Mia Wasikowska: Chyba po prostu mam ogromne szczęście
Ma 21 lat, a już jest wielką gwiazdą. Może pochwalić się współpracą z takimi wielkimi reżyserami jak Jim Jarmusch czy Gus Van Sant. I to oni sami proszą się o to, by dla nich grała. Do kin wchodzi właśnie film kolejnego słynnego twórcy – Chan Parka Wooka ("Oldboy"), w którym Mia gra jedną z głównych ról. A na ekranie towarzyszy jej również nie byle kto, bo sama Nicole Kidman i Matthew Goode.
To szczęście czy zasługa ogromnego talentu przyciąga do posiadającej polskie korzenie Mii tych najbardziej oryginalnych twórców współczesnego kina?
Szybko stałaś się wielką gwiazdą. Jak to się stało?
Mia Wasikowska: Sama nie wiem. Nie ja o tym zdecydowałam. Jako aktor zależysz od tego, co myśli na twój temat publiczność, czy trafisz w jej gusta, co akurat jest na czasie, co się w danej chwili podoba.
Ale masz wpływ na wybór projektów, w które się angażujesz?
Mia: Tak, to prawda.
Co spowodowało więc, że zaangażowałaś się w ten projekt?
Mia: To zupełnie coś innego niż do tej pory robiłam. Automatycznie było to dla mnie bardzo ekscytujące. Poza tym Chan Park Wook jest legendą kina i bycie częścią jego produkcji było również czymś bardzo interesującym. Podobnie jak Jim Jarmusch i Gus Van Sant, Park posiada swój własny, wyjątkowy styl, który jest oryginalny i właściwy wyłącznie jemu. Wszystkie jego filmy są tak dziwacznie piękne.
href="http://film.wp.pl/hollywoodzkie-gwiazdy-z-polskimi-korzeniami-6025284652126849g">PRZECZYTAJ O POLSKICH KORZENIACH MII WASIKOWSKIEJPRZECZYTAJ O POLSKICH KORZENIACH MII WASIKOWSKIEJ
W filmie grasz rolę ekscentrycznej 18-latki. Czy było ci trudno wejść w postać Indii?
Mia: Tak. India jest bardzo odizolowana, zamknięta w sobie, świadomie odcina się od świata zewnętrznego, jest bardzo samotna w swoim własnym świecie. Są elementy, które w niej rozumiem oraz takie, które stanowią dla mnie tajemnicę. Rozumiem jej zdystansowany sposób bycia, chęć pozostawania we własnym świecie, to pozwalało jej uzyskać kontrolę nad światem zewnętrznym. Jednocześnie czyni ją to osobę niezwykle tajemniczą, ciężko określić, co w danej chwili chodzi jej po głowie.
Jak wyglądała twoja praca z reżyserem – jak udało Ci uzyskać tę równowagę w ekspresji Indii między „zbyt wiele” a „za mało”?
Mia: Zawsze staram się ufać reżyserowi, z którym pracuję, wierzę, że odpowiednio mnie prowadzi, właściwie mną steruje. Zdaję sobie jednak sprawę, że uzyskanie tego balansu w przypadku Indii było bardzo trudne. Z jednej strony chcieliśmy pokazać emocje, a z drugiej musieliśmy pamiętać o tym, jaką była postacią. Przez większość czasu India jest schowana, zachowuje się z rezerwą, są natomiast momenty, w których odkrywa o wiele więcej, pokazuje siebie. Więc istotne było, aby utrzymać tę równowagę między momentami, w których się ujawnia a tymi, w których pozostaje schowana.
Mia: Tak, Chan Park Wook jest bardzo specyficzny w niektórych kwestiach. Zanim przystąpiliśmy do kręcenia, mieliśmy jednak kilka tygodni na to, żeby omówić postać Indii, jej świat, dynamikę jej relacji z rodziną, matką, wujkiem oraz przygotować się do zdjęć. I to było bardzo dobre i przydatne. Podczas tych rozmów, dzieliliśmy się swoimi wyobrażeniami na temat tego, jaka jest India, w jaki sposób się wyraża, jaka jest jej ekspresja. Oglądaliśmy różne obrazy, które mogły nam pomóc w określeniu tej ekspresji. Przyglądaliśmy się ciałom młodych dziewczyn z obrazów Balthusa. Ich fizyczność jest bardzo ciekawa. Ponadto, oglądaliśmy bardzo dużo obrazów Modiglianiego, przede wszystkim jego portrety kobiet, które z jednej strony zdają się pozbawione uczuć, emocji, a z drugiej coś tam jednak w nich jest, ten element ekspresji, który kojarzy mi się z Indią. To upewniło nas, że myślimy w podobny sposób.
