Mirosław Baka: kino nie musi mówić o współczesności, by dotrzeć do współczesnego odbiorcy

- To właśnie często postaci, które kryją się w drugim, trzecim szeregu wydarzeń są niesłychanie interesujące. Wiele spośród tych życiorysów nadawałoby się na materiał wyjściowy do filmowego scenariusza - mówi Mirosław Baka. Rozmawiamy o filmie "Legiony", w którym zagrał Stanisława "Króla" Kaszubskiego oraz o nadchodzącej, trzeciej części "Psów" Władysława Pasikowskiego.

Mirosław Baka: kino nie musi mówić o współczesności, by dotrzeć do współczesnego odbiorcy
Źródło zdjęć: © AKPA
Urszula Korąkiewicz

21.09.2019 | aktual.: 22.09.2019 09:42

Urszula Korąkiewicz: Setna rocznica odzyskania niepodległości wyjątkowo inspiruje twórców filmowych. Można też odnieść wrażenie, że to pretekst do rywalizacji. "Legiony" nie są jedynym filmem, który przybliża tamte czasy.

Mirosław Baka: To wyjątkowa, okrągła rocznica i szczególny moment w historii Polski. Wielu filmowców chciało do tych obchodów dołożyć swoją cegiełkę. Premiera "Legionów" rzeczywiście niemal zbiega się z premierą filmu "Piłsudski". Wcześniej były inne realizacje. Możemy robić kino historyczne i naprawdę mamy z czego czerpać. Inną sprawą jest indywidualne spojrzenie każdego z twórców na ten bardzo istotny przecież okres naszych dziejów, jakim była walka o odzyskanie niepodległości. Widzowie mają naprawdę spory i ciekawy wybór.

Porównań jednak trudno będzie uniknąć.

"Piłsudski" i "Legiony", z tego co wiem, opowiadają w części o tym samym fragmencie historii, ale to przecież zupełnie różne filmy; inni bohaterowie, inne zdarzenia, inne rozterki, namiętności. Inne filmowe opowieści. Myślę, że dobrze się stało, że w "Legionach" historia sama w sobie nie jest sednem, a tylko pretekstem do pokazania pogmatwanych losów młodych ludzi w tamtych czasach. To opowieść o trójkącie miłosnym. Ale tło historyczne pozwala rozszerzyć ją o kwestie lojalności, obowiązkowości, patriotyzmu.

No właśnie, patriotyzmu. Dziś często jest przedstawiany jako synonim walki o ojczyznę. Ale czy tylko? Czy dzisiejsi młodzi mogą przełożyć to na siebie? Czy dziś takie przesłanie do nich dotrze?

Domeną kina czy literatury jest to, że nie trzeba opowiadać o współczesnych czasach, żeby dotrzeć do współczesnego odbiorcy. Jeśli film jest dobrze zrobiony i opowiada fascynującą prawdę o relacjach międzyludzkich, to czasy nie mają większego znaczenia. Zdecydowanie bardziej liczą się okoliczności. W tym przypadku to opowieść o miłości w trudnych wojennych warunkach. Myślę, że z wieloma sytuacjami, problemami, dylematami, z jakimi wtedy mierzyli się młodzi ludzie, ci dzisiejsi w jakiś sposób także mogą się utożsamić. W zwiastunie filmu padają słowa wypowiadane przez Wiktorię Wolańską "trzeba trochę naprawić ten świat". Te słowa mogą wypowiadać przedstawiciele każdego kolejnego młodego pokolenia. Zawsze znajdzie się coś do naprawienia.

Czy wchodząc w projekt historyczny da się uniknąć uwikłania w dyskusje o poprawności politycznej i historycznej?

To zawsze było i będzie problemem twórców. Chodzi o patrzenie na historię z różnych punktów widzenia. Im więcej pracy włożą w research, w badanie opracowań historycznych, tym lepiej. Tym więcej będą mieli argumentów, by się nimi podeprzeć w nieuniknionych popremierowych dyskusjach. Nie pierwszy raz uczestniczę w projekcie historycznym i z doświadczenia wiem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że to, co zobaczył w filmie różni się od "rzetelnych przekazów historycznych". Tylko kto decyduje o tym, które są "rzetelne"?

