Oschła lekcja historii. Recenzja filmu "Sobibór"
Konstantin Chabienski, znany dotychczas z kariery aktorskiej, rozpoczyna przygodę z reżyserowaniem filmów. Na razie zamiast wykonania efektownego piruetu, zaliczył bolesnego fikołka.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Fakt powinięcia się nogi być może wynika z rangi tematu, jaki reżyser wziął w swoim debiucie na warsztat. Próbuje on bowiem odtworzyć wydarzenia z października 1943 r., które miały miejsce w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze. Przez ponad rok funkcjonowania zginęło tam ok. 200 tys. ludzi. Jedyną szansą na uratowanie życia był dla więźniów bunt. Skrupulatny plan ucieczki opracował zesłany do Sobiboru z frontu wschodniego pułkownik Armii Radzieckiej Aleksander Peczerski (w tej roli sam Konstantin Chabienski)
. Konspiracja w obozie nie była jednak utrudniana jedynie przez bestialskich nazistów, ale również przez współwięźniów…
Trudno określić Peczerskiego mianem jedynej głównej postaci filmu. Jest nią raczej tzw. bohater zbiorowy i choć brzmi to wielce poetycko, to nie wznosi dzieła Rosjanina na szczyt filmowego liryzmu. Z biegiem czasu, poza obrazami cierpienia więźniów i okrucieństwa oprawców (wielokrotnie trawestowanego w innych tekstach kultury w sposób dosadniejszy i wiarygodniejszy), na ekranie pozostaje zlepek zaledwie napoczętych wątków. Zarys postaci i relacji między nimi niknie w zestawieniu ze szczegółowo zrekonstruowanym przebiegiem październikowego powstania.
W utożsamieniu się widza z którąkolwiek z postaci nie pomagają nawet miłosne dramaty Peczerskiego. Próżno bowiem szukać w "Sobiborze" romantyzmu i sentymentalizmu, wydawałoby się wrośniętego w tamtejszą kinematografię, poruszającą tematykę wojenną (wystarczy przywołać takie dzieła jak "Ballada o żołnierzu" czy "Idź i patrz"). Dzieło Chabienskiego jawi się jako twór precyzyjnie nastawiony na wywołanie wzruszenia wśród widzów – a jak wiadomo emocjami odbiorcy rachować nie warto. W efekcie tego miłosne wyznania wybrzmiewają w filmie z siłą porównywalną do rzuconego mimochodem "jak się masz?" do dawno niewidzianego kumpla, a przejawy lęku przed nieuniknioną śmiercią bardziej przypominają dziecięcy strach przed nocnymi marami.
"Sobibór" nasuwa interpretacje uwzględniające obecną sytuację społeczno-polityczną w Europie. Trudno oskarżać Chabienskiego o próbę manipulowania historią, wszak przebieg powstania został odwzorowany z cyzelatorską dokładnością. Największym zarzutem w jego kierunku może być jednak stereotypowe portretowanie bohaterów poszczególnych nacji. Reżyser odkopuje przykurzone archetypy heroicznego Rosjanina, pozbawionego sumienia Niemca i wiecznie poszkodowanego Polaka. W budowaniu rysu psychologicznego postaci Chabienski nie pokusił się o nietuzinkowe rozwiązania, co wpisuje jego dzieło na listę filmów o tyle ważnych, co nijakich.
W czasach tzw. postprawdy filmy uświadamiające historycznie są kulturowym kruszcem aż nadto pożądanym. Warto jednak po seansie "Sobiboru" zadać sobie pytanie, czy dzieło to zostało stworzone z bezinteresownej potrzeby upamiętnienia ofiar zagłady, czy jest polityczną zagrywką przypominającą, kto w Europie pełni rolę szubrawcy? Bez względu na to nie da się ukryć, że w debiucie reżyserskim cenionego rosyjskiego aktora zabrakło zarówno twórczej wizjonerskości, jak i odtwórczej ekspresji.
Obejrzyj zwiastun "Sobiboru":
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.