Poruszające słowa gwiazdora. Wagę sprawy uświadomił sobie dopiero w kosmosie
- Widziałem z kosmosu, jak delikatna jest nasza planeta. Musimy zrobić wszystko, żeby ją ratować - apelował z pasją nastolatka 92-letni aktor William Shatner na konferencji SXSW. Dziś gwiazda "Star Treka" chętniej niż o roli w kultowym serialu opowiada o kryzysie klimatycznym. Nie może zrozumieć, dlaczego ludzkość wciąż nic z tym nie robi.
- Musimy ratować Ziemię - grzmiał ze sceny kultowy aktor. To było ogromne zaskoczenie dla wszystkich, którzy spodziewali się, że spotkanie z wiekową gwiazdą kultowego serialu science fiction "Star Trek", będzie nudnym podsumowaniem jego życia. William Shatner, aktor, aktywista, kosmiczny podróżnik okazał się na dodatek znakomitym gawędziarzem. Podczas spotkania z nim na konferencji South By South West można się było o tym przekonać wielokrotnie.
Aktor ma dziś prawie 92 lata. Ale ktoś, kto tego nie wie, patrząc na jego występ, nie domyśliłby się tego za nic. Shatner pokazał swój lotny umysł, błyskotliwość - bardzo często kontrował uwagi prowadzącego ciętymi ripostami, błyskawicznie reagował żartem na żart, nie gubił wątków i znakomicie budował dramaturgię swoich opowieści.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nocne życie na obozie inżynierskim
Pokazał też swoją fizyczną sprawność - przesiedział spokojnie na wygodnym fotelu tylko pół spotkania, przez resztę czasu niemal biegał po scenie, odtwarzał sceny z przeszłości, przekomarzał się z publicznością. Odegrał też zabawną, improwizowaną scenkę z tłumaczem spotkania na język migowy.
Prowadzący próbował nakłonić aktora do przedstawienia najważniejszych momentów ze swojego życia. Okazało się to niemożliwe, bo jest ich po prostu za dużo - spotkanie trwało tylko godzinę, udało się więc ledwie lekko dotknąć kilku tematów. Shatner sporo opowiadał o tym, jak został aktorem. A nie było to oczywiste: jak wielu młodych ludzi, był nakłaniany przez rodziców, żeby znalazł sobie jakiś "prawdziwy" i dochodowy zawód.
- Nie wiedziałem jeszcze, co chcę robić, ale miałem już jakieś nieokreślone zapędy w stronę artystycznego życia - opowiadał. - Dlatego ojciec postanowił wysłać mnie na letni obóz... inżynierski. Był przekonany, że wciągnę się tam w te wszystkie inżynierskie sprawy. No cóż, nie wciągnąłem się. Od pierwszego dnia wiedziałem, że to nie dla mnie. Ale wiedziałem też, że nie chcę zmarnować lata. Dlatego postanowiłem zająć się organizowaniem życia wieczorowego dla uczestników i uczestniczek obozu. Okazało się, że mnie to mocno wciągnęło.
William Shatner: od menadżera do aktora
Nie trafił więc na politechnikę, jak marzył ojciec. Zaczął studiować zarządzanie kulturą, a potem trafił do teatru. Ale bynajmniej nie jako aktor, ale jako menadżer.
- Byłem najgorszym studentem na roku, kompletnie się do tego nie nadawałem - wspominał Shatner. - A potem, nie ukrywam, zupełnie sobie nie radziłem jako ktoś, miał zarządzać teatrem. Ale za to coraz bardziej zaczęło mnie zainteresować aktorstwo.
Szybko okazało się, że w tej dziedzinie młody Shatner radzi sobie znakomicie. Starsi koledzy zachęcali go do pierwszych prób stawania na scenie, a potem dawali mu rady: jak wchodzić w postać, jak kontrolować głos. Odebrał więc solidną pozasystemową edukację teatralną i zaczął coraz częściej stawać na scenie. Niedługo mógł rozpocząć zawodową karierę aktorską: grał w klasycznych szekspirowskich spektaklach, grał w teatrze nieco nowocześniejszym, wreszcie trafił do telewizji, a potem do kina.
Rola w serialu "Star Trek"
Podczas spotkania w Austin wątek "Star Trek" pojawiał się tylko epizodycznie. Prowadzący wyszedł z założenia, że o tym Shatner opowiadał już dużo i często, sam aktor zaś miał do tego stosunek bardzo zdystansowany i pełen - nieco udawanej - skromności.
Zapytany o to, co sprawiło, że trafił do popularnego serialu, odpowiedział krótko: - Talent. Potem opowiedział jednak całą historię ze szczegółami. - W pierwszej wersji pilota Kirka grał Jeffrey Hunter, przystojniak z dobrym nazwiskiem. Kiedy pilot został zaprezentowany w NBC i nastąpił ten moment: "kupić, nie kupić, oto jest pytanie?", bogowie, czyli szefowie telewizji, zawyrokowali: "nie kupujemy, bo nie podoba nam się ten pilot. Ale podoba nam się ten pomysł. Napiszcie to na nowo, zmieńcie obsadę i nakręćcie jeszcze raz, wtedy kupimy".
