Powrót do klasyki

Jest rok 1957. Amerykańskie przedmieścia. Cathy Whitaker ma wszystko o czym kobieta w jej wieku i w jej czasach może marzyć: piękny dom, o który dba służąca, grono przyjaciół i poważanie w lokalnej społeczności, dwójkę dobrze wychowanych dzieci oraz przystojnego i kochającego męża, Franka, zarabiającego niemałe pieniądze w reklamie. Pewnego dnia ta perfekcyjna egzystencja zostaje brutalnie zakłócona. Cathy nakrywa swojego męża na zdradzie, w dodatku z innym mężczyzną. Zrozpaczona i zagubiona pani domu szuka pocieszenia i zrozumienia w objęciach czarnoskórego ogrodnika. W owych czasach i w towarzyskich kręgach bohaterki taka przyjaźń jest jednak nie do przyjęcia i staje się zagrożeniem dla całej jej rodziny w takim samym stopniu jak homoseksualizm męża.

Tak pokrótce można streścić najnowszą produkcję Todda Haynesa Daleko od nieba, w którym reżyser porusza ważne problemy, jakie trawiły Amerykanów w latach 50., a które odbijają się szerokim echem także i w naszych czasach. Złote lata rozkwitu kraju, spełniającego się american dream były jednocześnie królestwem pozorów. Sztuczne międzyludzkie relacje, opierające się na nieśmiertelnej zasadzie keep smiling pozostawały w wielkim kontraście do osobistych tragedii, jakie miały miejsce za ścianami schludnych domów. Dostrzegali to filmowi twórcy tamtych czasów, przedstawiający swoich bohaterów samotnie i bezskutecznie marzących o wyzwoleniu się ze społecznych więzów. Wolność oznaczała bowiem przekroczenie pewnych ustalonych granic, a to z kolei powodowało ogólny ostracyzm. Kto chciał przejść przez życie wygodnie i w zgodzie z otoczeniem, nie mógł sobie pozwolić na swobodę.

Taki los spotyka również bohaterów (a głównie bohaterkę) Daleko od nieba. Małżeństwo Whitakerów w domowym zaciszu przeżywa swoje dramaty, na zewnątrz udając szczęśliwą parę. Frank, wspierany przez wierną i kochającą żonę, odbywa potajemne seanse u lekarza, bowiem w owych czasach, nawet w najbardziej ucywilizowanych i wykształconych kręgach, homoseksualizm uważany był za chorobę, psychiczne zaburzenie. Szybko jednak, co nas już dziś nie dziwi, okazuje się, że wszelka terapia jest bezskuteczna. Zrozpaczona Cathy rzuca się więc w ramiona czarnoskórego ogrodnika - uroczego, ciepłego i inteligentnego mężczyzny. Ten związek nie ma jednak żadnych szans w świecie rządzonym przez białych bogaczy o rasistowskich poglądach.
Przegrana pozycja kobiety w ówczesnym społeczeństwie jest w tym filmie, tak jak i we wszystkich klasykach gatunku, do których Haynes w Daleko od nieba z taką lubością się odwołuje, bardzo wyraźnym wątkiem.Zdaniem reżysera przy wszelkich istniejących różnicach, czy będą one seksualne, kulturowe, czy rasowe, znaczenie ma ta jedna jedyna, określona w chwili narodzin - różnica płci. Wszystko w życiu Cathy zdefiniowane jest bowiem przez jej kobiecość. Jako kobieta bohaterka ma bowiem bardzo ograniczone życiowe wybory i musi wyrzec się osobistego szczęścia dla dobra rodziny. Jej mąż w tym czasie, choć dotknięty homoseksualną chorobą, miał szansę zmienić swoje życie, zacząć od początku u boku nowego wybranka, pozostając szanowanym członkiem społeczeństwa.
Tym bardziej jest to tragiczne, iż filmowa Cathy jest osobą dobrą i szczerą, w duchu nie skrzywioną przez życie w nad wyraz obłudnej rzeczywistości. Bohaterka, wychowana jednak na zasadach rządzących tym światem i zmuszona podporządkować się im, by w tym świecie pozostać, ma tylko jeden sposób na radzenie sobie z problemami - nadal się uśmiechać i nie dać się wyprowadzić z równowagi. Wspaniale wyraża to scena, w której Frank uderza ją w twarz. Co robi Cathy? Nie histeryzuje, nie płacze, nie robi wyrzutów i nie udowadnia swoich racji. Cicho pociesza męża, że właściwie nic takiego się nie stało i grzecznie prosi o przyniesienie zkuchni lodu na opuchliznę.

