Marzena Trybała odmówiła Wajdzie. Potem rozebrała się w wielu filmach
Marzena Trybała zadebiutowała u Andrzeja Wajdy. Po pierwszym dniu zdjęciowym zrezygnowała, bo zmroziła ją atmosfera na planie i scena w negliżu. Później nie miała już takich oporów.
Marzena Trybała została wychowana w tradycyjnym domu. Jak wspominała w "Super Expressie", rodzice "chuchali i dmuchali" na swoją jedynaczkę, a jednocześnie "trzymali krótko". Po maturze zdecydowała się rozwijać pasję i zdała do krakowskiej PWST, mimo oporów bliskich, którzy obawiali się, że szkoła teatralna to "zgroza i rozpusta".
Na pierwszym roku studiów została zaangażowana przez Andrzeja Wajdę do roli Niny w "Krajobrazie po bitwie". Bardzo szybko zastąpiła ją jednak Stanisława Celińska. Młoda aktorka pożałowała swojej decyzji.
Nakręciła tylko jedną scenę
Marzena Trybała miała 19 lat, kiedy wypatrzył ją współpracownik Wajdy, Jan Budkiewicz. Wygrała casting, podpisała umowę i pojechała na plan do Gdańska.
- Po pierwszym dniu zdjęciowym byłam świadkiem niewybrednych komentarzy kogoś z ekipy technicznej, że "gołe d...y latają po planie". W jednej ze scen miałam być nago. Zestresowałam się, byłam niedoświadczona, mało dojrzała i zrezygnowałam. Cały dzień zdjęciowy, podczas którego nakręciłam scenę, gdy moja bohaterka przyjmuje komunię świętą, poszedł do kosza - opowiadała w rozmowie z "Życiem na gorąco".
Po latach aktorka przyznała, że zareagowała zbyt impulsywnie, zamiast poprosić o pomoc reżysera. Szansę dostała Stanisława Celińska, która rolą Niny z hukiem wyważyła sobie drzwi do kariery. Ale Trybała ekspresowo wyciągnęła lekcję z traumatycznej przygody.
Sceny bez dubla
Rok później, w 1971 r., Marzena Trybała przełamała się i wystąpiła w telewizyjnym filmie "Dekameron 40", w którym właściwie przez cały czas paraduje w stroju Ewy.
- Zaczęłam po prostu uświadamiać sobie, że ciało jest takim samym instrumentem jak głos, emocje, myśli - mówiła w rozmowie z Kamilą Drecką dla TVP.
Pierwszą główną rolę Trybała zagrała w 1978 r. w dramacie psychologicznym "Roman i Magda". Z Andrzejem Sewerynem mieli odważne sceny intymne.
- Powiedział, że musimy się tak skoncentrować, by dobrze zagrać je już za pierwszym razem, bez dubla. Poza tym wtedy taśma filmowa była droga, płaciło się za nią w dolarach. Jedna sekunda na ekranie to cztery metry taśmy, a metr kosztował 3,40 dol. Odpowiedzialność duża, zawsze się to miało gdzieś z tyłu głowy - wspominała dla "Życia na gorąco".
Kiedy kolejne propozycje filmowe zaczęły być coraz bardziej monotematyczne i eksponujące tylko cielesność aktorki, niespodziewanie przyszła rola w arcydziele kina "moralnego niepokoju".
Szansa od Kieślowskiego
Niedługo przed stanem wojennym, w "karnawale Solidarności", do Marzeny Trybały zadzwonił Krzysztof Kieślowski.
- Umówiliśmy się w hotelu "Cracovia" na wódkę i śledzia. Bardzo mnie to ucieszyło, bo dla mnie, żeglarki, wódka to był napój w miarę normalny, wolałam niż wino. Kieślowski powiedział, że chce zaproponować mi rolę radykalnie odmienną od dotychczasowych - relacjonowała na potrzeby festiwalu "Hommage à Kieślowski".
To była Werka, wielka miłość Witka, głównego bohatera "Przypadku". Nie mówi zbyt wiele, ale jednak zapada w pamięć i serce widza.
- Werka nauczyła mnie, jaką siłą jest spojrzenie, nie wyrzucanie emocji na zewnątrz tylko powściąganie ich. [...] Wcześniej lubiłam role, gdzie można zaszaleć, mocne, zdecydowane. Krzysztof pozakazał mi jak siła jest w milczeniu - opowiadała aktorka.
Pierwszym wyborem przy kompletowaniu przez Krzysztofa Kieślowskiego obsady do "Krótkiego filmu o miłości" była Marzena Trybała. Odmówiła nie tylko ze względu na "enerdowski" film "Blask Saksonii i chwała Prus", do którego wygrała casting. Artystka nie była wtedy gotowa, jak powiedziała, zmierzyć się ze śmiałymi scenami erotycznymi, które ostatecznie mistrzowsko zagrała Grażyna Szapołowska.
"Nagość nie jest ekscytująca"
W latach 80. i na początku 90., kiedy przekroczyła 40-tkę, Marzena Trybała rozbierała się przed kamerą wielokrotnie, ale z reguły odkrywała jedynie swój biust jak np. w "C.K. Dezerterach", "Miłości z listy przebojów" i w "Cieniach".
- Nagość nie jest ekscytująca, napięcie erotyczne buduje się w inny sposób, spojrzeniami, gestami. Buntowałam się przeciw bezsensownemu rozbieraniu, ale scen erotycznych w naszym kinie było sporo. Wiele tych, które zagrałam, nie podobało mi się, bo nie były porządnie wyreżyserowane. W scenariuszu często było napisane: "scena erotyczna" i kropka. Liczono na intymność i prywatne reakcje aktorów. A przecież scena erotyczna powinna być rozpisana na ruchy, gesty. Wtedy aktor koncentruje się na choreografii, znika skrępowanie, bo ma do wykonania zadanie aktorskie - mówiła w wywiadzie dla "Życia na gorąco".
Miłość jej życia
Życie prywatne aktorki jest dalekie od skandali. Marzena Trybała żyje od 43 lat z Janem Greberem, swoim drugim mężem. Pierwszym był instruktor żeglarstwa Władysław Roman Dąbrowski. Ich związek w latach 70. nie wytrzymał próby życia na odległość między Krakowem a Poznaniem.
Greber sam jest aktorem, ale zrezygnował z zawodu dla ukochanej. - Zdecydował: "Stawiamy na ciebie". Czasem mi żal, bo jest świetnym aktorem, ale doceniam tę decyzję. Gdybyśmy nadal oboje robili to samo, dawno już nie bylibyśmy razem - wyznała w Interii.
Para ma dwa domy, ten w Warszawie i drugi z dala od cywilizacji.
- Na wsi nauczyłam się odpoczywać, ale Janek nie bardzo. Gdy czytam książkę na hamaku, dziwi się, że można tak leżeć i nic nie robić. On ciągle coś przybija. [...] Czasami coś ugotuję, a czasami schrzanię. Jestem panią domu z doskoku, czyli chęci mam ogromne, ale już czas i możliwości nie zawsze - przyznała w rozmowie z Interią.