Po prostu Gia
Film Michaela Cristofera opowiada historię Gii Carangi- modelki lat 80- tych, która dzięki swojej olśniewającej urodzie zrobiła światową karierę i ustanowiła nowy kanon piękna. Można powiedzieć, że kierowała się zasadą "żyj szybko umieraj młodo", gdyż w skutek "zabawy" z heroiną zmarła na AIDS w wieku 26 lat. Była to bardzo ekscentryczna ślicznotka- jej bezpośrednia, chwilami wulgarna postawa, związki z kobietami, a na końcu problemy z narkotykami budziły wiele kontrowersji. Jednak tak sławna postać plus takie kontrowersje często są dobrym materiałem na film, szczególnie, jeżeli ekscentryczne zachowanie nie wynika z głupiego buntu, lecz z potrzeby miłości, a o niej głównie jest "Gia".
29.11.2012 23:32
"Gia" nie była laleczką, która nie widzi nic poza swoją urodą, jej życie to bajka, a heroina jest kolejną fanaberią. Jej życie bajką nie było, bardziej przypominało dramat z bajkową scenerią( bo kto by nie stwierdził, że dobry samochód, ładne ubrania, miliony dolarów na koncie i nocne imprezy to nie bajkowa sceneria?). Jednak los nie dał Gii samych słodyczy w prezencie, ale dorzucił też samotność, a uzależnienie od narkotyków to właśnie jej skutek uboczny. Jak więc zaczęła się jej historia? Gia wychowywała się w rozbitej rodzinie, pracowała w barze swojego ojca. Nic nie zapowiadało się, że dziewczyna o kolorowych włosach, w stroju motocyklistki może wejść do świata zarezerwowanego tylko dla wybranych, w tamtej dekadzie- ładnych blondynek za słodką mimiką. A jednak. Siedemnastolatka za namową swojego chłopaka zgłasza się do agencji modelek i po krótkim czasie zostaje zauważona. Jej twarz można zobaczyć na okładce prestiżowej gazety- Vouga i wielu innych. Gia zakochuje się w swojej wizażystce, lecz w sferze
miłosnej nie jest już tak kolorowo jak w zawodowej, gdyż Linda nie do końca podziela uczucia modelki. Jedyną osobą, która ją wspierała to menadżerka. Jednak pani Cooper umiera i Gia zostaje sama z ciężarem wymogów, które stawiał jej świat mody. To moment kiedy modelka sięga po heroinę, a jej american dream zamienia się w piekło.
Film wzrusza i skłania do myślenia, nie jest jednak trudny w odbiorze. Cristofer uniknął zbędnego patosu, gdyż nie znajdziemy w nim moralizatorskich rozmów, śladów pruderii czy sztucznych dialogów. Mimo, że "Gia" zalicza się do dramatu to nie jest to jednie zlepek obrazów ćpuna dającego w żyłę czy gwiazdy na skraju wytrzymałości, której życie to niekończące się pasmo cierpień. Możemy w nim znaleźć humor, a Cristofer stara się przedstawić Gię taką jaką naprawdę była, czyli odważną, trochę ekscentryczną, czerpiącą życie pełnymi garściami, tylko zagubioną. Zaletą filmu jest to, że opowieść o tytułowej bohaterce nie jest przedstawiona jedynie oczami kamery, lecz jest przeplatana komentarzami osób, które ją znały. Jednak film nie zawdzięcza sukcesu tylko wyłącznie dobremu scenariuszowi, tylko przede wszystkim doskonale dobranej obsadzie aktorskiej.
Na pierwszy plan wysuwa się aktorstwo Angeliny Jolie i choć to czy obsadzenie jej w tej roli było dobrym wyborem to kwestia sporna, to według mnie aktorka spisała się bardzo dobrze. Porównując mimikę, gesty filmowej Gii z tą prawdziwą z pewnością mogę stwierdzić, że gra Angeliy w pełni oddaje osobę modelki, a aktorka niezaprzeczalnie zasłużyła na nagrodę. Inni aktorzy też dobrze odegrali swoje role. Tak więc matka, tylko pozornie interesowała się córką, Linda nie była pewna swoich uczuć do niej, a Wilhelmina Cooper to menadżerka- ciepła pozytywna postać wspierająca modelkę.
Podsumowując, "Gia" to nie kolejny film typu Camp Rock, gdzie jedynymi konsekwencjami sławy są popularność i szczęście. "Gia" mówi o tym jak łatwo się zgubić w życiu, gdy nie ma się odpowiedniego wsparcia i o tym, że pieniądze szczęścia nie dają. Polecam go zarówno fanom Gii Carangi, gdyż film w doskonały sposób przedstawia jej historię, jak i miłośnikom dobrego kina.