"Mój przyjaciel orzeł": Siła przyjaźni i piękno natury [RECENZJA]
*"Mój przyjaciel orzeł" to film, który zachwyca przede wszystkim wspaniałymi ujęciami krajobrazów i zwierząt na równi ze sposobem realizacji.*
Zdjęcia do tej produkcji powstawały wiele lat. Filmowcy wykazali się nie lada cierpliwością i konsekwencją, po to, by dostarczyć opowieść, która jak najmocniej przeniesie widza w jej realia. I to się udało.
Historia opowiadana przez film „Mój przyjaciel orzeł” jest prosta i bezpretensjonalna zarazem. Jej bohaterem jest mieszkający samotnie z ojcem w górach Lukas, który pewnego dnia znajduje w lesie ledwo żywe piskle. Postanawia uratować je przed śmiercią i przygarnia małego orzełka, któremu daję na imię Abel. Karmi go, samodzielności, latania. Dość szybko między chłopcem a ptakiem rodzi się silna więź.
„Mój przyjaciel orzeł”, jak sama nazwa wskazuje, to opowieść o przyjaźni, ale nie tylko. Od innych produkcji kina familijnego tworzonych z myślą o młodszym widzu, odróżnia go to, że jest to film o wiele bardziej dojrzały, opowiedziany z nutą melancholii i zadumy. Jest tu miejsce i na smutek i na radość. Obserwujemy trudy dojrzewania, a także borykanie się z samotnością Lukasa i jego ojca. To też film o odpowiedzialności, cierpliwości i dojrzewaniu oraz o tym, co się z tym wiąże. Gdy wyfruwamy z naszego gniazda, dosłownie i w przenośni, musimy prędzej czy później, zmierzyć się sami z wielkim światem, który nie zawsze jest przyjazny. Tak samo jak natura przedstawiona w filmie.
Przyroda jest tak naprawdę głównym bohaterem filmu „Mój przyjaciel orzeł”. Jest piękna, fantastycznie sfilmowana (niesamowite ujęcia, panoramy, zbliżenia na lecącego orła, polowania na zwierzynę; wspaniałe górskie i leśne plenery), ale też i surowa. Film ten niejako pokazuje młodemu widzowi, że fauna i flora to nie tylko bajeczne widoki, ale też dużo niebezpieczeństw, na które trzeba uważać, bądź nauczyć się sobie z nimi radzić. A to niezwykle cenna i ważna lekcja na życie w ogóle. Nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych.
Tak na dobrą sprawę to „Mój przyjaciel orzeł” jest właściwie fabularyzowanym filmem przyrodniczym i to jest jego największa siła oraz to, co odróżnia go od całej reszty tego typu produkcji familijnych. Warto go zobaczyć, jeśli nawet nie dla historii, to z pewnością dla niezwykłych zdjęć i świetnej drugoplanowej roli Jean’a Reno.