Paweł Edelman: Gdybym był rozmowny...

"To jest polska tradycja, że operator ma coś do powiedzenia i jest trochę bardziej odpowiedzialny za ostateczny kształt filmu. I reżyserzy też są przyzwyczajeni, że pracę zaczyna się od ustael z operatorem. W Hollywood decyzje rzadko należą do operatora" - mowi laureat Złotej Kaczki 2008 za zdjęcia do "Katynia", Pawel Edelman, jeden z najlepszych operatorów na świecie.

Paweł Edelman: Gdybym był rozmowny...
Źródło zdjęć: © Film Polski

14.10.2009 15:37

* ANITA ZUCHORA:* Dostał pan od publiczności Złotą Kaczkę za zdjęcia do filmu Andrzeja Wajdy „Katyń”. Czy ten film był dla pana w jakiś sposób specjalny?
PAWEŁ EDELMAN:Bardzo specjalny. I to z wielu powodów. Nie tylko dlatego, że znowu miałem możliwość pracy z Andrzejem i tematyka filmu była ważna. To był mój pierwszy film po trzech latach nieobecności i pracy za granicà. „Katyń” stał się dla mnie – mówiąc górnolotnie – powrotem: do Polski, do polskiego kina, do polskich aktorów, do mojej ekipy. Ogromna przyjemność.

AZ: Często reżyserzy i operatorzy lubią stale ze sobą współpracować. Na czym tak naprawdę polega związek reżysera i operatora?
PE: Nie ma w tym żadnej tajemnicy czy magii. Myślę, że początek jest, jak zwykle, trochę przypadkowy. Pierwsza współpraca wyjaśnia, czy obie strony potrafią się dobrze porozumieć i czy rezultat ekranowy jest satysfakcjonujący. Jeśli tak jest, naturalne staje się ponowne spotkanie i kolejny film. Poza tym potrzebne jest pewne dopasowanie charakterów. Roman Polański powiedział kiedyś, że lubi ze mną współpracować, bo jestem najspokojniejszym człowiekiem na Ziemi, a on bywa furiatem. I to się dobrze uzupełnia.

AZ:: Czyli jednak w relacji reżyser-operator chodzi głównie o czynnik ludzki?
PE: Ależ oczywiście! Czynnik ludzki to podstawowa sprawa. Przecież wspólne robienie filmu wymaga spędzenia ze sobą od trzech do sześciu miesięcy. Do tego najczęściej gdzieś się jedzie, z dala od codzienności, bliskich. A reżyser to najbliższy współpracownik operatora, ktoś, z kim nieustannie coś się omawia, o czymś dyskutuje.

AZ:: Jest paru reżyserów, z którymi pan stale współpracuje: Andrzej Wajda, Władysław Pasikowski, Roman Polański. To pan ich wybrał, czy oni pana wybrali?
PE: Operatora wybiera sobie reżyser. On podejmuje decyzję, z kim chce pracować, po czym dzwoni i zaprasza do współpracy. Ale często o początku takiej współpracy decyduje przypadek. Na przykład z Władkiem Pasikowskim poznaliśmy się na studiach w Łodzi. Zaprzyjaźniliśmy się i nasze wspólne robienie kolejnych filmów było całkowicie naturalne. Teraz z przyjemnością znowu bym coś z nim nakręcił. Zresztą wydaje mi się niezrozumiałe, że taki reżyser jak on od ośmiu lat nie zrealizował filmu fabularnego.

AZ:: Jest pan jednym z kilku polskich operatorów, którzy zrobili karierę w Ameryce. Co sprawia, że polscy autorzy zdjęć są tak chętnie zatrudniani w Hollywood?
PE: Przyznam się, że nie mam pojęcia... Ale mogę snuć pewne przypuszczenia. W Polsce wszyscy jesteśmy uczeni, już w szkole filmowej, że operator to najbliższy współpracownik reżysera, a przez to ważny współtwórca filmu. W Stanach jest inaczej – tam operatorzy mają raczej pozycję bardzo wysoko wykwalifikowanych specjalistów, ale jednak pracowników technicznych. Zgaduję, że reżyserom w Hollywood potrzeba artystycznego partnera.

