Nie wiadomo, co z magisterką Heleny Englert. Rodzice tego tak nie zostawią
Helena Englert zagrała już w przedstawieniu dyplomowym jako studentka warszawskiej Akademii Teatralnej, ale musi jeszcze napisać i obronić pracę. "Nie mam czasu" - mówi aktorka. Jan Englert i Beata Ścibakówna postanowili działać.
Helena Englert zachwyciła w filmie "Pokusa", który zebrał marne recenzje. Cała kampania marketingowa obrazu skoncentrowana była głównie na miłosnym trójkącie bohaterów i scenach seksu z udziałem młodej aktorki. W dziesiątkach wywiadów przed i po premierze była pytana o to, "jak to jest?".
- Nie myśli się o tym, ilu ludzi zobaczy tę scenę w kinie, tylko myśli się o tym, że są świadkowie tej sceny na planie. Na szczęście teraz są takie standardy pracy, które pomagają pokonać psychiczne opory. Jest na przykład koordynator do scen intymnych - wyznała Englert w rozmowie z Onetem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdecydowanie trudniejsze od pokazania piersi i pośladków było dla aktorki wejście w głowę swojej postaci, pięknej Inez.
- Wiele scen w filmie musiałam rozpracować technicznie, ponieważ jako Helena podjęłabym kompletnie inne decyzje. Wszystkie sceny wymagające ode mnie emocji musiałam przeżywać inaczej, niż przeżywałabym je jako Helena. Były dla mnie niezrozumiałe, a więc trudne do zagrania. Rozebrać się na plaży każdy potrafi, ale emocje? To dopiero jest wyzwanie - uzasadniała Helena Englert.
Mama, Beata Ścibakówna, skomentowała odważną kreację córki krótko: "Ma 22 lata. Jest dorosłą, dojrzałą osobą. Sama decyduje o swoich wyborach".
Debiut filmowy, włącznie z jego promocją i życiem towarzyskim, a ostatnio także przestawienie dyplomowe pochłonęły aktorkę tak bardzo, że nie wiadomo czy skończy studia i obroni się jeszcze w tym roku.
- Magisterka na razie leży na półce. Promotor naciska, rodzice, ale na razie nie mam czasu. Szanuję pracę moich rodziców oraz doceniam ich wsparcie, ale na swoje nazwisko pracuję sama. Nie grozi mi utopienie się w świecie show-biznesu, bo mam na siebie inny plan - uspokajała w tygodniku "Na żywo".
Skoro prośby i perswazje rodziców nie pomogły, to Jan Englert i Beata Ścibakówna postanowili utruchomić plan "B". Odwołali się do autorytetu Anny Dymnej, która jest matką chrzestną Heleny.
- Jeśli mogę pomóc, zawsze chętnie to robię, ale czasem nie da się pomóc. Można powiedzieć, wyrazić swoją opinię, ale dorosłych ludzi nie udaje się przekonać, oni sami muszą do tego dojść. Nic na siłę, czasem trzeba odpuścić - stwierdziła w rozmowie z "Na żywo".