Mickey Rourke: Tak przemija jeden z największych amantów kina
12.10.2012 | aktual.: 22.03.2017 18:05
Fakt, że Mickey Rourke korzystał z usług chirurga plastycznego nie jest żadną tajemnicą. Teoretycznie więc to co dzieje się z jego twarzą nie powinno nikogo dziwić. A jednak następstwa ostatniej operacji gwiazdora są po prostu wstrząsające!
Mickey Rourke był w latach 80. uznawany za jednego z najprzystojniejszych hollywoodzkich aktorów. Z zawadiackiego uśmiechu, spojrzenia, od którego kobietom miękły kolana i wysportowanego ciała, które chętnie prezentował, nic już nie pozostało. Dziś przypomina karykaturę samego siebie, a jego twarz opisywana jest jako „oszpecona”.
Zrobił sobie sesję fotograficzną
Gwiazdor tak pamiętanych przebojów jak „Dziewięć i pół tygodnia” czy „Zapaśnik” już kilkakrotnie korzystał z usług chirurga plastycznego. Powodem były defekty jakich nabawił się w trakcie swojej bokserskiej kariery.
Po ostatniej operacji, która miała miejsce w zeszłym roku, Rourke zrobił sobie sesję fotograficzną. Zdjęcia ukazujące pokrytą bandażami i siniakami twarz aktora, ku przerażeniu jego fanów, wyciekły do prasy!
Co tak naprawdę się stało?
Na zdjęciach doskonale widać, że gwiazdor jest obyty z urazami twarzy. Podczas sesji uśmiecha się, robi głupawe miny oraz przytula swojego ukochanego psa. Niestety dobry nastrój z pewnością nie udziela się jego fanom, gdy oglądają te zdjęcia. Jedynie rezerwy, jaką do samego siebie wykazuje na fotografiach, Rourke'owi z pewnością można pogratulować!
Choć aktor doprowadził się do takiego stanu na własne życzenie, to w wywiadach przyznaje, że winą za swój obecny wygląd obarcza nieudolnego chirurga. Co tak naprawdę się stało?
Jego największą pasją był boks
Zanim Mickey Rourke zainteresował się aktorstwem, jego największą pasją był boks. Być może wpływ na wybór właśnie tej dyscypliny miał także jego ojciec, amatorsko uprawiający kulturystkę (choć pracował jako dozorca). Swoje pierwsze walki Rourke zaczął wygrywać w wieku zaledwie 12 lat.
W trakcie kolejnych 8 lat wygrał 27 walk (z czego 17 przez nokaut), przegrał zaledwie 3.
Jednak w 1969 roku, podczas sparingu z ówczesnym mistrzem świata wagi półśredniej Luisem Rodriguezem, doznał pierwszego poważnego urazu. Po nim nastąpiły kolejne, aż w końcu lekarze orzekli, że młody pięściarz musi sobie zrobić przynajmniej rok przerwy, aby zregenerować organizm. Wtedy to Rourke zaczął interesować się aktorstwem.
Sprzyjało mu szczęście
Niedługo po tym, jak Rourke musiał czasowo zarzucić boks, przyjaciel ze studiów zaproponował mu rolę w spektaklu, którego był reżyserem. „Zabawa” w aktorstwo tak mu się spodobała, że postanowił zająć się nim na poważnie. Pożyczył od siostry 400 dolarów i przeniósł się z Miami do Nowego Jorku, gdzie zaczął pobierać prywatne lekcje aktorstwa.
Sprzyjało mu szczęście. Swój aktorski debiut „zaliczył” u samego Stevena Spielberga w jego kultowej dziś komedii wojennej „1941”. Prawdziwie zauważony został jednak dopiero na początku lat 80. dzięki rolom w takich filmach, jak „Diner” Barry’ego Levinsona czy „Rumble Fish” F.F. Coppoli. Kariera stała przed nim otworem...
Symbol seksu
Jednak to dopiero rola w głośnym „9 i pół tygodnia”, w którym zagrał u boku Kim Basinger, uczyniła z niego symbol seksu. Wizerunek ten umocnił dodatkowo występ w kontrowersyjnej „Dzikiej orchidei”. W międzyczasie stworzył także dwie wybitne kreacje aktorskie. Pierwszą w adaptacji autobiograficznej prozy Charlesa Bukowskiego „Ćma barowa”, drugą w kultowym „Harrym Angelu”.
