Wyzwania podjął się urodzony w 1960 roku Filipińczyk Brillante Mendoza. Jego „Pozdrowienia z raju” podejmuję próbę pokazania prawdziwych emocji jakie towarzyszyły temu głośnemu porwaniu.
Abu Sayyaf to grupa islamskich separatystów powiązanych z organizacją Osamy bin Ladena, która działa w rejonie wyspy Mindanao. Są odpowiedzialni za wiele zamachów bombowych, zabójstw oraz porwań. Najsłynniejsze miało miejsce pewnej feralnej majowej nocy w 2001 roku, kiedy grupa obcokrajowców przebywających na jednej z egzotycznych filipińskich wysp została wyrwana ze snu okrzykami „Allah Akbar”.
Chociaż te piekielne wakacje, które dla pechowych turystów okazały się koszmarem, nie raz stawały się tematem filmów dokumentalnych, tylko jedna osoba podjęła się odpowiedzenia ich historii w filmie fabularnym. Miało to miejsce w tym roku.
Wyzwania podjął się urodzony w 1960 roku Filipińczyk Brillante Mendoza. Jego „Pozdrowienia z raju” podejmuję próbę pokazania prawdziwych emocji jakie towarzyszyły temu głośnemu porwaniu.
Pierwszy raz widzowie mają okazję zobaczyć i poczuć to co czuli pechowi turyści. Film Mendozy właśnie zawitał na polskie ekrany. Przekonajcie się co naprawdę obrazuje to straszliwe świadectwo niewoli u progu XXI wieku!
Trudna do zniesienia bezpośredniość
Brillante Mendoza słynie z dokumentalnego wręcz realizmu, z jakim pokazuje filmową rzeczywistość.
W jego świecie nie istnieją podziały na rzeczy ładne i brzydkie, przyjemne i bolesne – kluczem doboru kadrów zdaje się być wyłącznie ich adekwatność, przydatność dla opowieści.
Narodziny, śmierć czy fizjologia nie stanowią dla filipińskiego twórcy wizualnych sfer tabu.
Bezpośredniość jego obrazów bywa dla niektórych niekiedy trudna do zniesienia, nawet dla bardziej wyrobionego widza.
Panika, dezorientacja, strach
"Pozdrowienia..."* inspirowane są rzeczywistymi wydarzeniami. W 2001 roku grupa muzułmańskich terrorystów pod wodzą Abu Sayyafa *porwała z luksusowego ośrodka grupę turystów.
W filmie wszystko dzieje się w ułamku sekundy, w atmosferze paniki, dezorientacji i przerażenia. Te emocje z czasem okrzepną, ale nigdy nie znikną całkiem. Terroryści wyznaczają wysoką kwotę okupu za swój „łup” i, aby uniknąć pojmania, wyruszają w wędrówkę.
Potrwa ona znacznie dłużej, niż sądzili... Towarzyszą im zakładnicy, którzy codziennie konfrontowani są nie tylko z wyczerpującymi fizycznie czynnościami i nieustannym lękiem, ale też nieprzeniknioną fasadą obcej, odmiennej kultury.
Wstrząsające zderzenie dwóch światów
W „Pozdrowieniach...” najciekawsza staje się obserwacja tego wątku, który hollywoodzkie kino przemieniłoby najpewniej w slogan lub odsunęło na bok, na rzecz jednostkowych dramatów poszczególnych bohaterów.
Mendoza* nie rezygnuje bynajmniej ze śledzenia pojedynczych ścieżek postaci, wiele czasu spędza *zaglądając im w oczy w momentach niewyobrażalnie trudnych.
Zdaje się jednak, że bardziej interesuje go kulturowy konflikt, który nawarstwia się pomiędzy stronami, ich codzienne relacje. Drastyczne różnice wartości, priorytetów i funkcji emocjonalnego aparatu bohaterów czynią ten dialog niemal niemożliwym.
Podobnie jak dla twórcy, także dla widza ta brutalna, ale i pełna subtelności gra o przetrwanie prowadzona przez różniące się wszystkim i niczym światy, szybko staje się centralnym wątkiem filmu.
Wieloznaczna opowieść
Mendoza jak zwykle decyduje się osadzić akcję na Filipinach, w kraju, z którego pochodzi i gdzie pracuje.
Tym samym nadaje filmowi dodatkowy kontekst. „Pozdrowienia...” stają się subiektywną wypowiedzią na temat sytuacji tam panującej, ale szybko urastają do miana uniwersalnej konstatacji na temat świata w ogóle.
Jednak nie jest to komentarz zamknięty za polemikę. Autor, budując zniuansowaną wieloznaczną opowieść, daje widzowi szansę na własne obserwacje i wnioski. Filmowy tekst „Pozdrowień...” jest otwarty na rozmaite reakcje, odczucia i oceny.
Film jednej aktorki
„Pianistka”* Michaela Haneke to film jednej aktorki. Jej twarz, głos, jej mowa ciała wprowadzają widza w stan toksycznej hipnozy, nie pozwalają zapomnieć. Isabelle Huppert potrafi wziąć ekran w posiadanie *jednym gestem, ułamkiem grymasu.
I choć w „Pozdrowieniach...” jej bohaterka zdaje się być spokojniejsza, bliższa zwyczajności, to dramaturgiczna spirala kręci się jak szalona.
Jej napędem jest sytuacja, w jakiej nagle znajduje się wraz z niczego niespodziewającą się grupą wycieczkowiczów kobieta, a paliwem – to pikujące, to wznoszące się emocje, na które jest codziennie skazywana.
Drinków i parasolek nie będzie!
„Pozdrowienia z raju”*, mimo przekornie sielskiego tytułu, *nie jest filmem, który trafi do każdego widza.
Tych, którzy liczą na połączenie „Pocztówek z wakacji” z atmosferą egipskiego kurortu już na wstępie należy wyprowadzić z błędu: drinków z palemką i leżaków w paski na ekranie nie zobaczymy.
U Mendozy rajskie pejzaże Filipin to tylko fasada, którą reżyser dekonstruuje już na samym początku. Po czym zabiera nas w niekiedy koszmarnie żmudną, ale fascynującą i poruszającą podróż, podczas której nasz system wartości zostaje poddany nietypowej terapii.
Jej strategia to szok i zadawanie bólu, ale oczyszczenie, jakie przynosi warte jest tych poświęceń. (Anna Tatarska/gk/mn)