Marek Sikora: potężny cios wykończył go nerwowo

W połowie lat 70. Marek Sikora, dzięki roli Ariela w "Szaleństwie Majki Skowron", stał się niekwestionowanym idolem młodzieży i obiektem westchnień żeńskiej części publiczności. Grażyna Wolszczak była jedną z nielicznych dziewczyn, które oparły się jego urokowi. Oczywiście do czasu. Wkrótce połączyło ich gorące uczucie i zakochani nie widzieli świata poza sobą. Niestety, szczęście nie trwało długo.

Marek Sikora: potężny cios wykończył go nerwowo
Źródło zdjęć: © East News
Michał Nowak

14.06.2017 | aktual.: 14.06.2017 16:12

Po emisji serialu "Szaleństwo Majki Skowron" Sikora nie mógł opędzić się od wielbicielek – nastoletnie dziewczęta zasypywały go listami pełnymi płomiennych miłosnych wyznań. Ale on, normalny, nieśmiały chłopak, wcale nie pragnął sławy i poklasku. Aktorstwo traktował początkowo wyłącznie jako przygodę, miłą odmianę w zwykłym, spokojnym życiu. Jego prawdziwą pasją był natomiast taniec. Marzył, że w przyszłości zrobi karierę jako choreograf. Dopiero z czasem, ulegając namowom bliskich, którzy sugerowali, że jako tancerz nie ma szans na światową karierę, stanął przed komisją egzaminacyjną łódzkiej szkoły filmowej. Zdał bez większych problemów; potem zaczął też studiować reżyserię.

Grażynę Wolszczak, młodziutką aktorkę, poznał w poznańskim teatrze - choć początkowo zupełnie nie zwracał na nią uwagi. Zresztą ona też nie uległa jego urokowi, twierdziła bowiem, że jest dla niej "za ładny". W dodatku umawiał się z jej dobrą koleżanką.

Obraz
© East News

- Kiedy rozstał się z nią, pocieszałam ją , mówiąc:"Daj spokój z takim palantem" – cytuje słowa aktorki "Na żywo".
Z czasem jednak się zaprzyjaźnili, a wreszcie przyjaźń przerodziła się w coś więcej.

- Ciągle za ładny był na mój gust. Dopiero po jakimś czasie spojrzałam na niego inaczej. Spodobał mi się, jak przybyło mu kilka zmarszczek. Dwa lata później wzięliśmy ślub - dodawała.

Pobrali się w marcu 1986 roku; potem przenieśli się do Warszawy, gdzie Sikora rozwinął swoją reżyserską karierę. Zaczęli budować dom, w którym planowali spędzić resztę życia. Trzy lata po ślubie na świat przyszedł ich syn Filip. Wydawało się, że wszystko układa się po ich myśli.

- To był czas naszego szczęścia i harmonii – mówiła Grażyna Wolszczak w "Życiu na gorąco".

Ta sielanka nie trwała jednak długo. W pewnym momencie Sikora stracił pracę w Teatrze Telewizji. Nie wiedział, z jakiego powodu został zwolniony, i kompletnie się załamał.

Obraz
© ONS.pl

- Dociekał, myślał, pytał, zachodził w głowę. Dlaczego?! Ten potężny cios wykończył go nerwowo - wspominała Wolszczak.
W rezultacie małżonkowie, borykający się z problemami finansowymi,* zostali zmuszeni do opuszczenia swojego ukochanego domu. A potem wydarzyła się prawdziwa tragedia.*

W lipcu 1996 roku Sikora pojechał na wieś odwiedzić swoich rodziców. Tam aktor, cieszący się do tej pory świetnym zdrowiem, doznał udaru mózgu. Zmarł 22 lipca. Miał zaledwie 37 lat.

- Nie było we mnie buntu, raczej zdziwienie. Wiedziałam, że muszę się z tym dramatem zmierzyć – cytuje słowa Wolszczak magazyn "Świat & Ludzie". - Po śmierci Marka zrozumiałam, że jeśli pogrążę się w rozpaczy, to trudno będzie potem wrócić do normalności. Całą energię skierowałam na stworzenie synowi normalnego życia, by jak najmniej odczuł stratę.
Kilka lat później ułożyła sobie życie na nowo. Jej partnerem został Cezary Harasimowicz, aktor i ceniony scenarzysta. Ale nigdy nie zapomniała o swoim zmarłym mężu.

- W naszym domu Marek jest jakoś obecny – dodawała. - Nie unikamy rozmów na jego temat. Nie unikamy rozmów na jego temat. Filip często mówi, że jak tata żył, to robił to czy tamto. Syn jest bardzo podobny do ojca, te same oczy, to samo abstrakcyjne, raczej czarne poczucie humoru, z którego słynął Marek.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)