Polska konkurencja dla "Tenet" Nolana? Film o księdzu
Brat wicepremiera nakręcił film o bohaterskim księdzu. To wszystko prawda, ale jednocześnie - to zestaw krzywdzących stereotypów. Bo mimo obaw, które może budzić ta sytuacja, "Zieja" to ciekawy film, który zdecydowanie warto obejrzeć bez uprzedzeń.
25.08.2020 | aktual.: 25.08.2020 15:33
Jan Zieja to nieco dziś zapomniany ksiądz, żołnierz, działacz społeczny. Żył prawie przez cały XX wiek i uczestniczył praktycznie we wszystkich najważniejszych wydarzeniach tamtego stulecia. Pochodził z chłopskiej rodziny, a jego ojciec nie patrzył zbyt przychylnym okiem na to, że syna ciągnęło do nauki. Jako kilkuletni chłopak obserwował rewolucję z 1905 roku, kilka lat później, jako nastolatek udzielał się w organizacjach patriotycznych i niepodległościowych, był świadkiem działań wojennych podczas pierwszej wojny światowej i powstania suwerennego państwa.
Zbyt młody, żeby brać udział w tych wydarzeniach, był natomiast aktywnym uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. Po wojnie studiował w Rzymie, awansował też w strukturze wojskowej, pracował jako kapłan, kapelan wojskowy i wykładowca. W czasie okupacji był kapelanem Komendy Głównej Armii Krajowej, Szarych Szeregów i Batalionów Chłopskich, współpracował m.in.: z Radą Pomocy Żydom "Żegota". W czasie Powstania Warszawskiego był kapelanem pułku "Baszta" walczącego na Mokotowie, a potem został wywieziony do obozu w Pruszkowie i na roboty do Niemiec.
Po wojnie trafił do Słupska, a następnie wrócił do stolicy. Angażował się w działalność charytatywną i społeczną, udzielał się politycznie - był jednym z założycieli KOR-u, sympatyzował z Solidarnością, choć z powodu wieku i stanu zdrowia nie uczestniczył już osobiście w działalności związku.
Przesłuchanie na ekranie
Ta biografia z jednej strony jest pięknym przykładem szlachetnej, patriotycznej postawy, pełnej społecznego zaangażowania, empatii i tolerancji. Z drugiej - można sobie bez trudu wyobrazić opowiedzenie jej w sposób charakterystyczny dla dzisiejszych, wyraźnie ukierunkowanych ideowo mediów: jednostronnie i tendencyjnie. Z Ziei można było bez trudu próbować zrobić postać płaską i plakatową, a z jego życiorysu - pozbawioną rozterek i niuansów historię.
Na szczęście udało się tego uniknąć. Robert Gliński to zbyt doświadczony i zbyt samodzielny reżyser, żeby poddać się tego typu oczekiwaniom czy może nawet naciskom i stworzyć film będący ideologiczną laurką. Gliński i scenarzysta, Wojciech Lepianka, wykorzystali prosty zabieg dramaturgiczny, który pozwolił im na pokazanie losów bohatera z różnych punktów widzenia i stworzenie pełnokrwistej, wielowymiarowej postaci.
Dramaturgiczną osią filmu jest przesłuchanie wiekowego już Ziei przez funkcjonariusza służby bezpieczeństwa, który próbuje namówić go do współpracy i do tego, żeby zgodził się być "wtyką" w środowisku demokratycznej opozycji. Ten pojedynek postaw i idei, ukazany po mistrzowsku przez aktorski duet: Andrzej Seweryn i Zbigniew Zamachowski, ogląda się niemal z zapartym tchem.
W toku rozmowy między bohaterami pojawiają się retrospekcje z ważnych momentów w życiu kapłana. To epizody wojenne, ale także z pozoru mało heroiczne działania Ziei na rzecz potrzebujących. Te krótkie sceny - zwłaszcza dziejące się podczas wojny 1920 roku i powstania warszawskiego - zrealizowane są ze sporym rozmachem inscenizacyjnym i robią spore wrażenie na czysto filmowym poziomie.
Zawsze na opak
Glińskiemu udaje się ważna sztuka: jego film to dyskusja między różnymi racjami, pokazująca wiele punktów widzenia. Co za tym idzie - raczej trudno będzie go wykorzystać przez którąkolwiek ze stron politycznego sporu w propagandowych celach.
Zieja, choć ksiądz, często wchodzi w ostry spór z dogmatycznym Kościołem - choćby w epizodzie, w którym decyduje, wbrew kościelnemu zakazowi, pochować samobójczynię. Nie nadaje się więc na wzór duszpasterza, bo co to za kapłan, którego biskup musi upominać i karać.
Zieja, choć żołnierz, wchodzi w ostry spór z samą ideą walki zbrojnej - mówi o tym choćby poruszająca scena kazania przed bitwą, w której bohater ostro mówi o zabijaniu. Ma potem kłopoty, dowódcy oskarżają go o obniżanie morale i gaszenie bojowego ducha. Zdecydowanie nie nadaje się więc na bohatera w stylu wyklętych i niezłomnych herosów, niosących "śmierć wrogom ojczyzny", nie sposób umieścić jego wizerunku na koszulce obok wilka i "Polski walczącej".
Zieja, choć działacz opozycji demokratycznej, wchodzi w ostry spór z wieloma jej uczestnikami. Zupełnie nie interesują go polityczne rozgrywki, skupia się raczej na pomocy najbardziej cierpiącym i najsłabszym. Nie nadaje się więc na wzór tego, który bezpardonowo walczył z komunizmem na pierwszej linii ideologicznego frontu. On raczej skromnie donosił jedzenie i ciepłe skarpety biednym robotniczym rodzinom.
Bez uprzedzeń
I choć można się było obawiać, że Gliński stworzy wygodną do propagandowego użycia hagiografię, reżyser wolał raczej skupić na paradoksach postawy Ziei, nieoczywistym wymiarze jego stanowiska ideowego i nie pasowania do żadnego z ideologicznych schematów. I dzięki temu stworzył bohatera bardzo wielowymiarowego i film znacznie lepszy od oczekiwań.
Takich bohaterów, szlachetnych, ale pełnych wątpliwości, radykalnych tylko w niesieniu pomocy najsłabszym, zdecydowanie bardziej potrzeba dziś w Polsce niż jednobarwnych, kukiełkowych, a czasem bardzo kontrowersyjnych, postaci, promowanych na marszach, pomnikach i nowych nazwach ulic i placów. Film "Zieja" zdecydowanie zasługuje na to, żeby go oglądać i to oglądać bez żadnych ideologicznych oczekiwań, ale i uprzedzeń.