Polska konkurencja dla "Tenet" Nolana? Film o księdzu
Brat wicepremiera nakręcił film o bohaterskim księdzu. To wszystko prawda, ale jednocześnie - to zestaw krzywdzących stereotypów. Bo mimo obaw, które może budzić ta sytuacja, "Zieja" to ciekawy film, który zdecydowanie warto obejrzeć bez uprzedzeń.
Jan Zieja to nieco dziś zapomniany ksiądz, żołnierz, działacz społeczny. Żył prawie przez cały XX wiek i uczestniczył praktycznie we wszystkich najważniejszych wydarzeniach tamtego stulecia. Pochodził z chłopskiej rodziny, a jego ojciec nie patrzył zbyt przychylnym okiem na to, że syna ciągnęło do nauki. Jako kilkuletni chłopak obserwował rewolucję z 1905 roku, kilka lat później, jako nastolatek udzielał się w organizacjach patriotycznych i niepodległościowych, był świadkiem działań wojennych podczas pierwszej wojny światowej i powstania suwerennego państwa.
Zbyt młody, żeby brać udział w tych wydarzeniach, był natomiast aktywnym uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. Po wojnie studiował w Rzymie, awansował też w strukturze wojskowej, pracował jako kapłan, kapelan wojskowy i wykładowca. W czasie okupacji był kapelanem Komendy Głównej Armii Krajowej, Szarych Szeregów i Batalionów Chłopskich, współpracował m.in.: z Radą Pomocy Żydom "Żegota". W czasie Powstania Warszawskiego był kapelanem pułku "Baszta" walczącego na Mokotowie, a potem został wywieziony do obozu w Pruszkowie i na roboty do Niemiec.
Po wojnie trafił do Słupska, a następnie wrócił do stolicy. Angażował się w działalność charytatywną i społeczną, udzielał się politycznie - był jednym z założycieli KOR-u, sympatyzował z Solidarnością, choć z powodu wieku i stanu zdrowia nie uczestniczył już osobiście w działalności związku.
Przesłuchanie na ekranie
Ta biografia z jednej strony jest pięknym przykładem szlachetnej, patriotycznej postawy, pełnej społecznego zaangażowania, empatii i tolerancji. Z drugiej - można sobie bez trudu wyobrazić opowiedzenie jej w sposób charakterystyczny dla dzisiejszych, wyraźnie ukierunkowanych ideowo mediów: jednostronnie i tendencyjnie. Z Ziei można było bez trudu próbować zrobić postać płaską i plakatową, a z jego życiorysu - pozbawioną rozterek i niuansów historię.
Na szczęście udało się tego uniknąć. Robert Gliński to zbyt doświadczony i zbyt samodzielny reżyser, żeby poddać się tego typu oczekiwaniom czy może nawet naciskom i stworzyć film będący ideologiczną laurką. Gliński i scenarzysta, Wojciech Lepianka, wykorzystali prosty zabieg dramaturgiczny, który pozwolił im na pokazanie losów bohatera z różnych punktów widzenia i stworzenie pełnokrwistej, wielowymiarowej postaci.
Dramaturgiczną osią filmu jest przesłuchanie wiekowego już Ziei przez funkcjonariusza służby bezpieczeństwa, który próbuje namówić go do współpracy i do tego, żeby zgodził się być "wtyką" w środowisku demokratycznej opozycji. Ten pojedynek postaw i idei, ukazany po mistrzowsku przez aktorski duet: Andrzej Seweryn i Zbigniew Zamachowski, ogląda się niemal z zapartym tchem.
W toku rozmowy między bohaterami pojawiają się retrospekcje z ważnych momentów w życiu kapłana. To epizody wojenne, ale także z pozoru mało heroiczne działania Ziei na rzecz potrzebujących. Te krótkie sceny - zwłaszcza dziejące się podczas wojny 1920 roku i powstania warszawskiego - zrealizowane są ze sporym rozmachem inscenizacyjnym i robią spore wrażenie na czysto filmowym poziomie.
Zawsze na opak
Glińskiemu udaje się ważna sztuka: jego film to dyskusja między różnymi racjami, pokazująca wiele punktów widzenia. Co za tym idzie - raczej trudno będzie go wykorzystać przez którąkolwiek ze stron politycznego sporu w propagandowych celach.
Zieja, choć ksiądz, często wchodzi w ostry spór z dogmatycznym Kościołem - choćby w epizodzie, w którym decyduje, wbrew kościelnemu zakazowi, pochować samobójczynię. Nie nadaje się więc na wzór duszpasterza, bo co to za kapłan, którego biskup musi upominać i karać.
Zieja, choć żołnierz, wchodzi w ostry spór z samą ideą walki zbrojnej - mówi o tym choćby poruszająca scena kazania przed bitwą, w której bohater ostro mówi o zabijaniu. Ma potem kłopoty, dowódcy oskarżają go o obniżanie morale i gaszenie bojowego ducha. Zdecydowanie nie nadaje się więc na bohatera w stylu wyklętych i niezłomnych herosów, niosących "śmierć wrogom ojczyzny", nie sposób umieścić jego wizerunku na koszulce obok wilka i "Polski walczącej".
Zieja, choć działacz opozycji demokratycznej, wchodzi w ostry spór z wieloma jej uczestnikami. Zupełnie nie interesują go polityczne rozgrywki, skupia się raczej na pomocy najbardziej cierpiącym i najsłabszym. Nie nadaje się więc na wzór tego, który bezpardonowo walczył z komunizmem na pierwszej linii ideologicznego frontu. On raczej skromnie donosił jedzenie i ciepłe skarpety biednym robotniczym rodzinom.
Bez uprzedzeń
I choć można się było obawiać, że Gliński stworzy wygodną do propagandowego użycia hagiografię, reżyser wolał raczej skupić na paradoksach postawy Ziei, nieoczywistym wymiarze jego stanowiska ideowego i nie pasowania do żadnego z ideologicznych schematów. I dzięki temu stworzył bohatera bardzo wielowymiarowego i film znacznie lepszy od oczekiwań.
Takich bohaterów, szlachetnych, ale pełnych wątpliwości, radykalnych tylko w niesieniu pomocy najsłabszym, zdecydowanie bardziej potrzeba dziś w Polsce niż jednobarwnych, kukiełkowych, a czasem bardzo kontrowersyjnych, postaci, promowanych na marszach, pomnikach i nowych nazwach ulic i placów. Film "Zieja" zdecydowanie zasługuje na to, żeby go oglądać i to oglądać bez żadnych ideologicznych oczekiwań, ale i uprzedzeń.