Jednak reżyser tego ostatniego tytułu, Alan Parker, nie wspomina zbyt dobrze współpracy z Rourke’em: „Praca z Mickey’em to był jakiś koszmar. Był autentycznie niebezpieczny na planie, bo nigdy nie było wiadomo, co zrobi tym razem”.
Tymczasem Rourke, będąc u szczytu kariery, postanowił… rzucić aktorstwo i wrócić do boksu. Nie skończyło się to dla niego dobrze…
''Dość zmierzania w stronę samozniszczenia''
Po kilku latach spędzonych w branży filmowej, Rourke oświadczył, że „ma dość zmierzania w stronę samozniszczenia”, a także, że „stracił do siebie, jako aktora, szacunek”. W 1991 roku wrócił więc do boksu.
Nie była to jednak zbyt szczęśliwa decyzja. Mając niemal 40 lat na karku i nie trenując przez ostatnią dekadę, Mickey Rourke dostawał na ringu niezłego łupnia. I nie chodzi nawet o przegrane, lecz o obrażenia: wielokrotnie miał łamany nos, palce, żebra, przegryziony język i zmiażdżone kości policzkowe. Przez pewien czas cierpiał również na zanik pamięci.
Mówi się, że walki na ringu nieodwracalnie wpłynęły także na stan psychiki aktora (to żaden dowód, lecz w 1994 roku Rourke został pierwszy raz aresztowany pod zarzutem stosowania przemocy fizycznej wobec swojej ówczesnej żony, poznanej na planie „Dzikiej orchidei” Carré Otis).
Już nigdy nie zagrał amanta
W latach 90. bardzo rzadko mieliśmy okazję widzieć aktora na wielkim ekranie, a tym bardziej widzieć go w dobrych produkcjach. Wystąpił m.in. w kryminale „Bullet” z Tupacem Shakurem czy w „Następne dziewięć i pół tygodnia”.
Za właściwy powrót Rourke’a do branży filmowej uznaje się jego występ w… teledysku do piosenki „Hero” Enrique Iglesiasa. Kiedy tylko widzowie oswoili się z jego nowym image’em (opuchnięta twarz, naciągnięta skóra, nienaturalnie wystające kości policzkowe, nadwaga), reżyserzy – początkowo dość ostrożnie – zaczęli mu ponownie proponować role.
I choć już nigdy nie zagrał amanta, nagle okazało się, że Mickey Rourke wrócił jako lepszy aktor, niż był nim kiedykolwiek wcześniej.
Za swój wygląd obwinia chirurga plastycznego
Po urodzie Mickey’go Rourke nie ma dziś śladu. Sam za swój wygląd obwinia chirurga plastycznego, który spartaczył robotę (nigdy nie słyszeliśmy jednak o tym, aby za oszpecenie się pozwał kogokolwiek do sądu).
I choć nie grzeszy on dziś urodą, to przez krytyków filmowych wychwalany jest za metamorfozę, którą przeszedł jako aktor. Grając brzydali w takich filmach, jak „Sin City - Miasto grzechu”, „Zapaśnik”, „Iron Man 2” czy „Immortals. Bogowie i herosi 3D” zdobył szereg nagród i uznanie widzów.
Ostatnie role
Ostatnim ważnym filmem z udziałem Mickey’go Rourke był dramat fantasy „Immortals. Bogowie i herosi 3D”. Aktor wcielił się w nim w rolę żądnego władzy króla Hyperiona, który wypowiada wojnę ludzkości. Jak widać na zdjęciu obok, gwiazdor do roli został dodatkowo oszpecony, aby wzbudzić w widzach jeszcze większe przerażenie.
I choć zdarza mu się zagrać także w mniejszych produkcjach, ten i przyszły rok znów będą należały do Rourke’a. Wszystko za sprawą kilku ważnych premier z jego udziałem, m.in. dramatowi „Black November”, na planie którego ponownie spotkał się z Kim Basinger, a także przyszłorocznego „Mobster: A Call for the New Order”, w którym partnerować będą mu prawdopodobnie Jake Gyllenhaal i Andy Garcia, a także (i chyba przede wszystkim) długo oczekiwanej kontynuacji genialnego „Sin City” – „Sin City: A Dame to Kill For”, oczywiście na podstawie komiksu Marvela.
Miejmy nadzieję, że mając dziś ponownie ukształtowaną pozycję w Hollywood, nie zechce znów zaprzepaścić swojej kariery dla nowych, ekstremalnych doznań sportowych.
(al/mn/mf)