No właśnie, a czy towarzyszyły panu obawy, że popadniecie w patos?

Oczywiście, zawsze towarzyszą mi takie obawy. Nie tylko w odniesieniu do kina historycznego. To naturalne obawy aktora. Ale ostateczny efekt zależy od reżysera i tego, co z nagranym materiałem zrobi w montażu, w postprodukcji. W przypadku tego filmu, zwłaszcza w obliczu rocznicy odzyskania niepodległości, można było mieć szczególne obawy, czy nie popadniemy w patos czy martyrologię. Ale znam Gajewskiego na tyle dobrze, że już na etapie czytania scenariusza uwolniłem się od takich dylematów. Nie było wątpliwości, że będzie to film przede wszystkim o ludziach z historią w tle, a nie odwrotnie.

Powiedział pan mi kiedyś, że dobra rola jest jak dobrze skrojony garnitur. Jak panu leżała rola Stanisława Kaszubskiego?

Bardzo ucieszyłem się z tej propozycji. Darek Gajewski zaproponował mi rolę, jeszcze zanim dostałem scenariusz. Rozmowa z nim utwierdziła mnie w przekonaniu, że materiał, który dostanę do roboty, będzie niezwykle ciekawy. Możliwe, że już na etapie pisania wiedział, kogo chce obsadzić w roli Króla. Kaszubski istniał naprawdę. Ale niewiele o nim wiadomo. Punktem wyjścia do pracy nad rolą był więc niemal wyłącznie materiał zawarty w scenariuszu. Rola zapisana była w jasny, przejrzysty sposób, pozostawiając zarazem miejsce na wiele interpretacyjnych niuansów. To właśnie był jeden z tych dobrze skrojonych garniturów. Choć należałoby raczej powiedzieć: dobrze dopasowany mundur Legionisty.

Obraz
© Materiały prasowe

Odkrywanie nieoczywistej postaci drugoplanowej zapewne było ciekawym doświadczeniem. Dodajmy, zaangażowanej w walkę o niepodległość nie mniej niż Piłsudski.

Znane dobrze z historii postaci, są w pewien sposób oczywiste. Owszem, kiedy opowiadamy o młodym Piłsudskim; bojowniku-terroryście, albo jego relacjach z kobietami, to z założenia jest to bardzo ciekawe. Ciekawsze moim zdaniem, niż pokazywanie nam kolejnej aktorskiej wersji starego, wąsatego Naczelnika rządzącego Polską. Natomiast to właśnie często postaci, które kryją się w drugim, trzecim szeregu historycznych wydarzeń są niesłychanie interesujące. Nierzadko ich wpływ na historię jest bardzo istotny. Wiele spośród tych życiorysów nadawałoby się na materiał wyjściowy do filmowego scenariusza.

Ile aktor ma swobody w graniu postaci historycznej?

Wszystko zależy od koncepcji reżysera. To on w głowie ma obraz całości. Ale to nie jest tak, że my, aktorzy jesteśmy cyborgami zaprogramowanymi na odegranie autentycznych historycznych postaci. Za każdym granym bohaterem skrywa się mniej lub bardziej wyeksponowana osobowość aktora. Weźmy Piłsudskiego. Moglibyśmy wziąć po fragmencie z każdego filmu, jaki o nim powstał, zmontować razem i zobaczymy wyraźnie, jak różne są jego aktorskie wersje. Każdy z aktorów dodał coś od siebie, zwrócił uwagę na inną cechę charakteru. Dopiero ich suma będzie bliska do pierwowzoru, a i tak nie odda pełnego obrazu postaci. Posługuję się tym przykładem, bo sam grałem Piłsudskiego i wiem, ile materiałów źródłowych przejrzałem, ile filmów, fotografii, żeby poznać, jak się zachowuje, porusza, mówi… Cały ten bagaż trzeba wziąć na siebie. Im on jest większy, tym lepiej.

Co panu osobiście się podobało w Piłsudskim?

Jaki był, co lubił, a czego nie, co mu dolegało, z czego żartował, jak zachowywał się wśród bliskich. Te najbardziej ludzkie strony. Są najciekawsze do konstruowania roli.