W jaki sposób reżyser pomagał ci wejść w rolę?
Mia: Bardzo niewinnie rozmawiał ze mną o tym, że India, pomimo swojej dziwaczności, wyjątkowości, szczególnych cech, jest po prostu zwyczajną, dorastającą dziewczyną, która ma te same pragnienia oraz myśli, co inne nastolatki w jej wieku. Zachowuje je po prostu dla siebie, jest wstrzemięźliwa, nie lubi stawiać się w pozycji ofiary. Chan Park Wook stworzył mi taki portret Indii, który pokazuje ją więc jako osobę z jednej strony bardzo emocjonalną, wrażliwą, a z drugiej bardzo obawiającą się taką być.
Myślisz, że każdy z nas ma swoją ciemną stronę?
Mia: Tak, myślę, że każdy ma taką stronę, ale jest to kwestia bardzo indywidualna.
Czy powiedziałabyś, że masz coś wspólnego z Indią?
Mia: Nie za dużo. Każdy co prawda doświadcza samotności, poczucia izolacji. Uważam, że w tej kwestii postać Indii jest uniwersalna. Natomiast sposób przeżywania przez nią tych emocji jest bardzo specyficzny i jednak zupełnie inny od mojego.
Jest scena w filmie, w której grasz na pianinie z Matthew. Jak udało ci się wejść w odpowiedni stan, żeby to zagrać?
Mia: Scena jest bardzo dramatyczna, ale samo kręcenie jej było właściwie dość zabawne. Była ona bowiem tworzona z użyciem playbacku. To niezwykłe doświadczenie grać i filmować z jednym dodatkowym elementem, który podczas samego kręcenia nie jest obecny, ponieważ zostaje dodany dopiero podczas montażu. To sprawia, że uzyskuje się dodatkową warstwę emocjonalną. Znałam ten utwór, więc było mi łatwo wejść w jej klimat i całkowicie za nią pójść.
Ale ty również grałaś w tej scenie na pianinie?
Mia: Tak. Nigdy wcześniej nie grałam. Musiałam się nauczyć kilku fragmentów. Ćwiczyłam codziennie przez kilka miesięcy, podobnie jak Matthew.
Czy doświadczenie bycia baletnicą pomogło ci w nauce gry?
Mia: Myślę, że tak. Dzięki baletowi, nauczyłam się rutyny. Ale lubię fortepian również dlatego, że z jednej strony wydaje się bardzo skomplikowanym instrumentem, ale z drugiej, kiedy już poznasz podstawy - skale i akordy, to staje się to naprawdę łatwe i masz poczucie, że możesz zagrać wszystko.
Czy tak samo jest z aktorstwem?
Mia: Aktorstwo jest inne. Z jednej strony mam wrażenie, że już powinnam wiedzieć, czym ono jest, natomiast z doświadczenia wiem, że za każdym razem, gdy zaczynam nowy film, to tak jakbym uczyła się wszystkiego od początku. Myślę, że w przypadku gry na fortepianie jest jakaś reguła, wzór, według którego się działa, w aktorstwie nie ma czegoś takiego. Okoliczności, role, warunki się zmieniają i zawsze musisz się dostosować do nowej sytuacji. Może są ludzie, którzy za każdym razem działają podobnie, ale ja mam tak, że to sytuacja na mnie wpływa, rola, którą gram oraz ludzie, z którymi pracuję w danej chwili.
Role, które wybierasz, mają pewną cechę wspólną – są trudne, skomplikowane, mają zawsze jakiś problem (jak twoja postać z „In treatment", „Restless” i teraz ze „Stokera”). Co cię ciągnie do takich postaci lub, co reżyserzy widzą w tobie, że wybierają cię do takich ról?
