Elżbieta Czyżewska i Jerzy Skolimowski. Uchodzili za małżeństwo. Romans trwał latami

Elżbieta Czyżewska była największą gwiazdą polskiego kina połowy lat 60. Grała niemal w każdym kasowym filmie tego okresu, jej życie prywatne budziło powszechne zainteresowanie. A ona chciała pogodzić sukcesy w lekkim repertuarze z wybitnymi rolami, w czym miał pomoc jej partner, Jerzy Skolimowski. Gdy reżyser dowiedział się o jej romansie ze znanym aktorem, wpadł w szał.

Elżbieta Czyżewska i Andrzej Łapicki
Elżbieta Czyżewska i Andrzej Łapicki
Źródło zdjęć: © East News

Jerzy Skolimowski był rówieśnikiem Elżbiety Czyżewskiej. Miał za sobą bogatą przeszłość. Nim trafił do łódzkiej Filmówki, zdążył być elektrykiem w zespole Krzysztofa Komedy i bokserem warszawskiej Sparty (stoczył ponad 20 walk). Wydał też dwa tomiki poetyckie i studiował historię kultury materialnej, nie obronił jednak pracy magisterskiej o więźbach dachowych na Kurpiach.

W świecie filmu zaistniał, gdy razem z Andrzejem Wajdą i Jerzym Andrzejewskim napisał scenariusz do "Niewinnych czarodziei". Wtedy też zainteresował się kinematografią i zdał egzaminy do szkoły filmowej - niejako przy okazji, gdyż właśnie pracował nad scenariuszem do "Noża w wodzie" Romana Polańskiego. Na drugim roku studiów wpadł na pomysł, który zadziwił całe środowisko filmowe. Jak każdy student wydziału reżyserii, musiał przygotować kilka filmów krótkometrażowych.

"Owe krótkie filmy Skolimowskiego" – wspominał krytyk Zygmunt Kałużyński – "budziły niejakie zaniepokojenie profesorów swoją bezładnością; ale student, jak wiadomo, uczy się, więc wolno mu robić rzeczy nieskładne. We fragmentach tych Skolimowski występował sam jako główny aktor, zaś trzy różne role wykonywała Elżbieta Czyżewska po przyjaźni i bezpłatnie, zmieniając peruki i charakteryzację. Gdy Skolimowski skończył szkołę, okazało się, że wszystkie jego krótkometrażówki - wypracowania - składają się na pełny film, który oglądamy właśnie pod tytułem »Rysopis«".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W efekcie Skolimowski był jedynym studentem Filmówki, który opuścił szkołę z gotowym pełnometrażowym filmem! "Rysopis" pojawił się w kinach jesienią 1965 r. Nic zatem dziwnego, że Skolimowski był idolem dla młodszych kolegów. Zazdrościli Jerzemu nie tylko talentu, ale również partnerki życiowej.

Skolimowski i Czyżewska oficjalnie uchodzili za małżeństwo, jednak nigdy nie sformalizowali związku, choć mieszkali razem przez pięć lat. – Pasowali do siebie, tylko stale się kłócili – uważał Andrzej Łapicki. – Elka nie była łatwa, zresztą on też nie. Może po drodze każde z nich miało jakieś romanse, ale to nie wykraczało poza konwencjonalne, koleżeńskie układy. Dawniej w teatrze w ogóle panowała atmosfera romansowa.

Czyżewska była już gwiazdą, a on dopiero studentem szkoły filmowej. Ale Elżbieta wiedziała, że to utalentowany człowiek, który zrobi wielką karierę. I chyba traktowała ten związek jako inwestycję na przyszłość. "Zaczęła mnie uczyć" – opowiadała Elżbieta Kępińska – "że trzeba mieć kochanka na stanowisku. »Śpię z tym Skolimowskim – mówi – moja droga, bez chłopa nie da rady, ktoś musi za kobietą stać, tak to jest urządzone. Każda aktorka musi mieć swojego reżysera, inaczej zginie. On wprawdzie dopiero jest w szkole, ale reżyserem będzie. Ty śpisz z Kajtkiem (Kępińska była żoną aktora, Władysława Kowalskiego) - no i co ci z tego. Trzeba wiedzieć, z kim spać«".

Zapewne to Skolimowski był osobą bardziej zaangażowaną w ten związek. Pan Jerzy przykładał ogromną wagę do prezencji Elżbiety. Otoczenie twierdziło wręcz, że to właśnie on "stworzył" Czyżewską. "Kiedy gdzieś wychodzili" – opowiadał Wojciech Solarz – "to mówił jej, jak powinna wyglądać, w co się ubrać, jakie buty, jakiego koloru. Sam był człowiekiem niezwykle ambitnym, myślę, że też trochę na Elkę naciskał, żeby i ona parła do przodu. W domu ją jak gdyby reżyserował, przygotowywał do występów w życiu". Elżbieta obracała się w kręgach, które bardzo imponowały Jerzemu. To ona wciągnęła go do środowiska Studenckiego Teatru Satyryków, gdzie Skolimowski trafił nawet na scenę, bo w jednym z programów, mimo jąkania się, recytował swoje wiersze. To była dla niego nobilitacja.

