Na początku był wkręt. A potem pojawiła się dusza. I tak powstał Radek Dekiel- owoc ręcznej robótki Dekiela seniora. Ale nie chciał Radek podzielić losu ojca, pełniącego niewdzięczną funkcję zmywarki. Chciał zostać kimś więcej- wynalazcą.
W tym celu udał się do stolicy - do guru wszelkich wynalazków - Spawalskiego. Tu poznał gorzki smak porażki, wszak nikt nie czekał na niego z otwartymi ramionami, a Spawalskiego zdetronizował Brzeszczot - mistrz tuningu, któremu nie w głowie dobro robotów i który w planach ma wycofanie ze sprzedaży części do starych robotów. I tu do akcji wkracza młody Dekiel z bandą zwariowanych przyjaciół, którzy pomagają uwolnić Spawalskiego i postanawiają wraz z nim zrobić porządek w Robotowicach.
Trochę debilnie czuję się streszczając fabułę wszak wyobraźnia moja jest skażona przez dorosłe myślenie, jest odarta z dziecięcego przyjmowania wszystkiego na słowo honoru. I w tym sensie nie jest to bajka dla dorosłych. Jakoś łatwiej mi było „uwierzyć” w Shreka niż w świat… robotów i to robotów niefortunnie nazwanych. O ile Spawalski brzmi nieźle, o tyle Radek Dekiel to już lekka wiocha.
Dość oczywisty i całkiem na miejscu jest w tej historii happy end, wszak film opowiada o spełnianiu marzeń. O tym, że powinniśmy brać los w swoje ręce, marzyć i spełniać marzenia. I w tym sensie, w sensie wymowy jest to film jak najbardziej dla dorosłych. Zwłaszcza tych, którzy uznają, że w pewnym wieku marzyć już nie wypada.
Oczywiście nie będę tu w mentorski ton popadała, nie będę też próbowała depresyjnym duszyczkom ze skłonnościami samobójczymi wmówić, że po obejrzeniu perypetii Radka Dekiela jak grom z jasnego nieba spadnie na nie katharsis. Że losy Radka dodadzą im skrzydeł i pozwolą uwierzyć, że będzie dobrze. Oczywiście że dobrze nie będzie nigdy, a liczba samobójców nie spadnie radykalnie z powodu Robotów ale mimo tego bajkę uznać można za naprawdę udaną produkcję.
Nie jest to jednak mistrzowski Shrek czy całkiem niezła Epoka lodowcowa. To film o lekkim zabarwieniu humorystycznym, ale nie film kultowy, którego teksty będą powtarzane jeszcze przez kilka lat. To taka familijna bajeczka, która owszem bawi, ale nie bawi tak, jak robią to jej znakomite poprzedniczki.