Nie tylko tematyką, ale także stylem i wizualizacją Daleko od nieba powraca do klasyki melodramatu, którą w latach 50. uprawiali z sukcesem reżyserzy Hollywood. Łatwo było otrzeć się o parodię gatunku, tym bardziej, że w naszych czasach utarło się, iż trzeba widzem porządnie wstrząsnąć, by wydusić z niego choć parę łez i jakieś głębsze emocje. Tymczasem Haynes nakręcił film nad wyraz oszczędny w efektach i epatowaniu uczuciami. Pokazał tragizm, jaki przezywali bohaterowie w domowym zaciszu i właśnie to odosobnienie, ta klaustrofobia podziałały najsilniej. Wielka to zasługa scenariusza, który bardzo wyraźnie kreślił bohaterów i ukazał głęboką rysę w perfekcyjnym amerykańskim społeczeństwie dobrobytu, pokazując, że za fasadą doskonałości i sztuczności we wzajemnych relacjach kryją się prawdziwe, mocne ludzkie tragedie. Ogromna to także zasługa aktorstwa. Julianne Moore potrafiła oddać rozterki targające jej bohaterką i mimo, iż jej
postać - jakprzystało na melodramat - rysowana była grubą kreską, nie straciła na realizmie i była bardzo przekonująca. Dla Dennisa Quaida postać Franka była życiowym wyzwaniem. Aktor, który dotychczas znany był z ról prawdziwych facetów, tym razem dał się poznać z zupełnie innej strony, dodając wiarygodności swemu borykającemu się z ukrywaniem prawdziwej seksualności bohaterowi.

Niech nie martwią się jednak ci, którzy nie przepadają w kinie za melodramatyzmem. Jak już wspomniałam film nawiązuje do klasyki gatunku także stylem i robi to w sposób mistrzowski. Obraz, którego akcja toczy się głównie jesienią, urzeka wspaniałymi barwami (czerwienią, rudością, zielenią) a kolory te, w połączeniu z piękną scenografią, kostiumami i oświetleniem, przywołują na myśl dzieła kręcone w latach 50. w Technikolorze. Widać tu ogromne przywiązanie reżysera do detali. Zaś operator, Edward Lachman, słusznie nagrodzony na festiwalu Camerimage, jawi się jako mistrz w posługiwaniu się światłem. Kręcone przez niego zdjęcia mają kolory jasne i nasycone, dopóki bohaterów nie nęka rozpacz i zagubienie - wtedy pojawiają się złowróżbne cienie i mroczne ujęcia. Uzupełnia je wspaniała, nawiązująca do klasyki gatunku muzyka weterana Elmera Bernsteina.
Haynes z wielkim rygorem zastosował się także do stylu w jakim jego poprzednicy w latach 50. kręcili swoje filmy. Obraz jest bardzo statyczny a aktorzy grają z dużą, lekko nadmierną ekspresją. Nikt tu nie zaczyna mówić zanim nie skończy jego poprzednik a każdy wątek kończy się charakterystycznym podjazdem kamery w górę. Styl i tematyka są tu więc ze sobą bardzo silnie związane. Dzięki temu podejściu reżyser mógł ożywić klasycznego ducha Hollywood. I w pełni mu się to udało.

Wybrane dla Ciebie

Strach się bać. Kultowy horror będzie serialem
Strach się bać. Kultowy horror będzie serialem
Mówi o nałogu. Brał tak dużo, że nawet kartel odmówił mu współpracy
Mówi o nałogu. Brał tak dużo, że nawet kartel odmówił mu współpracy
Nigdy nie był tak wielki. Nałożyli na niego kostium pełen mięśni
Nigdy nie był tak wielki. Nałożyli na niego kostium pełen mięśni
Był za mocny dla kin. Cenzura wkroczyła do akcji. Do obejrzenia w domu
Był za mocny dla kin. Cenzura wkroczyła do akcji. Do obejrzenia w domu
"To nieakceptowalne". Lawina krytyki po wypowiedzi aktorki
"To nieakceptowalne". Lawina krytyki po wypowiedzi aktorki
Eleganckie limuzyny, balowe suknie, a nad wszystkim - flagi ze swastykami. Byliśmy na planie "Breslau"
Eleganckie limuzyny, balowe suknie, a nad wszystkim - flagi ze swastykami. Byliśmy na planie "Breslau"
Ochrona powiedziała: "nie jedź". Aktorka boi się zwolenników Trumpa
Ochrona powiedziała: "nie jedź". Aktorka boi się zwolenników Trumpa
Murowany przebój. To może być najlepszy polski serial dekady
Murowany przebój. To może być najlepszy polski serial dekady
"Nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę". Zarabiała mniej niż aktorzy serialu
"Nie chodziło o pieniądze, ale o zasadę". Zarabiała mniej niż aktorzy serialu
Już ponad 130 mln wyświetleń. Cały świat szaleje na jej punkcie
Już ponad 130 mln wyświetleń. Cały świat szaleje na jej punkcie
Jest niemile widziany. Nie został zaproszony na ślub brata
Jest niemile widziany. Nie został zaproszony na ślub brata
Mroczne słowa. Żona Bruce'a szykuje córki na śmierć aktora
Mroczne słowa. Żona Bruce'a szykuje córki na śmierć aktora