Radosław Śmigulski nieoficjalnie zwycięzcą konkursu na dyrektora PISF. Czy wzorowo działającą instytucję czeka los stadniny koni w Janowie?
Według nieoficjalnych źródeł Radosław Śmigulski jest faworytem ministra kultury na stanowisko szefa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF). W środowisku filmowym wrze. Nie brakuje głosów, że za jego kadencji PISF stanie się instytucją skrajnie upolitycznioną, co będzie miało kolosalny wpływ na produkcję filmów w najbliższych latach.
Według Piotra Zaremby z portalu wPolityce.pl w konkursie na nowego dyrektora PISF sześciu członków Komisji Konkursowej głosowało na Radosława Śmigulskiego, pięciu oddało głos na Izabellę Kiszkę-Hoflik, p.o. dyrektora PISF. Minister kultury Piotr Gliński może przyjąć decyzję komisji lub rozpisać nowy konkurs, ale wiele wskazuje na to, że szefem PISF zostanie właśnie Śmigulski.
Producent filmu, który jest synonimem klapy
Znawcy branży filmowej w Polsce, zapytani o Śmigulskiego, rozkładają ręce. Nikt nic o nim nie wie. Był menadżerem w kilku firmach, zasiadał w zarządzie Totalizatora Sportowego. Wcześniej szefował krótko Agencji Filmowej, był też dyrektorem generalnym Syrena Films, producenta filmu "Kac Wawa", który wywołał debatę nad obniżeniem jakości polskiego kina. Tomasz Raczek porównał go do nowotworu złośliwego, bo zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów. Syrena Films jako dystrybutor i współproducent miał na koncie udane koprodukcje, takie jak "Rewers" czy "Essential Killing", ale Śmigulski nie jest ojcem tych sukcesów. Szefował firmie przez rok od grudnia 2010 r., w tym czasie zdążył wyprodukować tylko wspomniany "Kac Wawa", który doprowadził do utraty płynności finansowej Syrena Films. Po tej klapie dobrze prosperująca firma w zasadzie przestała istnieć.
Człowiek Lewandowskiego i Morawieckiego
- To jest postać z nadania politycznego. Gdy próbowałem z nim rozmawiać merytoryczne o filmie, patrzył na mnie, zawieszał głos i kiwał głową, ale najwyraźniej nie rozumiał, co do niego mówię. Nie miał dobrej opinii w Syrenie Films, trzeba się go było szybko pozbyć - komentuje anonimowo osoba z branży filmowej, znająca Śmigulskiego.
Tropów politycznego umocowania Śmigulskiego nie trzeba szukać daleko. Jest członkiem Stowarzyszenia Republikanie, z którym związani są m.in. wicepremier Jarosław Gowin i minister cyfryzacji Anna Streżyńska. Kibicuje mu wiceminister kultury Paweł Lewandowski i wicepremier Mateusz Morawiecki.
Co może oznaczać ścisły związek Śmigulskiego z polityką? Przede wszystkim spełnienie obaw filmowców, że na polskie kino największy wpływ będzie miał minister Piotr Gliński, który zapowiadał, że chce ożywić rozwój kina promującego postawy patriotyczne. Cenzorskie zapędy ministra i styl jego działań budzą lęk twórców o niezależność polskiego kina. W październiku w tej sprawie odbył się protest Kobiet Filmu przed siedzibą PISF pod hasłem "instytut filmowców - nie polityków". Jego przedłużeniem jest internetowa akcja #kochampolskiekino.
Idzie nowe
Staje się coraz bardziej wyraźne, że niezgodne z prawem odwołanie ze stanowiska dyrektora Magdaleny Sroki było tylko pretekstem do politycznego przejęcia kluczowej, odnoszącej sukcesy instytucji kultury. Efekt tych zmian jest najczarniejszym scenariuszem dla PISF, który szybko może podzielić smutny los stadniny koni w Janowie, Instytutu Książki, Instytutu Adama Mickiewicza, Muzeum II Wojny Światowej czy teatrów we Wrocławiu i Krakowie. Nie jest to z pewnością koniec rewolucji kulturalnej PIS.