Na planie "Legionów" spotkał się z dwoma docenianymi młodymi aktorami, Sebastianem Fabijańskim i Bartoszem Gelnerem. Jak się wam układała współpraca?

Nie ukrywam, ze pracując z tak młodymi ludźmi, człowiek czuje się trochę staro. Bywa, że mocno odczuwalny jest dystans wiekowy, rozmiar zawodowego doświadczenia. Ale z drugiej strony niezaprzeczalnie jest to bardzo odświeżające. Lubię pracować z młodymi, zdolnymi aktorami, którzy często wnoszą na plan powiew twórczego wariactwa. Jeśli tylko reżyser potrafi tę lawinę szalonych niekiedy pomysłów okiełznać i mądrze wykorzystać, staje się to korzyścią dla filmu. Z Sebastianem miałem już okazję pracować, z Bartkiem spotkałem się po raz pierwszy. I muszę powiedzieć, że to duża przyjemność. Obaj są interesującymi aktorami, a także wyjątkowo sympatycznymi facetami.

A jak sprawdziła się reszta młodej obsady?

Partnerująca im Wiktoria Wolańska jest debiutantką, ale z przyjemnością patrzyłem na jej grę. To materiał na naprawdę świetną aktorkę. Wymieniamy zaledwie kilka osób, ale miałem do czynienia z wieloma młodymi aktorkami i aktorami, którzy stawiają pierwsze kroki w przemyśle filmowym. Darek Gajewski zrobił kapitalną robotę, dobierając do każdego, nawet najmniejszego epizodu wyjątkowo sprawnych aktorsko, interesujących młodych ludzi.

Skoro mówimy o partnerstwie, nie możemy nie wspomnieć o filmie, w którym spotyka mnóstwo kolegów. Jak pan przyjął propozycję zagrania w trzeciej części "Psów"?

Bardzo się cieszę, że znalazłem się w tej obsadzie. Propozycja zagrania w "Psach" pojawiła się co prawda już przy okazji pierwszego z filmów o Maurerze i jego kolegach, ale wówczas nie udało mi się zagrać ze względu na pracę w innych produkcjach. Szczęśliwie dołączyłem do ekipy po latach. Dodam, że z ogromną przyjemnością. Dopisanie się do obsady kultowej już serii polskiego kina jest chyba dla każdego aktora swoistą nobilitacją. Poza wszystkim Pasikowski jest dla mnie jednym z najważniejszych reżyserów w mojej filmografii.

Obraz
© Materiały prasowe

Jakim jest człowiekiem?

Posłużę się parafrazą kwestii Franza Maurera - "kolegą moim jest". Po prostu. To istotne w naszej pracy, lubimy ze sobą pracować. Ja w pracy absolutnie mu ufam. Co więcej, uważam, że jest nie tylko jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów, ale także znakomitym scenarzystą. Pisze dla kina naprawdę doskonałe historie.

Scenariusz "Psów" właśnie taki jest?

Jest świetny. To bardzo dobry kryminał. Jestem przekonany, że tak jak poprzednie "Psy", będzie cytowany latami.

Obsada też jest znakomita.

To prawda. Władkowi udało się pozyskać do tego projektu najistotniejszych bodaj bohaterów "Psów" – Bogusława Lindę i Czarka Pazurę. Będzie Marcin Dorociński, który pojawił się w filmach Pasikowskiego dużo później. Będą też znakomici Janek Frycz, Tomek Schuchardt, Sebastian Fabijański i wielu innych. A praca z tymi panami - proszę mi wierzyć - to duża przyjemność. Wierzę, że efekt będzie naprawdę dobry.

Domyślam się, że Władysławowi Pasikowskiemu nie było trudno namówić taką plejadę do współpracy.

Władek jest bardzo ceniony przez aktorów za profesjonalizm. Wszystkie najdrobniejsze nawet detale scenariusza, jego poszczególnych scen, są zawsze przez niego przemyślane i przygotowane do realizacji. Zapewnia tym samym na planie naprawdę duży komfort pracy. W tym przypadku satysfakcja była tym większa, że dla nas było to niezwykle miłe spotkanie towarzyskie.

Czego po nadchodzących "Psach" możemy spodziewać się my, widzowie?

Dobrego kina.

Źródło artykułu:WP Film
mirosław bakalegionypsy 3
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)