Mia: Nie jestem pewna. Takie role zawsze wydają mi się interesujące. O wiele bardziej fascynujące jest granie postaci trudnych, ambiwalentnych niż dobrych dziewczyn. Ponadto, dużo więcej satysfakcji przynosi mi granie ról, które dla mnie samej są nowe, mam wtedy możliwość ekspresji czegoś, czego nie mam okazji wyrażać w swoim codziennym życiu.
Wybierasz projekty, które rzucają jakieś moralne wyzwanie publiczności.
Mia:Tak, zdecydowanie, ale również takie, które dla mnie samej są wyzwaniem. Gdy czytam scenariusz, to tak jakbym sama wcielała się w rolę publiczności. Wychodzę z założenia, że jeżeli coś ma na mnie określony wpływ, będzie też miało taki na innych.
Jak się czujesz w związku ze swoim debiutem reżyserskim?
Mia: Jestem bardzo podekscytowana.
Co bardziej ci odpowiada – aktorstwo czy reżyseria?
Mia: Nie wiem, jeszcze nic nie nakręciłam, ale wielką frajdę sprawia mi praca nad tym, planowanie zdjęć. Wyreżyseruję niewielki fragment filmu, ale myślę, że będzie to niezwykle ekscytujące znaleźć się za kamerą i eksplorować wszystko z nowej perspektywy.
Czy byłabyś w stanie wymienić reżyserów, którzy mają podobne podejście do twojego?
Mia: Mam wrażenie, że doświadczyłam tak wielu różnych sposobów reżyserowania, że nie wydaje mi się, abym naśladowała jakiś określony styl. Park Chan Wook i Jim Jarmusch mają całkowicie inne podejście do reżyserowania niż pozostali. Pewnie, gdyby wymienili się tymi sposobami, to zupełnie by to nie zagrało, a może właśnie by zagrało i powstałoby coś niezwykłego.
Jakim doświadczeniem była dla ciebie gra w „In Treatment”?
Mia:Postać, którą gram w „In Treatment” jest moją ulubioną jak do tej pory. To taka moja ukochana rola. Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam wziąć udział w tym projekcie, że otrzymałam tak interesującą postać, w którą można wejść tak głęboko, również z aktorskiego punktu widzenia. To doświadczenie było dla mnie niezwykle ważne. Zupełnie inne od wszystkich, prawdopodobnie również dlatego, że bardzo dużo i intensywnie pracowaliśmy. Jeden odcinek kręciliśmy w dwa dni. Przerabialiśmy ponad 10 stron dialogów dziennie – część rano i część wieczorem.
Grałaś również w adaptacji Dostojewskiego?
Mia: Tak, w komediodramacie „The Double”. Kręciliśmy go w zeszłym roku, w czerwcu i lipcu. Reżyserem był Richard Ayoade. On jest naprawdę genialny. Jest nie tylko świetnym reżyserem, ale również niezwykle utalentowanym aktorem i komediantem. Wróżę mu ogromną karierę. Praca przy tym projekcie była naprawdę świetna. Nie mam zbyt wiele okazji, aby robić komedie, ponadto myślę, że bardzo trudno jest znaleźć dobrą komedię, o wiele trudniej niż dobry dramat. To fajne brać udział w filmie w trochę innym klimacie.
Grałaś również w filmie Jima Jarmuscha?
Mia: To także była niezła zabawa, ponieważ grałam tandetną wampirzycę. Nosiłam plastikowe ciuchy, wielkie fryzury, mogłam się głupio zachowywać.
Jim Jarmusch, podobnie jak Gus van Sant to wielcy reżyserzy stylu Indie. Jak udaje ci się napotkać takie osoby na swojej drodze?
Mia: Nie wiem, naprawdę. Nie mam pojęcia, czemu właśnie oni chcą ze mną pracować, ale nigdy nie sprawia mi kłopotu podjęcie decyzji, czy chcę to zrobić. Chyba po prostu mam ogromne szczęście.
Pod jakimi względami są do siebie podobni, a pod jakimi różnią się między sobą?
Mia: Jim jest bardzo wrażliwy, w taki słodki, niewinny, trochę rock’and’rollowy sposób. Ma swój własny, niepowtarzalny styl, co moim zdaniem jest niezwykle przełomowe. Nikt inny nie dokonał czegoś takiego jak on. Tworzy filmy unikatowe. Natomiast Gus również jest świetny, natomiast robi bardzo różne filmy, fascynują go różne gatunki, nie ma jednego, wyrazistego stylu.
