Po usłyszeniu sygnału zostaw wiadomość
Hitchcockowski, klaustrofobiczny, niepokojący... Bla, bla, bla. Dawno już w recenzjach nie szafowano przymiotnikami z taką częstotliwością, jak w przypadku filmu Rodrigo Cortesa. Bo co innego można o "Pogrzebanym" napisać? Grany przez Ryana Reynoldsa bohater przez półtorej godziny usiłuje wydostać się z zakopanej gdzieś na pustkowiu trumny. Kamera nie opuszcza jej nawet na minutę. Ciemno tam i ciasno, brudno i niewygodnie... Łatwo poczuć się nieswojo. Zwłaszcza, jeśli nie ma się mocy Umy Thurman, która będąc w podobnej sytuacji w "Kill Bill, vol. 2" wykopała sobie (dosłownie) drogę na powierzchnię. Wtedy wydawało się to nawet możliwe (bo i dlaczego nie?). Tutaj sypiący się przez szczeliny piasek oznacza coś zgoła innego - bezpowrotny upływ czasu.
30.11.2010 10:12
Trzeba Cortesowi przyznać - długo udaje mu się budować traumatyczną atmosferę robiąc same tylko zbliżenia na bezradną twarz Ryana Reynoldsa. Aktor miota się po swym nieszczęsnym sarkofagu, na przemian poddając rosnącej rozpaczy i gasnącej determinacji. Opcji nie ma zbyt wielu - oprawcy zostawili mu zapalniczkę i telefon, ale nie znając swojej lokacji, może tylko wrzeszczeć na równie bezradne osoby po drugiej stronie słuchawki. Próby znalazienia pomocy owocują serią rozmów, które szybko stają się właściwą wartością filmu, dalece bardziej zajmującą niż sztucznie podgrzewana atmosfera (a to przez szczelinę wpełznie jadowity wąż, a to zapalniczka wznieci mały pożar...).
Warto zresztą spojrzeć na "Pogrzebanego" przez pryzmat tych często bezcelowych, pustych konwersacji - to doskonały komentarz do dzisiejszych czasów. Dialog stał się nerwową szarpaniną, w której każda ze stron próbuje wywalczyć sobie możliwie najwięcej korzyści. Okaż słabość - przegrałeś. Los pogrzebanego gdzieś na odludziu Reynoldsa wydaje się w tym kontekście przesądzony. Nie ma czym zagrywać. Tam, przysłowiowych sześć stóp pod ziemią, może tylko kląć wniebogłosy. Na co tylko popadnie - odbijający się tępym echem sygnał zajętości, bezduszne nagranie na automatycznej sekretarce, biurokratyczny bełkot, niekompetencję, kłamstwa... To przestroga. Na pozostawioną po sygnale wiadomość i tak przecież nikt nie oddzwoni.