Reżyser skazany na więzienie, 19‑letnia aktorka z załamaniem nerwowym. "Ostatnie tango w Paryżu" do dziś wzbudza kontrowersje
Odważne sceny seksu i wątpliwie moralne podejście do ich kręcenia są do dziś tematem dyskusji wokół filmu Bernardo Bertolucciego, ale to niejedyne wątki odnośnie "Ostatniego tanga w Paryżu". Marlon Brando miał nie przeczytać scenariusza, a Maria Schneider musiała odurzać się, by grać z nim sceny zbliżeń. Tak nakręcono hit.
O graniu na scenie znudzony Marlon Brando mówił, że jest proste jak krojenie szynki w plastry. Tylko płacą lepiej. Na kino też miał swoją metodę – nie czytał scenariuszy. Fabułę filmu "Ostatnie tango w Paryżu" reżyser Bernardo Bertolucci mu opowiedział. Aktora i reżysera od pierwszych dni zdjęć połączyło osobliwe porozumienie. "Jedliśmy z Marlonem śniadanie na podłodze, gdzie kręciliśmy film. Była tam bagietka i masło, i od razu obydwaj pomyśleliśmy o tym samym" – opowiadał Bertolucci. Co na to aktorka użyta do sceny z masłem, obaj artyści już nie pomyśleli. "Nie martw się, Maria, to tylko film" – powiedział jej potem Brando.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gwiazdy, które przyznały się do depresji
Ale to nie był tylko zwykły film. Według pierwszej wersji miał trwać aż ponad cztery godziny. Ostatecznie ma nieco ponad dwie. Co w tym czasie dzieje się na ekranie? Paul, Amerykanin w średnim wieku, błąka się po Paryżu po samobójczej śmierci żony. Nie wie, dlaczego go zdradzała, ani dlaczego się zabiła. Wyprowadza się z hotelu, chce wynająć mieszkanie. Kiedy trafia na odpowiedni lokal, spotyka Jeanne. Dziewczyna też szuka apartamentu. Krótkie podchody Amerykanina i Francuzki kończą się gwałtownym seksem. Nie znają swoich imion, nie wiedzą o sobie nic. Przez trzy dni spotykają się w pustym mieszkaniu, by uprawiać seks. Bez żadnych zahamowań. Przekraczają kolejne bariery. Aż po kres – śmiertelny strzał.
Bertolucci mówił, że chciał przedstawić kryzys europejskiej kultury mieszczańskiej. Zdjęcia kręcono w Paryżu od stycznia do marca 1972 r. Już na fali swobody obyczajowej po rewolucji seksualnej. W korzystaniu z tej swobody reżyser poszedł dalej niż inni. Nie wszyscy byli na to gotowi – gdy zaproponował główną rolę Alainowi Delonowi, ten odmówił. Podobnie Jean-Paul Belmondo i Jean-Louis Trintignant. Zażenowany Trintignant tłumaczył, że "wyobraził sobie, co będą mówiły mojej córce dzieci w szkole".
Grał, jak chciał
Marlon Brando, opromieniony sławą kreacji w "Ojcu chrzestnym", nie miał oporów. Bertolucci próbował mu wytłumaczyć, że jego postać to ktoś w rodzaju myśliwego, który poluje na swoją dziewczynę marzeń. Brando powiedział później, że nie miał zielonego pojęcia, o co chodziło reżyserowi. Grał, jak chciał. Podobnie jak w poprzednich filmach, odmawiał uczenia się scenariusza na pamięć. Zapisywał swoje kwestie na kartkach i przyklejał gdzie się dało. Niektóre dialogi są czystą improwizacją. Sam aplikował sobie makeup i pierwszego dnia przyjechał na plan z "tapetą" grubości dwóch centymetrów na twarzy. Bertolucci wyjaśnił mu, że taki makijaż jest nie do przyjęcia i zmył go chusteczką.
Tuż po ukazaniu się filmu w Europie cenzura szalała. Jego twórcy zostali oskarżeni przez sąd w Bolonii we Włoszech o rozpowszechnianie pornografii. Konfiskowano kopie filmu. Bertolucci otrzymał wyrok czterech miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat, i pozbawiono go też na ten czas praw obywatelskich. To tylko przysparzało popularności jego dziełu. Widzowie ustawiali się przed kinami w długich kolejkach, a "Ostatnie tango w Paryżu" zajęło pierwsze miejsce na liście przebojów kasowych na Zachodzie.
Dopiero z upływem lat film przestał wzbudzać oburzenie. Cofnięto cenzurę, film wszedł do kin w nieznacznie skróconej wersji (Bertolucci zachował kopię). W USA "Ostatnie tango w Paryżu" też nie trafiło od razu do kinowej dystrybucji. Film został ostemplowany etykietką X, kojarzoną głównie z odważnymi obyczajowo obrazami (podobny los spotkał "Nocnego kowboja" Johna Schlesingera czy "Mechaniczną pomarańczę" Stanleya Kubricka). Jednocześnie krytycy dojrzeli w nim arcydzieło. W 1974 r. otrzymał nominacje do Oscara w dwóch kategoriach: Brando za najlepszą postać pierwszoplanową, Bertolucci za reżyserię.