Elżbieta jednak nie dawała mu odczuć, że osiągnęła lepszą niż on pozycję zawodową. Zarabiała stosunkowo duże pieniądze, a Skolimowski zawsze doceniał materialną stronę życia. Nie miał większych oporów przed przyjmowaniem od niej kosztownych prezentów, np. złotego wartburga 311 coupé, którym zwracał na siebie powszechną uwagę. Na początku lat 60. prywatne samochody były w Polsce rzadkością, a dwudrzwiowy pojazd z NRD robił odpowiednie wrażenie. Skolimowski długo jednak się samochodem nie cieszył, rozbił go bowiem na drzewie, podróżując z Andrzejem Kostenką do Łodzi. A jako że wtedy nie miał jeszcze prawa jazdy (!), przed zgłoszeniem wypadku… kupił odpowiedni dokument na bazarze! Były to przecież czasy, w których nie istniała jeszcze ewidencja komputerowa i nikt nie zwrócił uwagi na fałszywe dokumenty pechowego kierowcy.

Czyżewska i Skolimowski kłócili się często, ale pod wieloma względami pasowali do siebie. Oboje byli koszmarnymi bałaganiarzami, a ich mieszkanie wyglądało jak klasyczny lokal cyganerii artystycznej. "Rzadko ktoś ich odwiedzał" – wspominał Wojciech Solarz – "bo tam zawsze był okropny bałagan. Spali na materacach rozłożonych na podłodze, wszystkie rzeczy były porozrzucane. Zresztą w każdym mieszkaniu Skolimowskiego było podobnie, Ela też nie przywiązywała wagi do porządku".

Elżbieta nie była typem wiernej partnerki. Miewała przygody z innymi mężczyznami, chociaż nie należała do "kobiet łatwych, które idą się przespać z kimś za prezent czy kolację". Życie erotyczne traktowała "zawsze z odpowiednim wyrachowaniem", uważając, że seks jest rodzajem "inwestycji" na przyszłość. "Czasami wcale jednak nie kalkulowała" – twierdził aktor Janusz Guttner – "i angażowała się emocjonalnie. Bardzo mocno. Z tego powodu zdarzały się jej kłopoty, gdyż miała w sobie jakąś żyłkę autodestrukcyjną".

Na planie jednego z filmów nawiązała gorący romans z Andrzejem Łapickim. Jednocześnie kłóciła się ze Skolimowskim, który "nie wyrażał ochoty na zalegalizowanie związku" i stawał się "nieczuły na jej sukcesy". Elżbieta wyprowadziła się od partnera, a jej romans z Łapickim trwał dalej. "Ona jest jeszcze groźniejsza niż Beata Tyszkiewicz" – żaliła się Zofia Chrząszczewska-Łapicka – "bo Beata, bądź co bądź, ma coś tam z drzewem genealogicznym, a ta proletariuszka zrobi, co będzie chciała, nie zawaha się przed żadną metodą. Żyła z Fordem, żyła z Kutzem, teraz sypia z moim Andrzejem. To bardzo dobrze robi w środowisku sypiać z modnymi mężczyznami". Jednakże ten romans Czyżewska potraktowała bardzo poważnie. Tymczasem Skolimowski nie zamierzał się poddawać, więc po Warszawie krążyły najdziwniejsze plotki na temat jego reakcji na utratę partnerki. Powszechnie spodziewano się gwałtownego rozwoju wydarzeń.

"Ela definitywnie postanowiła odejść od Skolima" – relacjonował Kazimierz Kutz – "miała ostry romans z A.Ł. więc oddałem jej moją pustą garsonierę opodal STS-u, gdzie się zaszyła. A Skolim latał z nożem po Warszawie i jej szukał. W końcu dopadł ją u Agnieszki Osieckiej i od niej mam taki przekaz: kiedy blady Skolim z nożem w ręku stanął na progu, morderstwo zawisło w powietrzu. Nakazał jej natychmiast wrócić do domu. Kiedy ona heroicznie odmówiła, z jego ust popłynęły znamienne słowa: »Eeela, robisz największy błąd w żżżyciu…, gggeniusza się nie ppporzuca…«". I miał rację. Czyżewska wyszła za mąż za amerykańskiego dziennikarza Davida Halberstama i wyjechała z Polski, jednak kariery na Zachodzie nie zrobiła. Inaczej niż sam Skolimowski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (94)