Navi, sobowtór Michael Jacksona: „Uwielbiał Polskę! To nie był tylko kolejny kraj, który miał odwiedzić” [WYWIAD]

Przez wiele lat był nie tylko sobowtórem Króla Popu, ale także jego przyjacielem. Niedawno Navi wcielił się w swojego idola w filmie "Michael Jackson: W poszukiwaniu szczęścia". 29 sierpnia wyemituje go stacja Lifetime. Tego dnia bowiem artysta obchodziłby 59. urodziny. W rozmowie z WP Navi opowiada m.in., jaki prywatnie był gwiazdor i co czuł, gdy przyleciał do Polski.

Navi, sobowtór Michael Jacksona: „Uwielbiał Polskę! To nie był tylko kolejny kraj, który miał odwiedzić” [WYWIAD]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Michał Dziedzic

29.08.2017 | aktual.: 29.08.2017 12:59

Michał Dziedzic, Wirtualna Polska: Dobrze znałeś Michaela? Jak do ciebie dotarł?

Navi: Pracowałem dla Richarda Bransona podczas jednego z projektów medialnych i zostałem poproszony przez ludzi Jacksona, aby tańczyć na trasie "Dangerous Tour" w 1992 r. To było tournee po Europie, więc pierwszy raz spotkaliśmy się w Berlinie. Potem pracowałem z nim przy promocjach albumów i innych trasach koncertowych. Gdy pojawiły się pierwsze zarzuty o molestowanie seksualne nieletnich, też przy nim byłem. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie jestem fanem, który jest przy nim tylko wtedy, gdy wszytko jest ok, ale stoją przy nim zawsze i wierzę w jego niewinność.

Obraz
© Getty Images

Byłeś przy nim podczas koncertu w Warszawie?

Tak. Wiem, że Michael uwielbiał Polskę. To nie był tylko kolejny kraj, który miał odwiedzić. Bardzo chciał tu przyjechać. Gdy był w Warszawie w 1996 r., był oczarowany tym, ile ludzi się zjawiło. Fascynowała go Europa, szczególnie wschodnia. Mimo że wówczas słabiej rozwinięta, ludzie mieli niesamowitą energię i byli bardzo życzliwi.

Chciałeś go zagrać, aby opowiedzieć "prawdziwą historię"? Co dokładnie zamierzałeś przekazać?

Ta historia nie jest tabloidową opowieścią o tym, co działo się w życiu Michaela. Przede wszystkim jest prawdziwa. Wiedziałem też, że będzie zrealizowana przez najlepszą ekipę, w tym nominowaną do Oscara Dianne Houston. Stwierdziłem, że pragnę stać się tego częścią. Producenci przyszli do mnie z propozycją, bo znałem Michaela wiele lat, a przecież chcieli, aby efekt był jak najbardziej autentyczny. Gdy pierwszy raz przeczytałem historię, nie byłem do końca pewien, czy powinna być opowiedziana. Mówi przecież o tym, jaki był samotny, o kłopotach finansowych, problemach z dziećmi. Ale stwierdziłem, że ludzie powinni to usłyszeć, zdać sobie sprawę, że Michael był normalny, że też był człowiekiem.

Obraz
© Materiały prasowe

Jak bardzo wizerunek medialny Michaela różnił się od tego, kim był prywatnie?

Gdy Michael występował na scenie, wydawał się królem życia, nadczłowiekiem. Patrzyłeś na niego otoczonego fanami i myślałeś, że to najszczęśliwsza osoba na świecie. Tymczasem prywatnie, w domu, było inaczej. Raz wyprawił imprezę urodzinową dla swojej córki i nikt się nie zjawił. Wtedy zorientował się, że otaczający go ludzie są z nim tylko dla pieniędzy. Zawiodła go wytwórnia płytowa, management i producenci trasy. Wiele razy przejechał się na tych, którzy go reprezentowali

Przyznasz jednak, że publicznie zachowywał się dosyć osobliwie. Z czego to wynikało?

Tak, zgodzę się z tym. Wszyscy oceniamy tych, którzy są na świeczniku. Czasem twierdzimy, że są dziwni, bo po prostu nie są w większości. Myślę, że gdy przyjrzysz się Prince’owi, Jacksonowi czy Presleyowi, to widzisz geniuszy. W każdym było coś osobliwego, ale właśnie w tym tkwiła magia. Myślę, że jego nieraz dziwaczne zachowanie to odzwierciedlenie jego geniuszu, połączone z tym, że zaczął karierę w show-biznesie w wieku 5 lat. Powiedz mi, czym dla niego miała być normalność? W wieku 9 i 11 lat zdominował listy przebojów w USA. On nigdy nie wiedział, jak to jest zagrać w grę, iść do normalnej szkoły, spotykać się ze zwykłymi ludźmi. Dla niego od początku istniał tylko show-biznes.

Jaka jest różnica miedzy graniem Michaela na scenie a w filmie?

