Olaf Lubaszenko o depresji. ''Byłem w takim dołku, że prawie nie wychodziłem z domu''
Jak wynika z rozmowy, którą z aktorem przeprowadził tygodnik, korzenie dolegliwości Lubaszenki sięgają o wiele głębiej, bo początku ubiegłej dekady, kiedy paradoksalnie filmowiec święcił reżyserskie tryumfy.
Niezwykle odważne wyznanie Justyny Kowalczyk odbiło się szerokim echem w mediach (więcej tutaj)
. Prawda jest taka, że mało który z bohaterów pierwszych stron gazet, nie mówiąc już o sportowcach, decyduje się publicznie na intymne zwierzenia, opowiadając o spustoszeniach, jakie niesie ze sobą depresja. Być może ten wywiad ośmielił Olafa Lubaszenkę, aby na łamach Newsweeka przerwać milczenie i opisać koszmar, przez jaki przechodzi od kilkunastu lat.
W ciągu ostatnich miesięcy wokół Lubaszenki narosło sporo kontrowersji i niedomówień. Media spekulowały o jego rzekomym załamaniu spowodowanym klapą „Sztosu 2”, chorobliwej nadwadze i decyzji przejścia na wcześniejszą filmową emeryturę (więcej tutaj)
.
Jednak, jak wynika z rozmowy, którą z aktorem przeprowadził tygodnik, korzenie dolegliwości Lubaszenki sięgają o wiele głębiej, bo początku ubiegłej dekady, kiedy paradoksalnie filmowiec święcił reżyserskie tryumfy.
''Olbrzymi wydatek emocjonalny''
Dobra passa Lubaszenki trwała od końca lat 80. Młody aktor zaliczył udany debiut u Jerzego Domaradzkiego, zagrał wyraziste role u Kieślowskiego czy Pasikowskiego.
Obok Pazury był wówczas najpopularniejszym aktorem (więcej tutaj)
. W 1997 roku stanął po drugiej stronie kamery („Sztos”)
. Tu też odniósł sukces.
- W latach 90. miałem mnóstwo roboty, rola za rolą. Potem zacząłem reżyserować filmy i okazało się, że to dla mnie olbrzymi wydatek emocjonalny. Czułem się odpowiedzialny za wynik finansowy, chociaż nie bezpośrednio. Obciążał mnie jego odbiór, czasem krytyka, czasem duża krytyka - mówi aktor w rozmowie z Wojciechem Staszewskim.
''Przestałem wychodzić spotykać się z ludźmi''
W 2001 roku na ekrany kin weszła komedia „Chłopaki nie płaczą”, która do dzisiaj cieszy się niesłabnącą popularnością. Lubaszenko odniósł sukces i, jak sam mówi, dał się „ponieść prądowi”. To był błąd. Za kolejne filmy spadła na niego fala krytyki – choć publiczność nadal dopisywała.
- To mnie wiele kosztowało, zapłaciłem wysoką cenę emocjonalną - zwierzył się Lubaszenko, dodając, że na myśli ma oczywiście depresję.
- Przestałem wychodzić spotykać się z ludźmi - mówi Lubaszenko. - Zamykałem się, oglądałem telewizję, czytałem książki. Nic szczególnego, są tacy, którzy tak całe życie spędzają. Ale w moim wypadku była to drastyczna zmiana stylu życia.
''Każde wyjście kończyło się lawiną nienawistnych komentarzy''
W rozmowie ze Staszewskim aktor przyznał, że przez całe lata lekceważył chorobę, licząc, podobnie jak większość cierpiących na depresję, że złe samopoczucie w końcu minie. Jednak było coraz gorzej.
W międzyczasie Lubaszenko zaczął gwałtownie przybierać na wadze.
- Dodatkowo w wieku 36 lat zachorowałem na chorobę zakaźną wieku dziecięcego i wtedy waga posypała się zupełnie - relacjonuje aktor, który w tamtym okresie ważył „optymalne” 100 kg.
Kiedy kilka lat temu pojawił się na festiwalu w Międzyzdrojach, prasa plotkarska nie zostawiła na nim suchej nitki, sugerując, że Lubaszenko przestał o siebie dbać. Podejrzenia o chorobę pojawiły się o wiele później.
Jak sam przyznaje, wycofał się z życia publicznego, bo „każde wyjście kończyło się lawiną nienawistnych komentarzy” w internecie.
Wcześniejsza emerytura
Nietrudno się domyślić, że zarówno depresja jak i nadwaga stały się przeszkodą w prowadzeniu unormowanego życia zawodowego.
Choć w międzyczasie Lubaszenko pojawił się w kilku serialach i wyreżyserował komedię „Złoty środek”, był to zaledwie cień sukcesów, jakie odnosił w latach 90.
W 2011 roku aktor wyreżyserował drugą część „Sztosu” – swojego debiutu a jednocześnie jednego z najbardziej kultowych filmów drugiej połowy lat 90. Niestety, film został przyjęty dość chłodno, a załamany krytyką Lubaszenko zapowiedział, że przejdzie na wcześniejszą emeryturę (więcej tutaj)
.
Dać się zaprowadzić do lekarza
Na szczęście Lubaszenko trafił na lekarza, który zdiagnozował postępującą depresję i połączył ją z chorobliwą nadwagą aktora.
Lubaszenko przyznał, jest właśnie w trakcie terapii i czuje się coraz lepiej. Wsparcie otrzymał nie tylko w klinice, ale od najbliższych i przyjaciół. Jak sam mówi, pozostaje jeszcze kwestia wagi, ale i z tym ma nadzieję się z czasem uporać.
- […] depresja jest demokratyczna, cierpią na nią i bogaci, i biedni. I naprawdę nieleczona potrafi zabić. Dlatego trzeba iść do lekarza albo dać się tam zaprowadzić- apeluje aktor. (Newsweek/gk/mf)