"MaXXXine": Mia Goth przerosła film. Ti West zrobił krok w tył

Głośno zapowiadany horror zostawia duży niedosyt, a może nawet rozczarowuje. Czy "MaXXXine" mówi nam coś nowego, eksplorując kulturę lat 80.? Na pewno daje pewne tropy co do przyszłości pierwszoplanowej aktorki i reżysera. Skala talentu Mii Goth jest imponująca i wykracza poza kino grozy.

"MaXXXine" już w kinach
"MaXXXine" już w kinach
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Za nami premiera "MaXXXine" – jednego z głośniejszych filmów tego roku. Składający się na trylogię "X" horror Ti Westa rozbudził oczekiwania widzów, zwłaszcza że grającą główną rolę Mię Goth już nazwano współczesną "królową krzyku". Amerykańska prasa zestawiła ją m.in. z Janet Leigh ("Psychoza") i Lindą Blair ("Egzorcysta"). Tymczasem "MaXXXine" robi wiele – bawi, puszcza oko, czasem flirtuje – ale niezbyt straszy. Nie jest to największy zarzut.

Można odnieść wrażenie, że, eksplorując motywy znane z kryminału noir i włoskiego giallo, West zapomniał o historii. Postawił na styl, nie na treść. Niewykluczone, że to czas, żeby reżyser skończył z pulpowym kinem i poszukał nowych inspiracji. Ale choć "MaXXXine" wielkich obietnic nie spełnia, to najnowszy tytuł Westa ogląda się też z przyjemnością – nie tylko za sprawą fantastycznej Mii Goth. Co zagrało, a co nie?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tak spełniają się marzenia

Twarz Maxine zna większość mężczyzn – ochroniarze, policjanci czy sprzedawcy w sklepach. Może pojawić się w każdym domu, odkąd wejście kaset VHS zrewolucjonizowało branżę porno. Aktorka wciąż marzy o prawdziwej karierze w Hollywood, dlatego bierze udział w przesłuchaniu do niskobudżetowej kontynuacji horroru "Purytanka". Ma świadomość, że kobiety z rynku filmów dla dorosłych "starzeją się jak chleb, nie jak wino".

I rzeczywiście, choć Maxine wciąż ma w sobie mnóstwo uroku, to po jej oczach i policzkach widać zmęczenie. Gdy schodzi z planu zdjęciowego, pracuje na pokazach peep-show. W wolnym czasie kursuje między castingami. Na nogach trzymają ją nieludzka determinacja, bezgraniczna wiara agenta i srebrna łyżeczka koksu. Główna rola w "Purytance II" może okazać się furtką do lepszego świata.

Marzenie Maxine to rozkochać w sobie świat i trafić na Aleję Gwiazd w Los Angeles. W pewnym momencie dziewczyna gasi papierosa na płycie upamiętniającej Thedę Bary, o której 70 lat wcześniej "The New York Dramatic Mirror" pisał: "Jej ładunek atrakcyjności seksualnej mógłby starczyć na całe miasto normalnych pociągających kobiet". Tak kończą legendy. West opowiada nie tylko o latach 80., ale przypomina o bezwzględnej historii kina i Hollywood. Choć podczas castingu daje się Maxine do zrozumienia, że tym razem chodzi o ambitne dzieło, to na koniec i tak prosi się ją o pokazanie piersi. Cały film powtarza, że branża przeżuwa i wypluwa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nie jest łatwo skupić się na szansie, gdy FBI odkrywa kolejne ciała przyjaciół Maxine, zmasakrowane przez tajemniczego mordercę. Reżyserka nie jest zainteresowana problemami aktorki. Wszystko, co ją rozprasza, ma zniknąć i tyle. Elizabeth Bender długo walczyła o swoją pozycję w Hollywood i nie pozwoli, by ktokolwiek to zaprzepaścił. Bo w tej branży nie ma przyjaciół. W dodatku wszyscy mają brudne ręce – od reżyserów po aktorów i ich agentów. Maxine musi więc ponownie ubrudzić swoje i zająć się śliskim detektywem Johnem Labatem oraz jego pracodawcą, który zna mroczną przeszłość dziewczyny. I zrobi to, ponieważ "nie zgadza się na życie, na które nie zasługuje".

