Dla nastolatków w “Nerve” smartfon jest jak prawa ręka. Zabrać im go, to jak uciąć rękę. Na dużym ekranie taki obraz wydaje się lekko przesadzony, ale wystarczy wsiąść do autobusu, aby zrozumieć, że smartfon rzeczywiście stał się naszym trzecim okiem, wehikułem, który sprawia, że funkcjonujemy w kilku wymiarach jednocześnie. “Nerve” oddaje stan frenetycznego rozszczepienia świadomości, ale przede wszystkim, jest nakręconym, nomen omen, z nerwem portretem Nowego Jorku, który ogląda się w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny.
WYWIAD Z TWÓRCAMI "NERVE":
Tytułowy “Nerve” jest nielegalną wirtualną grę, która przypomina trochę starą zabawę “prawdę czy wyzwanie”. Tyle że dziś można na niej nieźle zarobić. Pierwsze sto dolarów to łatwizna. Vee (Emma Roberts)
musi pocałować nieznajomego chłopaka (Dave Franco)
w knajpie. Potem przychodzą kolejne, coraz trudniejsze wyzwania, ale* czego nie zrobi się dla fanów żądnych nowych wrażeń, zwłaszcza że każdy akt odwagi i przesuwania granicy prywatności jest nagradzany pieniędzmi. Zresztą dla współczesnych nastolatków - taką diagnozę można odczytać z "Nerve" - najcenniejszą walutą są "lajki", będące miernikiem popularności osoby.*
“Nerve" jest przede wszystkim celną metaforą niebezpieczeństw płynących z siły mediów społecznościowych. Bez kontroli cyfrowa "społeczność" nie różni się niczym od średniowiecznego tłumu rządzącego się stadnym instynktem. Tyle że w internecie śmierć jest jakby mniej realna.
* ODPOWIEDZ NA PROSTE PYTANIE I WYGRAJ LAPTOPA - LINK DO KONKURSU TUTAJ*
Siłą napędową scenariusza jest interaktywny charakter gry, w której wszystko się może zdarzyć. Powiedzmy wyraźnie, że film ma słabsze, ocierające się o banał sceny, ale ogląda się go w dużym napięciu. To duże osiągnięcie Henry’ego Joosta i Ariela Schulmana (znanych z dwóch części “Paranormal Activity”), którzy w nosie mają czystość gatunków filmowych i w “Nerve” zabawili się z thrillerem, sensacją, komedią i dramatem społecznym. W efekcie otrzymujemy miszmasz stylów i operatorską jazdę bez trzymanki.
Można narzekać na schematyczność "filmu o młodzieży dla młodzieży” i pedagogiczną wymowę w drugiej połowie, ale jak ten film wygląda! Czapki z głów, bo może daleko mu do tytułu “Dzieciaków XXI wieku”, ale ogląda się go po prostu z dużą przyjemnością.
Ocena 7/10
Łukasz Knap