Jedna scena wywołała furię. Władze PZPR kazały zakończyć produkcję
Miał premierę 60 lat temu. 24 października 1965 roku Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek "Wojny domowej". Serial cieszył się bardzo dużą popularnością, ale jego realizacja została przerwana. Nie spodobał się ówczesnemu I Sekretarzowi KC PZPR oraz innym wpływowym ludziom władzy.
"Telewizja składała się wówczas z ludzi-odprysków z radia, telewizji, estrady i gazet. Ja byłem odpryskiem z filmu. (…) Była to wówczas instytucja nawet nie początkująca, a raczkująca w piwnicach budynku przy ulicy Powstańców. Gdy tam przyszedłem, ujrzałem zupełnie nową, nieznaną dziedzinę twórczości i zaangażowanych w nią wielu znakomitych artystów. Pracowali tam powyrzucani z pracy dyrektorzy teatrów i pozwalniani z różnych przyczyn reżyserzy" – opowiada Jerzy Gruza w książce "40 lat minęło jak jeden dzień".
Tomasz Schuchardt o roli w serialu "Breslau"
Były to czasy tzw. małej stabilizacji. Życie toczyło się bez większych wstrząsów, a wypełniały je zwykłe problemy dnia codziennego. Każdy dorosły pracował zarobkowo, bo w komunizmie bezrobocie nie mogło istnieć, ale od nadmiaru dóbr zwykłemu człowiekowi nie przewracało się w głowie. Nie mogło być inaczej, skoro I Sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka rodzinny samochód, prywatną toaletę w mieszkaniu czy nawet kawę uważał za przejaw rozpasania społeczeństwa.
Do tego można też dodać kawiarnie, neony, oświetlenie ulic. "Po zapadnięciu zmroku miasto było właściwie ciemne. Neonów było zaledwie kilka. Na rogu Kruczej i Alej Jerozolimskich świecił się 'Jubiler'. (…) Kręcenie komedii w takim bezbarwnym i nieatrakcyjnym mieście, jakim była Warszawa w tamtych czasach, było piekielnie trudne" – wspomina Gruza.
Scenariusz "Wojny domowej" powstał na kanwie satyrycznych felietonów Miry Michałowskiej pisanych w tygodniku "Przekrój", w tamtym czasach jedynym prasowym okienku na świat. Bardzo oryginalnie zrealizowana opowieść o perypetiach dwóch warszawskich rodzin - Kamińskich i Jankowskich - była pełna humoru, ciepła i ironicznego spojrzenia na codzienne życie w PRL.
Kluczem do sukcesu okazała się genialna wręcz obsada. Małżeństwo Jankowskich zagrali Irena Kwiatkowska i Kazimierz Rudzki. Ich syna Pawła - Krzysztof Janczar (wówczas pod nazwiskiem Musiał). W Kamińskich wcieli się Alina Janowska i Andrzej Szczepkowski. Ich podopieczną Anulę zagrała Elżbieta Góralczyk. Oczywiście był jeszcze jedyny w swoim rodzaju zbieracz suchego chleba dla konia (Jarema Stępowski), który obowiązkowo pojawiał się w każdych odcinku.
Telewizyjny debiut Jerzego Gruzy odniósł niepodziewany sukces. Składająca się z siedmiu odcinków pierwsza seria zdobyła Złoty Ekran w kategorii programów rozrywkowych i uwielbienie publiczności. Sukces "Wojny domowej" zaskoczył zwłaszcza partyjnych prominentów, którzy z niechęcią zgodzili się na nakręcenie kolejnych ośmiu odcinków, a później zrobili wszystko, by serial został, jak to się dziś mówi, anulowany.
Do telewizji zaczęły spływać listy widzów (?), którzy uważali, że serial jest zbyt wywrotowy, że przez takie właśnie seriale młodzież nie może wysiedzieć w domu i demonstruje na ulicach. Jednym z niezadowolonych widzów był na pewno Towarzysz Wiesław. Dla Gomułki, który był znany ze swojego konserwatyzmu i niechęci do wszelkich form rozrywki, które mogłyby podważać autorytet władzy, "Wojna domowa" była symbolem demoralizacji młodzieży i zbyt swobodnego podejścia do życia. A co gorsza, serial ten nie tylko bawił, ale także demaskował absurdy tamtych czasów.
Gwoździem do trumny okazała się scena z 14. odcinka. Pojawił się w nim piesek, który swoje fizjologiczne potrzeby załatwiał na podłodze. Kamińscy, starając się ratować parkiet, uczą go siusiać na gazetę. "Na pierwszy ogień idzie tygodnik "Kultura". Ta scena doprowadziła do furii Janusza Wilhelmiego, ówczesnego naczelnego zbezczeszczanej gazety, człowieka o ogromnych wpływach, który kazał zakończyć produkcję 'Wojny domowej'" – czytamy w książce "Kultowe seriale" Piotra K. Piotrowskiego.
Serialu nie udało się oczywiście wykasować z pamięci widzów. Na przestrzeni 60 lat był wielokrotnie emitowany w telewizji i dziś należy do ścisłej czołówki najlepszych polskich produkcji telewizyjnych. Na koniec ciekawostka. Oto reklama margaryny z lat 90., w której nawiązano do scen ze zbieraczem suchego chleba dla konia.
Przemysław Romanowski, dziennikarz Wirtualnej Polski