AZ:: Jak pan szuka stylu fotografowania dla poszczególnych filmów? To jak sfilmował pan „Raya” czy „Pianistę” stanowi bardzo ważny element całej opowieści.
PE: Jestem intuicjonistą. W trakcie czytania scenariusza z reguły wyobrażam sobie mniej więcej klimat filmu. Ten klimat jest w tekście, trzeba go tylko odnaleźć. Reszta polega na odtworzeniu tego klimatu za pomocą technicznych środków, które są w moich rękach. Jeśli nie mam tej intuicyjnej jasności, jak film powinien wyglądać, z reguły nie podejmuję wyzwania i przyjmuję, że ktoś inny lepiej nakręci ten scenariusz.

AZ:: Gdzie ma pan więcej wolności w decydowaniu o tym, jak pan sfotografuje film – w Polsce czy w Hollywood?
PE: Chyba jednak w Polsce. To jest nasza tradycja, że operator ma coś do powiedzenia i jest trochę bardziej odpowiedzialny za ostateczny kształt filmu. I reżyserzy są też przyzwyczajeni, że pracę zaczyna się od ustaleń z operatorem. W Hollywood operator pojawia się trochę później i jego rola jest nieco mniejsza.

AZ:: Kiedyś napisał pan scenariusz filmu „Listopad”, który wyreżyserował Łukasz Karwowski. Nie miał pan potem pomysłów na scenariusze?
PE: Łukasz to mój przyjaciel ze studiów i rzeczywiście tak się złożyło, że jestem współautorem scenariusza tego filmu. „Listopad” stanowi, moim zdaniem, odpowiedź na pani pytanie, dlaczego nie jestem scenarzystą.

AZ:: Ale to jest całkiem niezły film!
PE: To prawda, ale ma słabości i to z mojej winy, bo to są słabości scenariuszowe. Ja uwielbiam czytać scenariusze i je oceniać, ale do pisania się nie nadaję. Nie mam tego talentu, nad czym szczerze ubolewam.

AZ:: Od czasu do czasu realizuje pan też reklamy. Co sprawiło, że zdecydował się pan na realizację reklamy iPhone’a: pieniądze, prestiż czy David Fincher jako reżyser?
PE: Połączyłbym te wszystkie elementy. To była ciekawa przygoda. David Fincher okazał się bardzo interesującą osobą. Poza tym fascynuje mnie świat Apple’a, te współpracujące ze sobą systemy, tak przyjazne dla użytkownika i tak wysmakowane estetycznie. Nie miałem więc żadnych oporów.

AZ:: Przygotowuje się pan do kolejnego filmu?
PE: Zaraz zaczniemy pracę nad nowym filmem Romana Polańskiego. Nazywa się „The Ghost” i jest to thriller z gatunku political fiction. Opowiada o byłym premierze Wielkiej Brytanii, który jest uwikłany w... A właściwie nie będę tego teraz zdradzał. Jeszcze za wcześnie.

AZ:: Ostatni film polityczny z pana zdjęciami, „Wszyscy ludzie króla”, był bardzo udany. No i świetna rola Seana Penna.
PE: To fantastyczny aktor i człowiek. Praca z nim jest wyjątkowa także dlatego, że zna proces realizacji filmu z wielu stron. Jest przecież też znakomitym reżyserem. Na planie jest dosyć zasadniczy, umie jednak docenić profesjonalizm współpracowników. Potrafi być stanowczy, zna swoją wartość, ale akcentuje to w mądry sposób.

AZ:: Nie należy pan do osób przesadnie rozmownych...
PE: To prawda, ale gdybym był rozmowny, prowadziłbym talk-show. A ja jestem operatorem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)