"Potop" wywołał aferę narodową. Hoffman nie wspominał dobrze pracy nad tym filmem

"Potop" wywołał aferę narodową. Hoffman nie wspominał dobrze pracy nad tym filmem
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

We wrześniu 1974 roku "Potop" otrzymał Złote Lwy na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni – był też naszym kandydatem do Oscara. Ale Jerzy Hoffman pracy nad swoim filmem nie wspominał najlepiej. Nie chciano mu powierzyć reżyserii i tylko dzięki zbiegowi okoliczności dopiął swego. Potem, kiedy ogłosił, kogo zamierza obsadzić w głównych rolach, wywołał prawdziwą aferę narodową.

Problemy nie skończyły się nawet wtedy, gdy "Potop" był już gotowy – reżyser twierdził, że nieustannie się go czepiano, a na kolaudacji kazano mu skrócić jedną, ważną dla niego scenę.

Całe szczęście cierpliwość się opłaciła i Hoffman zebrał zasłużone pochwały; jego obraz, którego realizacja pochłonęła niemal 200 milionów złotych, uchodzi zaś za jedną z chętniej oglądanych polskich produkcji i zgromadził w kinach ponad 27 milionów widzów.

1 / 6

Dziecięca fascynacja

Obraz
© PAP

- Pierwszy raz czytałem "Trylogię" jako jedenastolatek. Ojciec przysłał mi na Syberię najpierw "Pana Wołodyjowskiego", potem "Potop". "Ogniem i mieczem" nie przeszło przez cenzurę - wspominał Jerzy Hoffman w "Gazecie Pomorskiej".

"Trylogia" zrobiła na nim takie wrażenie, że marzył o przeniesieniu jej na wielki ekran - z czego, jak przyznawał, "większość kolegów ze szkoły filmowej bardzo się podśmiewała".

Udało mu się, choć naturalnie nie bez trudu, dopiąć swego.

Książki przenosił na ekran w takiej kolejności, w jakiej je czytał. "Pan Wołodyjowski" trafił do kin 28 marca 1969 roku, "Potop" 2 września 1974 roku, a "Ogniem i mieczem" dopiero po długiej przerwie, 8 lutego 1999 roku.

2 / 6

Walka o film

Obraz
© Materiały prasowe

Walkę o „Trylogię” Hoffman toczył już od samego początku – najpierw musiał pokonać swojego rywala na reżyserskim stołku, Aleksandra Forda.

Ford, nazywany w PRL-u carem kinematografii, od dawna ostrzył sobie zęby na adaptację "Potopu", dopóki sytuacja polityczna nie skłoniła go do emigracji; dopiero wtedy Hoffman mógł przejąć jego projekt.

Potem wybuchła kolejna afera - kiedy reżyser zaczął kompletować obsadę. Widzowie domagali się, by rolę Oleńki powierzono Barbarze Brylskiej, ale Hoffman początkowo zdecydował się na debiutantkę, 19-letnią studentkę łódzkiej szkoły filmowej, Janinę Sokołowską. Ostatecznie jednak odrzucił jej kandydaturę. Oleńką, ku niedowierzaniu tłumów, została znana z "Polowania na muchy” Andrzeja Wajdy Małgorzata Braunek.

3 / 6

Gazetowa burza

Obraz
© East News

Gazety zalały pełne wściekłości listy od rozjuszonych widzów – twierdzono, że Braunek jest brzydka, nieutalentowana, a nawet że "nie zasługuje na nazwanie homo sapiens", ale Hoffman nie uległ; twierdził, że dla niego aktorka jest Oleńką idealną i nie zamierza rezygnować z jej kandydatury. Podobne emocje wzbudził wybór Daniela Olbrychskiego na Kmicica - w tej roli widzowie chcieli zobaczyć Marka Perepeczko.

- Moim pierwszym i zdecydowanym kandydatem do roli Kmicica był Daniel Olbrychski – opowiadał w "Filmie" Hoffman. - Niestety, dwie gazety "Express Wieczorny" i "Życie Warszawy", a konkretnie panowie Janusz Czapliński i Stanisław Grzelecki zainicjowali nagonkę, czyli polowanie z obławą na Olbrychskiego. Rozpętało się piekło. Zaczęły wtedy przychodzić setki anonimowych listów z głosami potępienia, że Olbrychski to nieutalentowany, brzydki, garbaty pedał, Żyd. Padały wszelkie inne obraźliwe obelgi, jakie człowiek jest w stanie wymyślić. Niestety, część tych listów dotarła też do Daniela. Był nawet taki moment, że on się prawie załamał. (...) Dziś nikt nie może sobie inaczej Kmicica wyobrazić, jak właśnie w wykonaniu Olbrychskiego.

