Michael Berryman: Lekarze nie dawali mu żadnych szans
05.07.2012 | aktual.: 22.03.2017 20:15
Gdyby Michael Berryman urodził się kilkaset lat wcześniej, z całą pewnością zostałby uznany za wcielenie samego diabła, wampira lub inny nieczysty pomiot, którego miejsce jest na stosie lub przynajmniej w lochu. Mimo że aktor słynnego „Wzgórza mają oczy” przyszedł na świat pod koniec lat 40. ubiegłego wieku, nie może mówić o zbytnim szczęściu.
Gdyby Michael Berryman urodził się kilkaset lat wcześniej, z całą pewnością zostałby uznany za wcielenie samego diabła, wampira lub inny nieczysty pomiot, którego miejsce jest na stosie lub przynajmniej w lochu. Mimo że aktor słynnego „Wzgórza mają oczy” przyszedł na świat pod koniec lat 40. ubiegłego wieku, nie może mówić o zbytnim szczęściu.
Dwadzieścia sześć wad wrodzonych i niesamowicie rzadka przypadłość na tle genetycznym – taką diagnozę usłyszeli świeżo upieczeni rodzice jednego z najbardziej charakterystycznych amerykańskich aktorów drugiej połowy XX wieku.
Niesamowicie rzadka przypadłość
Ikona kina grozy przyszła na świat 4 września 1948 roku w Los Angeles. Lekarze szpitala, w którym się urodził,* nie mieli zbyt dobrych wiadomości dla jego rodziców.*
W jednym z wywiadów aktor wyznał, że tuż po urodzeniu zdiagnozowano u niego niesamowicie rzadką przypadłość.
Dziecko Barbary i Sloana Berrymanów cierpiało na hipohydrotyczną dysplazję ektodermalną.
Cierpiał od małego...
Przypadłość, która dotknęła synka państwa Berrymanów, to niezwykle rzadko występująca grupa zaburzeń rozwojowych uwarunkowanych genetycznie.
Choroba objawia się nieprawidłowo wykształconymi strukturami pochodzenia ektodermalnego: zębami, włosami, paznokciami i gruczołami skórnymi.
Podobnie jak i inne osoby cierpiące na tę przypadłość, u małego Michaela zdiagnozowano zmniejszoną zdolność do regulacji temperatury ciała.
Koszmarne dzieciństwo
Wspomnienia z dzieciństwa Michaela nie należą z pewnością do miłych.
Trudno sobie wyobrazić, co czuł, kiedy na każdym kroku był wyśmiewany przez swoich rówieśników. Sam aktor w wywiadach niechętnie wraca do tamtego okresu.
- W szkole prześladowano mnie na każdym kroku. Jednak byłem spokojny i starałem się nie odpowiadać na ich zaczepki. Zdarzało mi się raczej pójść do ich rodziców i powiedzieć, że źle wychowali swoje dzieci.
Debiut u Milosa Formana
Zanim stał się ikoną współczesnego kina grozy, Berryman pracował w kwiaciarni.
Dla kina odkrył go George Pal, uznany hollywoodzki reżyser i producent („Wehikuł czasu”, 1960).
W 1975 roku jego unikalny wygląd wykorzystał sam Milos Forman, obsadzając go w swoim słynnym „Locie nad kukułczym gniazdem”.
Zmutowany kanibal
Jednak prawdziwy rozgłos i rozpoznawalność (umówmy się – nie było o nią trudno) przyniosła mu rola w dwa lata późniejszym ponurym horrorze Wesa Cravena („Koszmar z ulicy Wiązów").
We „Wzgórza mają oczy” Michael Berryman wcielił się w jednego ze zmutowanych członków rodziny kanibali, którzy terroryzują grupę turystów.
Przez krytyków i znawców kina grozy grany przez niego Pluton jest uważany za jedną z najbardziej charakterystycznych postaci, jakie pojawiły na ekranach w latach 70.
Zawsze te same role
Berryman ma na swoim koncie ponad siedemdziesiąt ról w filmach i serialach (m.in. „Autostrada do nieba”, gdzie zagrał samego diabła).
Oczywiście ze względu na swój wyjątkowy fizys w 99% przypadków aktor zawsze był obsadzany w rolach szaleńców, demonów, mutantów i morderców.
Miłośnicy takiego kina są zgodni – za każdym razem robił to wspaniale.
Uwielbia swoich fanów
W tym roku aktor skończy 64 lata, ale nie zamierza przerywać kariery.
W przygotowaniu jest aż pięć filmów z jego udziałem, które ukażą się w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. Jak nietrudno się domyślić, będą to horrory.
Michael Berryman ciągle jest aktywny i uwielbia spotykać się z fanami oraz udzielać wywiadów, w których jak z rękawa sypie anegdotkami z planów. Często można go spotkać podczas konwentów, gdzie zawsze wzbudza entuzjazm. (gk/mf)