Twórcy szukali więc nowych aktorów do głównych ról. Shatner grał wtedy w Nowym Jorku. Dostał propozycję występu w roli pilota w nowej wersji.
- Pokazali mi tę starą - opowiadał. - Od razu pomyślałem: "boże, jakie to dobre, czemu tego nie kupili?". No ale widziałem też, że aktorstwo było tam nieco przyciężkawe. Postanowiłem więc dodać trochę lekkości. I NBC od razu to kupiła.
Shatner chętnie mówił też o produkcjach mniej znanych, choć - w jego ocenie - wcale nie mniej udanych, np. serialach, które zostawały skreślone przez telewizje już po pierwszych sezonach albo nawet po samych tylko pilotach. Opowiedział też o swojej roli, którą wspomina najgorzej: to stand-up, w którym występował jako Kirk. Opowiadał czerstwe, suche żarty, a cały komizm miał polegać na tym, że zupełnie nie rozumie, czemu są nieśmieszne.
- To była prawdopodobnie najgorsza rzecz, która mnie kiedykolwiek w życiu spotkała - podsumował gorzko.
Najstarszy człowiek w kosmosie
Ważnym tematem rozmowy na SXSW był też lot w kosmos, który Shatner odbył kilka lat temu, zaproszony do "turystycznej" kapsuły przez milionera Jeffa Bezosa. Do dziś pozostaje najstarszym człowiekiem, który odbył taką podróż.
- Pamiętam, że na spotkanie w tej sprawie musiałem iść po schodach na wysokie piętro - komentował zabawnie kwestię swojego wieku. - Nie wiedziałem, dlaczego nie mogłem jechać windą. Ale szybko to zrozumiałem - testowali, czy nie umrę na zawał podczas tej podróży.
Sam lot był krótki, ledwie dziesięciominutowy, ale pozostawił w Shatnerze niezwykłe wspomnienia, o których opowiedział podczas SXSW.
- Spojrzałem przed siebie, w przestrzeń kosmiczną - opowiadał - i zobaczyłem ciemność. Ale nie taką, jaką znamy z Ziemi. To była naprawdę potworna ciemność. To była śmierć. A potem spojrzałem za siebie, na Ziemię, na ten błysk światła, którym była z tej perspektywy. To było życie. Miałem kilka minut, żeby się nad tym zastanowić i przychodziła mi do głowy tylko jedna myśl: jak to jest możliwe, że nie chronimy tego życia? Nie dbamy o nie?
Płomienny apel o ratowanie planety
Aktor wstał i płomiennym tonem wygłosił apel o to, żeby ratować świat przed ekologiczną zagładą - mówił, że to życie wciąż ginie, że tylko w ciągu jego krótkiego lotu zniknęło z powierzchni Ziemi kilka gatunków zwierząt i roślin. I że nikt z tym nic nie robi.
- W latach 40. najważniejsi naukowcy z całego świata zebrali się w ramach programu Manhattan na amerykańskiej pustyni i pracowali bez chwili oddechu, żeby wymyślić bombę atomową, zanim wymyślą ja faszyści - opowiadał. - Jak to jest możliwe, że teraz cały świat nauki nie zbiera swoich wszystkich sił, żeby wymyślać sposoby na ratowanie życia na naszej planecie? - pytał.
Po tych słowach publiczność wstała z miejsc i zgotowała aktorowi ogromną owację. Wiele osób miało łzy w oczach. On sam uśmiechnął się tylko i zakomenderował z udawaną powagą: "Siadać!". I zaczął mówić dalej o tym, że postanowił ostatnie lata swojego życia poświęcić właśnie na głośne zajmowanie stanowiska w sprawie kryzysu ekologicznego. Publiczność oklaskiwała prawie każde jego zdanie.
- Widziałem z kosmosu, jak delikatna jest nasza planeta - kończył swoje płomienne wystąpienie. - Musimy zrobić wszystko, żeby ją ratować.
"You Can Call Me Bill" - filmowy dokument o Williamie Shatnerze
Podczas konferencji SXSW premierę miał także film dokumentalny poświęcony aktorowi, zatytułowany "You Can Call Me Bill". Jego reżyserem jest Alexandre O. Philippe, a sam film jest bardzo osobistą rozmową z Shatnerem, w której wspomina on wiele ważnych wydarzeń ze swojego życia.
W Polsce popularność "Star Trek" ustępuje bardzo poważnie sławie konkurencyjnej serii "Star Wars", Kirk nie jest więc tak znany jak bohaterowie tego cyklu: Darth Vader czy Luke Skywalker. W świecie anglosaskim to jednak postać iście kultowa i taki też status ma też William Shatner, aktor grający jedną z głównych ról. Świadczyć może o tym choćby fakt, że doczekał się m.in. niezwykłego pomnika i popularnej piosenki.
Ten pierwszy to obelisk, który stoi w Riverside w stanie Iowa i informuje, że w tym miejscu w roku 2228... urodzi się kapitan Kirk - tak wynika z treści filmu. Piosenkę zaś już w drugiej połowie lat 80. nagrał brytyjski zespół alternatywny The Wedding Present. Nic dziwnego - Shatner to postać nietuzinkowa, wyjątkowa i wybitna. Spotkanie z nim na konferencji SXSW było tego najlepszym potwierdzeniem.
The Wedding Present - Shatner
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.