Seks, kłamstwa i kasety wideo

Motywy z kiczowatych thrillerów czy włoskiego giallo, które w "MaXXXine" przeplata Ti West, dostarczają sporo frajdy. Mowa nie tylko o eksplodujących głowach i jajach, ale także bardziej subtelnych nawiązaniach do kinematografii. Jak choćby nożownik w ciemnej uliczce, który przypomina Bustera Keatona – kolejny zwrot w kierunku kina niemego. Detektyw John z opatrunkiem na nosie i jasnej marynarce to przecież obrazek dobrze nam znany z "Chinatown", tyle że zamiast Jacka Nicholsona mamy Kevina Bacona. Do tego całe Hollywood pełne scenografii, jak słynny motel i dom z "Psychozy".

"MaXXXine"
"MaXXXine"© Materiały prasowe

West oddaje też wzburzony klimat lat 80., gdy Los Angeles terroryzował seryjny morderca Richard Ramirez, znany jako Night Stalker, a muzycy i filmowcy byli oskarżani przez konserwatystów o szerzenie satanizmu oraz niszczenie amerykańskiej młodzieży. Na brudnych ulicach pracownice seksualne zaglądają do samochodów, poszukując klientów. Pornografia i filmy grozy stały się dostępne od ręki dla każdego mieszkańca po tym, jak pojawiły się sklepy z kasetami VHS. Przy każdym skrzyżowaniu znajduje się obskurny motel, a w nim jakiś parszywy gość, na którego nie chcielibyśmy wpaść po zmroku.

Ti West serwuje nam kolaż przygotowany z dużą starannością. Nie trzeba nas przekonywać, że zrobił go ktoś, kto kocha kino. Problem jednak polega na tym, że my to już wszystko widzieliśmy. I słyszeliśmy te truizmy o tym, że talent rodzi się z traum, dramatycznych doświadczeń i straty. Niestety "MaXXXine" nie oferuje nam wiele więcej.

Mia Goth nie mieści się w "MaXXXine"

Casting to coś, co z pewnością sprawdza się w najnowszym filmie Westa. Mia Goth w każdej części trylogii "X" wypadła fantastycznie i już możemy okrzyknąć ją królową horroru młodego pokolenia. Niedawno sama jednak zasugerowała, że czuje się po prostu aktorką, a nie gwiazdą kina grozy. Być może przeczuwa, że zaczyna już wyrastać z tego gatunku. Bo "MaXXXine" na pewno przerosła i zasłużyła na znacznie lepszą opowieść. Tym razem to scenariusz nie dojechał.

Większość członków obsady wypada bardzo dobrze. Nic dziwnego, bo to jak dotąd najbardziej gwiazdorski casting Westa. Odstręczający, śliski Kevin Bacon jako detektyw Labat jest wspaniały. Wiele wnoszą od siebie także powściągliwy Teddy Night – agent Maxine, którego zagrał Giancarlo Esposito – oraz wyrachowana reżyserka Elizabeth Bender (Elizabeth Debicki), choć oboje są na dalszym planie. W pamięć zapada również Lily Collins, a jej bohaterkę widzimy zaledwie kilka minut.

Piękne opakowanie?

Zgoda, ten film to wyciąg z lat 80. i obraz zlepiony przez ogromnego fana kina. Właśnie dlatego "MaXXXine" ogląda się z przyjemnością. Im więcej nawiązań i mrugnięć okiem możemy wychwycić, tym większa satysfakcja. Ale po "X" oraz "Pearl" West obiecał nam coś więcej i tej obietnicy nie spełnił. Niestety najnowszy film jest daleko od spełnienia oczekiwań. Nie przykryją tego ani świetna Mia Goth, ani podkręcająca klimat ścieżka dźwiękowa. Możemy przymknąć oko na to, że "MaXXXine" jest horrorem, w którym nie ma grozy, jednak kiepskiego scenariusza, tego, że historia nam się na koniec rozpada, nie możemy akceptować. Na nic też się zdają próby dorzucenia feministycznego i emancypacyjnego przekazu.

"Marzy mi się kino klasy B z przesłaniem klasy A", słyszymy w "MaXXXine". Problem, z tym że w tym filmie jest pusto. Może w eksploracji West doszedł do ściany i czas zacząć robić właśnie kino klasy A?

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" mówimy o rewolucji w HBO Max, które zmieniło się w krótkie Max. Ile to kosztuje? Co można oglądać? Przy okazji wspominamy wstrząsające sceny z "Rodu smoka", który wrócił z 2. sezonem. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

premierakinomia goth
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)