4 / 6

Trzy razy Olbrychski

Obraz
© PAP

Olbrychski przypadł zresztą Hoffmanowi bardzo do gustu – reżyser uważał go za artystę niezwykle utalentowanego. Już wcześniej pracowali razem na planie "Pana Wołodyjowskiego", gdzie aktor zagrał Azję. Dlatego wiele lat później, gdy rozpoczęły się zdjęcia do "Ogniem i mieczem", Hoffman przyznawał, że nie wyobrażał sobie tego filmu bez Olbrychskiego.

- Początkowo miał zagrać w "Ogniem i mieczem" księcia Jeremiego, ale stwierdził, że do tej roli jest za stary i stanęło na Tuhaj-beju - wspominał. I dodawał, że gdyby "Ogniem i mieczem" powstało wcześniej, chętnie obsadziłby Olbrychskiego w innej roli.

- Gdybym kręcił poszczególne części chronologicznie, Daniel zagrałby trzy postaci - Bohuna, Kmicica i Azję. Teraz chcę, by był łącznikiem między dawnymi a nowymi czasami - dodawał.

5 / 6

Krytyczne opinie

Obraz
© PAP

Aktorzy pracę na planie wspominali z prawdziwą przyjemnością - twierdzili, że Hoffman jest miły, profesjonalny i niezwykle troskliwy.

- To miłe, że się nie skarżą - śmiał się reżyser w "Gali". - Przez lata mieli oni o wiele gorsze warunki pracy niż ich koledzy na Zachodzie. Na planach filmowych panowały niemal barbarzyńskie warunki. Ja oddawałem mu [aktorowi] należną uwagę, otaczałem opieką. "Aktor, aktor, aktor!”, to powtarzam zawsze na planie aż do znudzenia.

Krytycy i koledzy z branży nie byli już dla reżysera tacy łaskawi. Narzekano na obsadę krytykowano całą koncepcję i wieszczono Hoffmanowi wielką porażkę. Nic z tego - choć reżyser wspominał, że przeszedł prawdziwe piekło.

- Chciano, aby "Potop" był realizowany w którymś z zespołów filmowych. Pewien znany reżyser, który kierował takim zespołem, obejrzał materiał zdjęciowy z planu "Potopu" i stwierdził, że materiał niedobry, a główny bohater źle obsadzony - mówił w rozmowie z PAP. - Ja podpisałem wtedy dokument, że ponoszę za ten film pełną odpowiedzialność zarówno artystyczną, jak i ekonomiczną. Gdyby nie wielki sukces, byłby to ostatni film w moim życiu - kwitował.

6 / 6

Nowy "Potop"

Obraz
© East News

Potem dodawał, że często czepiano się go bez żadnego powodu, nie podając żadnych konstruktywnych argumentów. Całe szczęście wiedział, jak to obejść.

- Na kolaudacji kazano mi skrócenie sceny odsłonięcia obrazu Najświętszej Marii Panny. Spojrzeliśmy sobie w oczy z montażystą panem Zenonem Pióreckim i skróciliśmy tę scenę... o trzy klatki, a sekunda ma ich 24. Obejrzano film po raz drugi i stwierdzono, że teraz jest dobrze – wspominał.

Po 40 latach od premiery Hoffman znów sięgnął po swoje dzieło - i 3 października 2014 roku odbyła się premiera "Potop Redivivus" w skróconej i przemontowanej wersji. Reżyser sam zadecydował o pocięciu swojego trwającego ponad 5 godzin filmu, wyświetlanego dotąd

w dwóch częściach. Argumentował, że współcześni widzowie są przyzwyczajeni do zupełnie innego tempa i rytmu narracji.

- Stworzyłem więc "Potop" na nowo, w wersji trzygodzinnej. Film, który nic nie stracił z najważniejszych wątków, nie stracił na czytelności, a jednocześnie nabrał tempa. (...) Próbne projekcje pokazały, że stał się filmem na nowo atrakcyjnym i pasjonującym - zapewniał.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (396)