Który jest twoim ulubionym?
Mia: Nie mam ulubionego. Wszyscy są niesamowici, bardzo mili. To tak jak pytać, które dziecko jest twoim ulubionym. A nawet nie mam dzieci. (śmiech) Ale wszyscy są naprawdę świetni i wyjątkowi.
Czy któryś najbardziej odpowiada twojej emocjonalności, twojej osobowości?
Mia: Był taki projekt, który realizowałam w Stanach Zjednoczonych z Rodrigo Garcią. Miałam wtedy 17 lat. Rodrigo znał mnie najdłużej ze wszystkich osób, z którymi kiedykolwiek pracowałam. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie. W dalszym ciągu, gdy tylko odwiedzam Stany, to dzwonię do niego i się spotykamy. Jest dla mnie takim ojcem zastępczym na obcym lądzie.
Czy chcesz się tam przeprowadzić?
Mia: Na razie nie, póki co mieszkam w Australii, ale jeżdżę do Stanów od czasu do czasu. Chodzę na spotkania, castingi.
Czy masz jakichś wymarzonych reżyserów, z którymi chciałabyś kiedyś pracować?
Mia: Tak, zbyt wielu. Ale powtarzam cały czas, że to Jane Campion i Lynne Ramsay. Długo nie pracowałam z kobietą reżyserem, więc bardzo chciałabym to zrobić.
Masz jakieś idolki wśród aktorek?
*, *Genę Rowlands, Juliette Binoche, Cate Blanchett, Meryl Streep, Nicole Kidman. Mogłabym tak długo wymieniać.
Jak ci się pracowało z Nicole?
Mia: Wspaniale. Jest niezwykle miła i pomocna, bardzo otwarta, chętnie dzieli się swoim doświadczeniem z pracy w Hollywood. To dość surrealistyczne być aktorką z Australii i pracować właśnie z nią.
A z Matthew?
Mia: Matthew jest prześmieszny, naprawdę świetny. Dobrze mi się z nim pracowało. Mimo że przerabialiśmy tak intensywny i dramatyczny materiał, to on zawsze potrafił znaleźć miejsce i czas na to, żeby się powygłupiać.
Czy po zdjęciach pozostajesz w swojej roli, czy szybko z niej wychodzisz?
Mia: Nie lubię trwać w mojej postaci przez cały czas. Pod koniec dnia lubię ją z siebie strząsnąć.
Czym się zajmujesz, kiedy nie grasz? Sprawiasz wrażenie bardzo prywatnej osoby.
Mia: Lubię fotografować, bawić się z moim siostrzeńcem. Spotykam się z przyjaciółmi. Właśnie przeniosłam się do Sydney, więc się tam aklimatyzuję w nowym mieszkaniu.
Czy mogłabyś być fotografem?
Mia: Lubię fotografować tak samo jak grać. Mam to pewnie po rodzicach, którzy są fotografami. Pokazuję moje zdjęcia rodzinie, znajomym, osobom, które mogłyby być zainteresowane.
Czy masz ogromne ambicje związane z aktorstwem, czy po prostu płyniesz ze strumieniem?
Mia: Chyba na razie płynę ze strumieniem. Czuję się ogromną szczęściarą, że mogę pracować z tymi wszystkimi wspaniałymi ludźmi, którzy dają mi ogromne możliwości, żeby się rozwijać jako aktorka. To, co mną kieruje, to chęć robienia różnych rzeczy. To jest główny cel.
Czy ludzie rozpoznają cię na ulicy?
Mia: Nie, prawie nigdy mi się to nie zdarza.
Nie wydajesz się być typem celebrytki, osoby, która lubi się pokazywać?
Mia: Zdecydowanie nie. To nie jest część mojego świata. I fakt, że mieszkam w Australii bardzo mi w tym pomaga.
Czy jest jakiś gatunek, w którym chciałabyś zagrać?
Mia: Bardzo chciałabym zagrać w komedii. Ale jestem otwarta na wszystko, jeśli jest dobre i interesujące.
Filmy o superbohaterach?
Mia: Dlaczego nie? (śmiech)
Dziękuję za rozmowę.