Niesamowita wystawa. Prawdziwa gratka dla fanów Disneya
- Kiedy ludzie słyszą o Disneyu, są świadomi, czego mogą się po nas spodziewać i że robimy wszystko, żeby firma kojarzyła się z rozrywką najwyższej jakości dla całej rodziny - mówi WP Becky Cline, szefowa Walt Disney Archives, które udostępniło swoje zbiory. Wyjątkowa wystawa właśnie wędruje po Europie.
Powiedzieć dziś, że Disney to tylko miliardowa korporacja, która pod swoim parasolem skupia jedne z największych kinowych i telewizyjnych marek, to za mało — to także, a może przede wszystkim, niemalże nieograniczony zbiór osobistych skojarzeń.
Łączą one bodaj każdego czytającego z własnym dzieciństwem, z rodzicielstwem, z randkowymi wypadami do kina, z fanowskimi zlotami i całym multum emocji.
Skomplikowana, stuletnia już historia firmy to wypadkowa istnego 'american dream' jednego utalentowanego człowieka oraz przedsiębiorczości i pracowitości setek tysięcy innych. Marka Disney jest tego jak najbardziej świadoma, stąd swoje dzieje konsekwentnie przedstawia jako kreatywne zderzenie kolektywnego wysiłku z wizją geniusza. Dlatego wypadające w tym roku obchody setnych urodzin studia przypominają istne tournée po świecie, którego flagowym okrętem wydaje się być specjalna wystawa, przybliżająca disnejowskie dziedzictwo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Premiery kinowe 2023. Na te filmy czekamy!
I choć wydaje się, że nie sposób upchnąć tego wszystkiego, o czym mowa powyżej, do kilkunastu sal, to jednak taką próbę podjęto i zrobiono to dość sprytnie, bo nie oparto się na chronologii, a ideach. Wystawa "Disney 100: The Exhibition" do Europy zawitała zaledwie przed paroma dniami i po pierwszym przystanku, którym jest niemieckie Monachium, docelowo ma objechać jeszcze kilka innych miejsc na naszym kontynencie (na jesieni przenosi się do Londynu).
Jak tłumaczy mi podczas rozmowy kuratorka eventu Paula Sigman-Lowery, historyczka i specjalistka od wszystkiego, co z Disneyem związane: - Chcieliśmy odejść od typowej chronologii i przebieżki po epokach, postarać się o to, żeby od samego początku wystawa była atrakcyjna dla wszystkich. Bo gdyby dzieci, aby zobaczyć Olafa, musiały przejść przez kilka innych sal, mogłyby się znudzić. A taki układ pozwala nam w każdej z galerii pokazać postacie z różnych dekad.
Dlatego też bezpośrednia koncepcja stojąca za omawianym projektem to swobodne sięgnięcie do źródeł, zaprezentowanie inspiracji, które posłużyły na przestrzeni stulecia rozmaitym twórcom za swoisty fundament i trampolinę. Dlatego też nieprzypadkowo sąsiadują tam ze sobą akurat rekwizyty z "Gwiezdnych wojen" oraz rozmaitych produkcji przygodowych firmowanym słynnym logiem, jak "Piraci z Karaibów" czy niedawna "Wyprawa do dżungli", bo łączy je podobny duch.
- Kiedy ludzie słyszą o Disneyu, są świadomi, czego mogą się po nas spodziewać i że robimy wszystko, żeby firma kojarzyła się z rozrywką najwyższej jakości dla całej rodziny, z czymś uniwersalnym, przy czym każdy może się dobrze bawić: i dzieci, i dorośli, z różnych środowisk i kultur - tłumaczy Becky Cline, szefowa Walt Disney Archives, które udostępniło swoje zbiory.
Była mowa o skojarzeniach: ludzie pracujący dla Disneya za kulisami, a także ci tworzący wszystkie te filmy, również je mają. I "Disney 100: The Exhibition" to na swój sposób zwierciadło, w którym przegląda się sama firma, a ta postrzega siebie jako handlarza emocjami, począwszy od zadziwienia, jakie wywoływały pierwsze animacje z Myszką Miki — na wystawie wyświetlane są fragmenty kultowego już "Parowca Willie’ego" — skończywszy na przynoszących miliardy zysku komiksowych franczyzach (na wyjściu, tuż obok Goofy’ego, gości żegna Shang-Chi).
Disney, będąc firmą o tak zróżnicowanym portfolio, poszukuje zrozumiałego i atrakcyjnego dla ogółu wspólnego mianownika, co wystawa pozwala sobie uzmysłowić. - Przede wszystkim chcemy dawać ludziom radość, umożliwić im oderwanie się od rzeczywistości. Nie ma w eskapizmie nic złego - mówi Cline. Rzecz jasna najprościej byłoby pewnie powiedzieć, że jest nim wyobraźnia, ale to jednak zbyt prosto i zbyt mało, o czym wiedzą sami zainteresowani.
Dlatego wystawę skonstruowano na szkielecie koncepcyjnym pozwalającym dobitnie uzmysłowić sobie — i piszę to bez absolutnie żadnej złośliwości — że jesteśmy gośćmi nie tylko na tej konkretnej wystawie, ale i w świecie Disneya. Bo prócz słynnych animacji, prócz Marvela, prócz innych popularnych franczyz znalazło się tutaj miejsce i dla muzyki (kto nie podśpiewywał sobie melodii z "Mulan", "Pocahontas" albo "Krainy lodu" niech pierwszy rzuci śnieżką), i dla Disneylandu, i dla sprzętu, i dla grafik koncepcyjnych, i dla całej rekwizytorni, która dzisiaj ma status ikonicznej. Innymi słowy, monachijska wystawa jest po części manifestacją siły (bo kto inny może sobie na coś podobnego pozwolić?), a po części nostalgiczną podróżą do przeszłości.
A co dalej? Co z przyszłością? Ostatnia salka poświęcona była trailerom nachodzących disnejowskich produkcji, na czele z nowym "Indianą Jonesem". Wydaje się, że o amerykańskiego giganta nie musimy się martwić. Jak powiedziała mi na pożegnanie Sigman-Lowery: - Świat dzisiaj jest inny niż jeszcze choćby trzy lata temu, ale Disney to pewna niezmienna. Nie inaczej.
Bartosz Czartoryski dla Wirtualnej Polski