze są psy. Jasne, że chcemy mieć jeszcze koty, ale zobaczymy, czy warunki nam na to pozwolą. Natomiast psy w sposób bezinteresowny, za każdym razem kiedy wracam do domu, witają mnie w drzwiach. Nie ma czegoś takiego, że zostają na kanapie i nie przyjdą na powitanie. Za każdym razem są uradowane, szczekają z radości i skaczą na mnie. Właśnie takie zachowanie uczy mnie, żeby nie dąsać się w miłości, nie obrażać na pierdoły, nie zapamiętywać złych rzeczy, tylko za każdym razem cieszyć się z tego, że możemy patrzeć w oczy osobie, którą kochamy.
W filmie każdy pies ma do wykonania w życiu jakąś misję. A jak jest z tobą, od wielu lat angażujesz się w pomoc zwierzętom. Co ci daje ich wspieranie, czy to jest jakaś misja, a może forma spłaty jakiegoś długu wdzięczności losowi za to, że udało ci się w życiu osiągnąć sukces?
Pomaganie jest szlachetne i daje bardzo dużo radości, satysfakcji. A przede wszystkim przekłada się na często tragiczną sytuację życiową psów, kotów i innych stworzeń, które są np. porzucone w lesie czy pobite do nieprzytomności. Wspierając WWF Polska, czy inne fundacje i schroniska, poznałem mnóstwo ludzi, którzy są często anonimowi i nie chcą mówić o swojej pracy, którą wykonują dla zwierząt. A to bardzo często praca szalenie ciężka, absorbująca ich przez całą dobę. Zapał tych ludzi i poczucie, że ich praca nie idzie w próżnię doprowadziły do tego, że postanowiłem być łącznikiem, wykorzystując troszkę większą popularność od nich. Poprzez wpisy na Facebooku oraz jeżdżenie po Polsce i mówienie o gatunkach, które są na wyginięciu, mogę zrobić hałas. Zrobić coś, co być może zainspiruje innych ludzi do tego, że będą chcieli brać ze schronisk seniorów, czyli starsze psy, które tak samo jak młode szczeniaki zasługują na odrobinę ciepła domowego i miłości. Nie możemy być tak samolubni i nie dbać o zwierzęta i przyrodę, która nas otacza, bo za chwilę zostaniemy sami.
Jakiś czas temu głośno było o pomyśle odstrzelenia sporej populacji polskich żubrów. Wspólnie z Adamem Wajrakiem głośno wyraziliście swój sprzeciw.
Uważam, że zagrożone gatunki należy chronić, nie mamy prawa ich zabijać. Taka też jest litera prawa. Żubrów jest na całym świecie 4 tysiące, z czego 1/3 zamieszkuje tereny Polski. Zrozumiałem skalę problemu, kiedy Adam Wajrak powiedział mi, że niedźwiedzi polarnych jest 20 tysięcy, czyli o pięć razy więcej, a wydawać się mogło, że to niedźwiedzi jest tak mało. Czasami niektórzy mogą myśleć, że to jest przewrażliwienie na jakimś punkcie, ale dlaczego do cholery my jako ludzie uzurpujemy sobie prawo do bycia najważniejszymi na ziemi? W odległych latach kiedy żyliśmy w jaskiniach, kiedy zabicie jakiegoś zwierzęcia zapewniało wyżywienie całej rodziny, to było uzasadnione, tak działał cały ekosystem, ale dawno już nie żyjemy w takich czasach. Żeby nie być gołosłownym i dawać przykład, jestem coraz bliższy diecie wegetariańskiej .
Wbrew pozorom wiele osób zapomina o zwierzętach ze schroniska. W szczególności w Warszawie i w dużych miastach modne jest posiadanie „sezonowych” zwierząt, często drogich i rasowych psów.
Zwierzęta wzięte ze schroniska, w szczególności te, które przeżyły jakieś ogromne cierpienia, którym brakowało miłości, a spotkały ją dzięki opiekunom, kiedy tylko poczują się w czyimś domu, jak w swoim, dadzą ogrom miłości. I jest to nie do przecenienia. Poza tym z kupowaniem zwierząt, jest trochę jak z nabywaniem rzeczy materialnych. Rozumiem, że ktoś chce mieć wyjątkowego psa i wydaje dużo pieniędzy, ale jeśli tylko go kocha i szanuje, to nie widzę problemu. Natomiast jest tyle pięknych, niesamowitych psów, które tylko na początku są pozornie brzydkie i zaniedbane, a po wykąpaniu i daniu im swojego serca, stają się niezwykle piękne. Poza tym wygląd nie ma znaczenia, mam wielu znajomych, którzy mają psy o dyskusyjnej urodzie, ale dla nich są to najpiękniejsze stworzenia na świecie i właśnie to jest najważniejsze. Jak napisał Saint-Exupery w „Małym Księciu” – „sekret jest bardzo prosty, dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Rozmawiał Arek Durka