Po roli w "Długu" mógł być wielkim aktorem. Zdecydował, że woli stać po drugiej stronie kamery
Długo nie potrafił zdecydować, co mógłby robić w życiu - chciał być sportowcem, filozofem, wokalistą, aktorem, ale ostatecznie zdecydował się na reżyserię. Wybór okazał się słuszny, bo chociaż Jacek Borcuch nie ma jeszcze bogatego dorobku zawodowego, jego filmy nie przechodzą niezauważone, zdobywają uznanie zarówno polskiej, jak i zagranicznej krytyki.
Trzyma się z dala od kina głównego nurtu, ceni sobie swoją pozycję reżysera niezależnego, który tworzy takie filmy, jakie sam chciałby oglądać (jak twierdził, właśnie z tego powodu odrzucił propozycje wyjazdu do Ameryki, nie chcąc pracować pod dyktando innych).
W ostatnich latach media jednak zamiast skupić się nad jego twórczością, znacznie większą uwagę poświęcają życiu prywatnemu reżysera - zwłaszcza od czasu, kiedy Borcuch porzucił swoją żonę dla znacznie młodszej aktorki.
Trudne wybory
Jako nastolatek Borcuch zafascynowany był muzyką. Później, kiedy zaczął odnosić sukcesy na bieżni, na poważnie zaczął rozważać karierę sportową. Śmiał się, że z drużyny wyleciał przez swoją słabość do "Stawki większej niż życie", bo tak spieszył się na serial, że nie chciał zostawać dłużej na treningu.
- Trener próbował mnie przekonać, ale nie mogąc nic wskórać, uciekł się do szantażu: "Wybieraj, albo dzisiaj zostajesz, albo koniec z treningami". Wybrałem Klossa – opowiadał w "Playboyu".
Wtedy znów wrócił do muzyki i przez dwa lata uczęszczał do Studium Wokalno-Aktorskiego, lecz nagle uznał, że to nie dla niego. Zdecydował się więc na warszawską PWST.
Burzliwa ścieżka kariery
W szkole teatralnej wytrzymał jednak tylko kilka tygodni - miał już na koncie doświadczenie sceniczne i stwierdził, że na PWST wiele się nie nauczy.
- Ja już brałem udział w spektaklach, grałem główne role w Teatrze w Gdyni, a tutaj starsi studenci sadzili się na wielkich aktorów i mówili do mnie gardłowym głosem przez nos. Pomyślałem, co za żenada, szkoda życia. I z dnia na dzień przestałem przychodzić na zajęcia – wspominał w "Playboyu".
Potem trafił na ekran - przełomem okazała się dla niego rola w "Długu" (na zdjęciu). I choć zdobył dzięki niej prawdziwy rozgłos, uznał, że aktorstwo go nie pociąga i tak naprawdę chce zostać reżyserem.
Wielki sukces
Jako reżyser zadebiutował w 1999 r. filmem "Kallafiorr", pięć lat później powstały "Tulipany".
- Robię filmy dla siebie. Zaspokajam swoją wyobraźnię – mówił w "Playboyu". - Filmy więcej o mnie mówią, niż jestem w stanie powiedzieć w jakimkolwiek wywiadzie.
Ogromne uznanie krytyki przyniosło mu "Wszystko, co kocham" z 2009 r. Film zdobył mnóstwo nagród na całym świecie, a Borcuch dostał nawet kilka ofert z zagranicy. Wszystkie jednak bez wahania odrzucił.
- Po Sundance pojawiły się propozycje z telewizji Fox. Ale pomyślałem sobie, że przecież nie zostawię swojej córeczki, nie wyemigruję i nie będę udawał, że robię wielką karierę, a tak naprawdę będę pracował dla telewizji – tłumaczył powody swojej decyzji. - Wolę robić autorskie kino w Europie.
Wielka miłość
W 2004 r. Borcuch poślubił Ilonę Ostrowską. Poznali się, kiedy ona studiowała jeszcze we wrocławskiej szkole aktorskiej. Jak wspominał reżyser, niełatwo było zdobyć jej względy – Ostrowska, atrakcyjna studentka, umawiała się bowiem wówczas z Tomaszem Karolakiem.
Ponieważ jednak Karolak mieszkał na stałe w Krakowie i we Wrocławiu nie mógł bywać zbyt często, Borcuch, który "zawsze był na miejscu", z czasem odbił dziewczynę swojemu rywalowi.
Zakochani uchodzili za idealną, świetnie dobraną parę. Zamieszkali w Warszawie, gdzie na świat przyszła ich córka Mirosława.
Głośny romans
Sielanka zakończyła się, kiedy Borcuch rozpoczął pracę nad "Wszystko, co kocham" - na planie filmowym zakochał się w młodszej od niego o kilkanaście lat Oldze Frycz (na zdjęciu). Przez jakiś czas ukrywali swoje uczucie, ale w końcu wieść o ich romansie trafiła do mediów. Zdradzona żona próbowała ratować związek i postawiła mężowi ultimatum, on jednak długo się wahał – nie chciał się rozwodzić, ale nie zamierzał też rezygnować z kochanki. Sytuacja trwała w zawieszeniu dwa lata, a Ostrowska wciąż liczyła, że mąż do niej wróci. Wreszcie, zirytowana całą sytuacją, złożyła pozew o rozwód.
Związek Borcucha i Frycz nie przetrwał. Młoda aktorka miała dość tego, że jej partner znika na całe wieczory, a media plotkują, że spędza je w towarzystwie innych kobiet. Przez jakiś czas spekulowano, że Borcuch zamierza się zejść z Ostrowską, ale potem reżysera zaczęto widywać w towarzystwie Małgorzaty Ohme, jurorki show "Aplauz, aplauz".
Dziś o związkach Borcucha ucichło. Obecnie skupia się na pracy. Niedawno w Toskanii wystartowały zdjęcia do nowego filmu, w którym główną rolę poetki Marii zagra Krystyna Janda. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska u jej boku wystąpi robiąca we Włoszech karierę Kasia Smutniak.