Trauma młodziutkiej aktorki
Dziesięć lat po premierze złagodzono nieco ograniczenia. Wycięto jednak kilka minut taśmy. Dopiero w 1997 r., w związku z wprowadzeniem nowej kategorii (tylko dla widzów powyżej 17. roku życia), film Bertolucciego mógł trafić na amerykańskie ekrany. W Polsce widzowie obejrzeli go oficjalnie w 2011 r., po prawie 40 latach od premiery. Zarzuty o ostre sceny seksu nie zniknęły. Zdaniem cenzorów szczególnie jedna scena zasługiwała na kastrację: Paul siłą zmusza Jeanne do seksu analnego i używa masła jako lubrykantu. Rolę Jeanne zagrała Maria Schneider. Dziewiętnastoletnia aktorka dopiero zaczynała karierę.
Występ u boku Marlona Brando wydawał się spełnieniem marzeń, choć 48-letni aktor był dla niej NPZ ("nie przeżyje zimy" w slangu lat 70.). Schneider popalała jointy, żeby z mniejszym stresem przebrnąć przez sceny masturbacji czy seksu oralnego. Nie była pierwszą naiwną, jednak czuła się poniżona. "Marlon powiedział do mnie potem: 'Maria, nie martw się, to tylko film', ale w trakcie sceny płakałam prawdziwymi łzami, mimo że to, co robił, nie było prawdziwe. Szczerze mówiąc, czułam się trochę zgwałcona, zarówno przez Brando, jak i Bertolucciego" – mówiła później. Po zakończeniu zdjęć Schneider nie odezwała się do reżysera ani słowem, a kiedy kilka lat później spotkali się na festiwalu, oznajmiła: "Bertolucci to nie reżyser, to gangster!". Uważała, że zekranizował część własnych fantazji erotycznych o Brando.
Maria Schneider z dnia na dzień stała się gwiazdą wielkiego formatu, symbolem wyzwolonego seksu. Cały ten skandal i zamieszanie związane z filmem wpędziły ją w załamanie nerwowe. Zaczęła sięgać po narkotyki, próbowała popełnić samobójstwo. W 1975 r. zgłosiła się do szpitala psychiatrycznego. Nigdy już nie zgodziła się rozebrać przed kamerą. Odrzuciła rolę w "Mrocznym przedmiocie pożądania" Luisa Bunuela. Choć zagrała m.in. u boku Jacka Nicholsona w głośnym filmie Michelangelo Antonioniego "Zawód reporter", nie powtórzyła nigdy sukcesu z "Ostatniego tanga w Paryżu". A gdy Tinto Brass zaproponował jej rolę w "Kaliguli", oczywiście rozbieraną, krzyknęła mu w twarz: "Jestem aktorką, nie prostytutką".
Po raz ostatni Schneider pojawiła się na dużym ekranie w 2008 r. Zmarła trzy lata później, po przegranej walce z nowotworem. Miała 58 lat, ponad 50 filmów na koncie i wielki żal, że wszyscy kojarzą ją niemal wyłącznie z "Ostatnim tangiem w Paryżu".
Bernardo Bertolucci nigdy nie żałował kontrowersyjnej sceny. Mówił: "Czuję się za to bardzo winny, ale nie żałuję". Przyznał, że Maria Schneider nie wiedziała wcześniej o scenie gwałtu z użyciem masła. "W pewien sposób byłem okropny dla Marii, bo nic jej nie powiedziałem. Nie chciałem jednak, aby Maria odgrywała swoje upokorzenie, swój gniew. Chciałem zobaczyć jej reakcję jako dziewczyny, a nie aktorki. Czasami, żeby robić kino, osiągnąć coś, musimy być całkowicie wolni" – twierdził Bertolucci. Zdaniem reżysera nieporozumienie wzięło się stąd, że widzowie mogli myśleć, że aktorka nie została poinformowana o przemocy, która będzie użyta wobec niej. "To nieprawda. Maria wiedziała wszystko, bo czytała scenariusz, a tam wszystko było jasno opisane. Jedyne czego tam nie było, to masło" – mówił Bertolucci.
Słynny reżyser nakręcił wiele wspaniałych filmów. Jego "Ostatni cesarz" zdobył dziewięć Oskarów, w tym za reżyserię. Zmarł w 2018 r. w Rzymie, na raka płuc. Miał 77 lat. Marlon Brando dożył osiemdziesiątki. Dwukrotnie zdobył Oscara. Zmarł w 2004 r. Kiedyś powiedział: "Najlepsze role to te, które pozwalają widzom identyfikować się z oglądanymi bohaterami i sytuacjami, a potem w wyobraźni odgrywać je ze swoim udziałem".
Niewiarygodne show Meghan na Netfliksie, gdzie uczy robić kanapki. Fenomenalny "Biały lotos" z zabójstwem na wakacjach w Tajlandii. Szok na Oscarach, rosyjskie wątki i jedna ograbiona aktorka. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: