Niemożliwe nie istnieje. Ekscentryczny biolog i dwóch Polaków uratowało legendarną firmę
- Żona ma mnie za największego frajera na świecie. Ja uważam, że jestem największym wizjonerem – mówi dr Florian Kaps, bohater filmu "Analogowy wizjoner". To historia zapaleńca, który wskrzesił upadłego Polaroida. Ale potrzebował pieniędzy multimilionera z Polski.
Florian Kaps w życiu ma dwie wielkie pasje. Jako biolog jego smykałką są pająki, a konkretnie mięśnie ich oczu. Kaps poświęcił siebie i swoją karierę jednak nie naturze, a technologii. Tej analogowej. Biolog jest tytułowym "Analogowym wizjonerem", bohaterem filmu dokumentalnego, który można w Polsce obejrzeć dzięki Millenium Docs Against Gravity.
Kaps był do tego stopnia zafascynowany analogowymi nośnikami obrazu i dźwięku, że postanowił uratować ostatnią działającą fabrykę Polaroida. Legendarna firma działająca na świecie od 1937 roku, w 2008 była już praktycznie martwa. Polaroida zabił rozwój cyfrowych technologii, z iPhone’m Steve’a Jobsa na czele.
Zobacz: Nieświadomie oddała na złom prawdziwy skarb
Ale biolog wierzył, że firma ma jeszcze rację bytu. Twierdził od początku, że ludzie potrzebują czegoś namacalnego – jak właśnie wywołanego z kilka minut zdjęcia. Więc gdy tej ostatniej fabryce (Enschede w Niderlandach) groziła rozbiórka, on zorganizował zbiórkę. Żeby ją uratować.
I to, co wydawało się niemożliwe, udało się zrobić. Ekscentryczny biolog wykupił fabrykę, otworzył biuro, zatrudnił równie kreatywnych jak on zapaleńców i stworzył firmę o znamiennej nazwie – Impossible.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
I tu pojawiają się Polacy
Dr Florian nie był zbyt przedsiębiorczym człowiekiem. Właściwie to był wizjonerem, a nie biznesmenem. Potrzebował kontaktów, ale przede wszystkim pieniędzy, a nie tylko romantycznych wizji na temat ratowania analogowych nośników.
Impossible zainteresował się młody fotograf – Oskar Smołokowski. Przekonał swojego ojca – Sławomira (wł. Wiaczesław), multimilionera, żeby w to zainwestował. I znów – niemożliwe nie istnieje. Smołokowscy weszli w ten biznes.
I to do tego stopnia, że po jakimś czasie trzeba było się z niego pozbyć Floriana.
– Ja odpowiadałem za romantyczną wizję. A jak wiemy, romanse czasem nagle się kończą – mówi w filmie, a pytany o to, czy ma do Polaków żal przyznaje, że oczywiście nie, bo potraktował przygodę z Impossible jako rozgrzewkę przed innymi projektami.
- Żona ma mnie za największego frajera. Ja uważam, że jestem największym wizjonerem – kwituje.
Jeansy, ropa, aparaty
"Analogowy wizjoner" to urocza historia zapaleńca, który podzielił los Steve’a Jobsa. On przecież też został odsunięty od kierowania biznesu, którego był ojcem.
Losy reanimowanego Polaroida potoczyły się wyjątkowo ciekawie za sprawą Polaków. Obyśmy się kiedyś doczekali osobnego filmu o Wiaczesławie (Sławomirze) Smołokowskim.
Wiaczesław urodził się na Ukrainie. Był… muzykiem. Ponoć w młodości dorabiał, grając na klarnecie w klubach i restauracjach na terenie ZSRR. Los chciał, że pewnego dnia poznał podczas wspólnych występów Grzegorza Jankilewicza, także muzyka. Panowie mieli wyjątkową smykałkę do biznesu. Odstawili klarnety na bok i zajęli się handlem towarami sprowadzanymi z Polski i z Niemiec.
Sprzedawali podobno wszystko od jeansów i bielizny zaczynając, kończąc na sprzęcie AGD. A że klienci z okolic Syberii nie mieli gotówki, którą mogliby zapłacić za towary, płacili ropą naftową. Tu zaczął się ich petrobiznes.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Smołokowski i Jankilewicz w 1993 roku ożenili się z Polkami, dostali polskie paszporty i zaczęli na dobre działać w biznesie na ropie naftowej kręconym. Mówiło się o ich nie do końca uczciwych praktykach, o czym więcej możecie przeczytać na WP Finanse. Wątków politycznych w tej historii nie brakuje (w 2004 r. biznesmen stanął przed komisją śledczą).
Szacuje się, że Smołokowski wypracował sobie 1,6 mld złotych majątku. Wejście w projekt z Impossible nie było dla niego specjalnie ryzykowne. Postawił na syna – Oskara – i to się mu ogromnie opłaciło.
W "Analogowym wizjonerze" historia Polaków jest zaledwie liźnięta. Nic dziwnego. Smołokowscy dziedzictwo Polaroida potraktowali jako świetny pomysł na biznes. Bohaterem z wizją był ekscentryczny biolog. Choć faktycznie to dzięki Smołokowskim firma wróciła do gry. Odbiła się od całkowitego dna. W 2008 roku produkowali zero filmów do aparatów, teraz liczy się je w setkach milionów.
Podaje się w różnych źródłach, że Polaroid kasuje teraz rocznie ponad 700 mln dolarów. A wszystko zaczęło się od eksperta od pająków. Ostatnio pojawiły się doniesienia, że dr Florian Kaps chce ratować inną znaną markę – Fujifilm. Prosił o wsparcie kolegów z Polaroida. Odmówili: nie potrzebują konkurencji.