"Pig". Postawiliście krzyżyk na Cage'u? Nie tak szybko!
Oglądanie każdego kolejnego filmu z Nicolasem Cage'em, w którym w ciągu ostatnich dwóch prawie dekad wziął udział, to jak granie w rosyjską ruletkę. Zdarzają się nieziemskie wtopy, ale i fascynujące perełki kina niezależnego. "Pig" należy do tej drugiej kategorii. Na szczęście!
21.07.2021 14:17
Jak na jedną z największych ikon kina popularnego lat 80. i 90. Nicolas Cage przeżył wiele wzlotów i upadków, zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym. Nie ma chyba nikogo, kto wychowywał się w jednej z dwóch wspomnianych dekad i nie kojarzy głośnych tytułów tamtych czasów, jak "Con Air: Lot skazańców", "Bez twarzy", "Oczy węża", "8 mm" czy "Twierdza".
Te hity odtwarzane po kilkadziesiąt razy na jednym wypożyczeniu kasety VHS uczyniły z aktora nieśmiertelną legendę kina akcji i sprawiły, że w innych wcieleniach niekoniecznie chcieliśmy Cage’a kiedykolwiek oglądać. W sumie szkoda, bo jego kariera rozpoczęła się dzięki kilku fenomenalnym występom w skromniejszym, ale aktorsko i scenariuszowo mocnym repertuarze, jak "Wpływ księżyca", "Zostawić Las Vegas", "Ptasiek" czy "Arizona Junior".
O tej wyjątkowo eklektycznej karierze powstało już wiele książek i rozpraw naukowych, a tymczasem aktor w dalszym ciągu gra i ma się świetnie, przyjmując kolejne role trochę jak popadnie. Trudno się bowiem w tych licznych wyborach doszukiwać jakiegoś konkretnego klucza. Równie dobrze "Pig" z tak dziwacznym scenariuszem mogło okazać się reprezentantem solidnego kina klasy B i też by się pewnie nic nie stało, ot kolejne zlecenie. Tymczasem ta historia, choć na papierze zupełnie nieprawdopodobna, urzeka, czaruje i intryguje, a chociaż jest w niej trochę przemocy (może to ukłon w stronę innych dokonań Cage’a?), przeważa melancholia, nostalgia i miłość.
Rob (Nicolas Cage) mieszka sobie w chatce w lesie ze swoją świnią – ekspertką w poszukiwaniu trufli. Co czwartek skromne domostwo odwiedza młody handlarz Amir (Alex Wolff), który odbiera dostawę i upłynnia ją w najlepszych restauracjach w Portland. Pewnego dnia ktoś porywa okazałe zwierzę, a Rob rusza w pościg za złodziejami. Trop wiedzie do pewnej renomowanej restauracji, a szlak naznaczony będzie smakami, zapachami, winem i przyprawami.
Krótki opis fabuły w niczym nie przypomina żadnego tytułu, w którym Cage kiedykolwiek wystąpił (co samo w sobie jest sztuką), ale też nie przypomina żadnego tytułu w ogóle. Gdzieś w oddali majaczą może "Truflarze", "John Wick", "Gunda" i "Joe", ale "Pig" nie stanowi w żadnym razie prostej wypadkowej tamtych filmów.
Przede wszystkim jest bardziej nieoczywisty, niespodziewany, nawet szalony, by podlegać jakiejkolwiek kategoryzacji. To jest właśnie w "Pig" najlepsze – w jaki sposób poprowadzona jest fabuła, w którą stronę zmierza, co okaże się w tej opowieści kluczowe, a co poboczne – wszystko to okazuje się zupełnie nieprzewidywalne.
Coś, co zaczyna się jak "survivalowy" thriller, przeradza się szybko w "revenge movie" dla "foodies", czyli zaprawionych w bojach wielbicieli i smakoszy jedzenia gourmet. Kończy natomiast jak opowieść o przyjaźni, miłości, tęsknocie i stracie. Warto dać się tej historii zaskoczyć, warto ją przeżyć i warto po raz kolejny przypomnieć sobie, za co lubimy Nicolasa Cage’a – może za te znużone oczy leniwie spoglądające spod półprzymkniętych powiek, mówiące: wszystko już widziałem, wszystko przeżyłem, a teraz ty posłuchaj mojej historii? Ta opowiedziana w "Pig" jest tak niezwykła, że nikt by się jej nie spodziewał.