Gdy wychodzę i gram go na scenie, to widzisz Michaela w chwale. Słyszysz "Smooth Criminal", widzisz światła, choreografię, kostiumy. Nic nie może pójść źle. Od początku do końca znasz każdy dźwięk, każdy ruch i to jest cudowne. W filmie wszystko jest zupełnie na odwrót i musiałem się tego nauczyć. Dostałem nauczyciela aktorstwa, bo nigdy wcześniej nie grałem. Dali mi kogoś od emisji głosu. Musiałem zupełnie inaczej wejść w tę postać. Tak jakby znakomitemu piłkarzowi kazać grać w golfa. Gra jest zupełnie inna. To było coś zupełnie odświeżającego, ale i przerażającego. Powiedzieli mi, że pomogą mi być Michaelem. Nie chcieli bym za bardzo myślał o tym, jak grać. Powiedzieli: "Wykorzystaj to, co o nim wiesz, i spróbuj się w niego wcielić". Całkiem unikalne podejście.

Czułeś presję? Musiałeś przecież uchwycić legendę.

Ogromną. Jak nigdy wcześniej. Występowałem na wielkich show, ale teraz musiałem sportretować najpopularniejszego faceta na świecie zaraz obok Jezusa. Bohatera dla wielu osób. Wśród jego fanów są takie osoby jak Beyonce, Bruno Mars, giganci rozrywki. Jak o tym myślałem, to czułem ciężar presji, ale też odpowiedzialność, bo przecież portretuje legendę. Gdy po latach ludzie zobaczą ten film, będą chcieli się czegoś dowiedzieć o Michaelu, a ja nie chcę tego zepsuć.

Występujesz jako Michael od 28 lat. Powiedz, jak tak długo udając kogoś innego, nie zatracić siebie?

To trudne. Ludzie często pytają, jak bardzo się zatracam w portretowaniu Michaela. Ale pamiętam, jak bardzo chciałem to robić, kiedy byłem młody. Zostałem fanem Michaela, bo ujmowała mnie jego dobroć wobec ludzi, to że był ponad podziałami. Nie patrzył na rasę, religię. Myślę, że dziś potrzebujemy kogoś takiego jak Michael bardziej niż kiedykolwiek. Gdy widzimy, jak na świecie niektórzy znów próbują segregować ludzi. Czuję, że mam wiele wspólnego z Jacksonem. To dla mnie zaszczyt, że mogę go portretować. Ale to, co najbardziej do mnie trafiło, to jego charakter. Myślę, że dlatego był idolem tak wielu osób. Dziś brakuje takiego głosu, który jest szanowany na całym świecie.

Obraz
© Materiały prasowe

Przeszedłeś przez szereg operacji plastycznych, by upodobnić się do Michaela Jacksona. To był dla ciebie rodzaj poświęcenia? A może zaszczyt? Jakbyś to określił?

Bardzo dobre pytanie. Często pytano mnie o operacje, ale nikt tego nie ujął w ten sposób. Czy było to poświecenie, czy zaszczyt? Myślę, że zarówno jedno, jak i drugie. Ponieważ poświęcasz się właśnie ze względu na szacunek. Ja to zrobiłem, by w pełni oddać się temu, co robię, i by móc robić to jak najlepiej. Poświeciłem się robiąc operacje, ale sportowcy też muszą spędzać wiele czasu na treningach, a kulturyści muszą mieć określony typ budowy ciała. Każdy w jakiś sposób poświęca się temu, co kocha. Dla mnie wizerunek Jacksona jest bardzo ważny i nie lubię, gdy ludzie odzwierciedlają go niedbale. Uwielbiam, kiedy zrobione jest to profesjonalne. Ta sceniczna kreacja była dla niego tak ważna i tak dopracowana, że naśladując go, nie powinno wyglądać to amatorsko.

Czyli to kwestia autentyczności?

Między innymi. Spójrz na Michaela. Wiesz, dlaczego robił sobie operacje? Ponieważ na pewnym etapie życia uwierzył, że ludzie odbierają go jako produkt. A produkt trzeba zmieniać, modyfikować, by dalej się podobał. Michael chciał wymyślać siebie na nowo. Nie postrzegał siebie jako osoby. Przez to, że się zmieniał, stał się ikoną. Cały czas był na topie. Gdy zapowiedział trasę powrotną to wyprzedał 50 koncertów w londyńskiej O2 Arena w zaledwie 4 godziny. To niebywałe.

Obraz
© Materiały prasowe

Dlaczego powinniśmy zobaczyć ten film?

Myślę, że wszyscy powinni go zobaczyć, niezależnie od tego czy są fanami. Bo ci, którzy nigdy nie byli, a informacje na jego temat czerpali tylko z tabloidów, dowiedzą się o nim prawdy. To jedyny film, który pokazuje go jako człowieka. Wszyscy ukazują go jako geniusza rozrywki, którym był, ale nikt nie pokazuje, jak jadł śniadanie z dziećmi i jaką miał z nimi relację. Michael często mówił, że nie chce być chłopakiem z sąsiedztwa, bo nikt nie chce oglądać chłopaka z sąsiedztwa. I rzeczywiście przez całą karierę nim nie był. Wykreował siebie na super bohatera, na którego wszyscy patrzyli z podziwem, ale nie mogli się nim utożsamić, poczuć na równi. Ta historia pokazuje, że ktoś kto osiągnął to wszystko, jest bardzo podobny do każdego z nas. Mógłbyś się poczuć jak on, bo przez wiele rzeczy, które przeszedł, ty też przeszedłeś. Dlatego ten film trafi do wszystkich.

Obraz
© Getty Images
Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (47)