Luc Besson jako scenarzysta i producent wydaje się być ostatnio o wiele bardziej zainteresowany samochodowymi pościgami niż ewolucją silnych postaci w stylu bohaterów znanych nam choćby z Leona Zawodowca. Nie tak dawno oglądaliśmy wyprodukowane przez Bessona dwie części Taxi, a teraz znów mamy okazję przyjrzeć się szybkim samochodom, kraksom i pościgom, dodatkowo uzupełnionym przez sceny walki. Wszystko to jest bowiem esencją wchodzącego właśnie do kin Transportera.
Bohaterem filmu jest przystojny i bardzo dobrze zbudowany Frank, były komandos, mieszkający na południu Francji i zarabiający na życie jako najemny transporter. Jego praca to przewożenie przesyłek według ogólnych zasad: szybko, solidnie i bez zbędnych pytań. Polecane mu zadania bywają różne, część z nich jest nawet bardzo niebezpieczna, ale podejmowane ryzyko ulega poważnemu zmniejszeniu dzięki temu, że bohater trzyma się trzech podstawowych reguł: 1. nigdy nie zmienia warunków umowy, 2. nigdy nie pyta dla kogo i co przewozi, 3. nigdy nie zagląda do przesyłki. Przychodzi jednak dzień, kiedy podczas transportu odkrywa, że jego przesyłka się porusza. Wiedziony bardzo człowieczymi instynktami zagląda do środka i z przerażeniem odkrywa, że przewozi młodą zakneblowaną kobietę. Złamanie trzeciej reguły ma oczywiście bardzo niekorzystne skutki i już wkrótce Frank zostaje wplątany w śmiertelnie groźną intrygę.
W roli głównego bohatera Transportera wystąpił brytyjski aktor Jason Statham, jak dotąd znany widzom z filmów Guya Ritchiego "Porachunki" i Przekręt. To aktor, który głównie dzięki swojej fizjonomii, potrafi przykuć uwagę widza na długo. Połączenie twardego faceta z człowiekiem wielce uczciwym, zdolnym do emocjonalnych zachowań i ludzkich odruchów, jakim z pewnością jest bohater filmu, Frank, jest w wykonaniu Stathama całkiem przekonujące. Na głowę bije sztucznego, pompatycznego, aż ociekającego samczą manierą Vina Diesela. Statham to facet, który wygląda jak mix znakomicie walczącego Jeta Li i z męskością i charyzmą Vince'a Vaughna. Jest też typowym dobrym bohaterem kina akcji, któremu walka wcale nie sprawia przyjemności i który jak może to wręcz unika wszelkich aktów przemocy. Ale jeśli już przyjdzie mu walczyć, robi to znakomicie. Walki są bowiem w filmie niezwykle
dopracowane. Powstawały pod okiem bardzo doświadczonego choreografa, który pracował przy takich filmach jak X-men czy Pocałunek smoka. Statham od lat trenuje boks i kickboxing, w swojej roli wypadł więc całkiem naturalnie.
Warto też dodać, iż bardzo interesujący jest duet brytyjskiego aktora z francuskim weteranem kina, Francoisem Berleandem. Ten ostatni w roli sympatycznego detektywa Tarconiego wypadł naprawdę znakomicie.
Bez wątpienia Transporter to film akcji od początku do końca i nie należy go traktować inaczej. Pościgi samochodowe i walki wręcz - to jedyne o co tutaj chodzi. Nie należy się doszukiwać ostro nakreślonych bohaterów i głębokości ich charakteru. Dotyczy to zarówno postaci postrzeganych jako dobre, jak i te złe. Dialogi także nie są najlepsze. Wielką zaletą jest więc fakt, iż fabułę przyćmiewają nam efektowne wybuchy i kraksy samochodowe, bo inaczej przyszłoby nam z pewnością załamać się np. poziomem rozgrywającej się w tle love story. A skoro ciągle się coś dzieje, jest luźno, miło i co najważniejsze w tego typu filmie - jest na co popatrzeć. To, że film miło się ogląda jest też na pewno zasługą znakomitych zdjęć. Można również czepiać się, że w to, co dzieje się na ekranie, czasem bardzo trudno jest uwierzyć. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to typ kina, które opowiada o tym, co mogłoby nam się przydarzyć w prawdziwym życiu.
Krótko mówiąc, Tansporter to odpowiednik jedzenia w McDonad's - jest to może niezbyt dobry i właściwy wybór, ale zdatny do szybkiego spożycia i satysfakcjonujący w momencie, gdy nie ma się akurat za dużo czasu lub chęci na coś bardziej wymagającego.