Filmy i seriale o oszustach. Dlaczego kochamy (anty)bohaterów?
Sprytni złodzieje, przebiegli fałszerze, cwaniacy uciekający przed prawem, cyniczni oszuści – to fascynujący bohaterowie literaccy i filmowi. Twórcy chętnie przenoszą ich historie na ekran, doskonale wiedząc, że opowieści o przekrętach, kradzieżach czy innych występkach niemal zawsze gwarantują sukces. Ale właściwie dlaczego interesują nas takie tematy i (anty)bohaterowie decydujący się na śmiałe, choć nielegalne i nieetyczne, posunięcia?
Lista filmowych i serialowych pozycji, których bohaterowie balansują na granicy prawa lub po prostu popełniają przestępstwa, jest bardzo długa. Scenarzyści szukają inspiracji na półkach księgarni lub decydują się na ukazanie prawdziwych historii – gotowych scenariuszy nie brakuje w aktach sądowych. Zastanawiające jest, dlaczego tematyka kryminalna tak dobrze się sprzedaje. Dlaczego tak chętnie śledzimy losy tych, którzy łamią prawo?
Odpowiedź na to pytanie jest złożona, a psychologowie wskazują na kilka kluczowych czynników. Według jednej z teorii, oglądanie takich treści pozwala nam bezpiecznie rozładować napięcie i agresję. Z kolei hipoteza zakazanego owocu tłumaczy, że to, co nielegalne, wydaje nam się po prostu atrakcyjne.
Jednak fascynacja oszustami to nie tylko kwestia emocji. Oglądając filmy, seriale czy programy dokumentalne o przestępcach, pozwalamy sobie na bezpieczną eksplorację świata, do którego normalnie nie mamy dostępu. Nie narażając się na niebezpieczeństwo, wciśnięci w kanapę i zajadając pizzę, widzimy mechanizmy działania przestępców, ale też policji i sądów. Poznając kulisy działania systemu sprawiedliwości czy półświatka, zaczynamy lepiej rozumieć mechanizmy społeczne. Fascynujące są też analizy emocji i motywacji (anty)bohaterów.
Ponadto, poznając historie kryminalne, możemy poczuć się lepsi – bo albo motywy będą dla nas całkowicie niepojęte i nieakceptowalne, albo... dostrzeżemy w danej postaci coś, co rozumiemy doskonale, ale pozostajemy tymi lepszymi, bo przecież my nie złamaliśmy prawa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dawno temu w Hollywood
Seryjni zabójcy i gangsterzy mordujący z zimną krwią to zupełnie inni bohaterowie niż oszuści, złodzieje i bezczelni cwaniacy. Tych drugich kino darzy szczególnym sentymentem. Koneserzy być może pamiętają "Aferę Thomasa Crowna" z 1968 roku. To doskonały przykład "heist film" (podgatunek filmu kryminalnego, przedstawiający grupę złodziei planujących napad, a także ukazujący samo planowanie, akcję i ucieczkę – w polskim kinie najlepszym "heist film" jest "Vabank"). Grany przez Steve’a McQueena tytułowy bohater organizuje napad na bank, by zamanifestować swoją nonkonformistyczną postawę. Nic dziwnego, że pod koniec lat 60., u progu rewolucji obyczajowej wypowiadającej wojnę normom społecznym, film Normana Jewisona odniósł tak wielki sukces. I nic dziwnego, że złodziej-buntownik zaskarbił sobie sympatię widzów.
Równie dobrze przyjęty został film "Żądło" z 1973 roku w reżyserii George'a Roya Hilla, z niezapomnianymi rolami Paula Newmana i Roberta Redforda. Film opowiada historię dwóch sprytnych oszustów, którzy planują zemstę na bezwzględnym przestępcy odpowiedzialnym za śmierć ich przyjaciela. Akcja rozgrywa się w latach 30. XX wieku. Oszuści są tu bohaterami, za których trzyma się kciuki, jak za dobrych znajomych. To "równi goście", imponujący nam inteligencją i sprytem, a poza tym działają w słusznej sprawie.
Również w 1973 roku reżyser Peter Bogdanovich zaprezentował "Papierowy księżyc" z duetem Ryan-Tatum O’Neal (prywatnie ojciec i córka). Tu także mamy lata 30., a na tle wielkiego kryzysu – oszusta, który za sprawą małej dziewczynki przechodzi przemianę albo po prostu coraz śmielej ujawnia swoje sympatyczne oblicze. Cwaniak i jego rezolutna towarzyszka wprawdzie oszukują i naciągają, ale trudno ich nie lubić. Dziesięcioletnia Tatum O’Neal została nagrodzona Oscarem za rolę w "Papierowym księżycu". Ku zdumieniu i niezadowoleniu ojca, ale to już inna historia...
To się naprawdę zdarzyło!
Dzięki klasycznym hollywoodzkim produkcjom przedstawiającym perypetie sympatycznych oszustów, "dający się lubić drobny przestępca i cwaniak" stał się popularnym kinowym archetypem. Motyw zemsty, wymierzanie sprawiedliwości przez tych, którzy sami są z na bakier z prawem czy (anty)bohaterowie ośmieszający system, inspirują scenarzystów od dekad. Zdumiewające, ile historii kryminalnych to nie wymysły uzależnionych od kawy pisarzy, ale fakty; głośne afery i skandale, przekręty i oszustwa, które wywołały szok, budząc szereg negatywnych emocji... lub niekoniecznie.
Jednym z ciekawszych biopiców jest historia Franka Abagnale’a, przedstawiona w filmie Stevena Spielberga "Złap mnie, jeśli potrafisz" z 2002 roku. Rzecz dzieje się w latach 60. Nastoletni Frank (Leonardo DiCaprio) zwiewa z domu, a że jeść trzeba i miło mieć dach nad głową, zostaje fałszerzem czeków. Udaje też pilota, lekarza oraz prawnika, a wszyscy, niczym pelikany, łykają jego kłamstwa i kłamstewka. Zdeterminowany agent FBI (Tom Hanks) w końcu cwaniaka aresztuje, a co dalej? Oglądając film Spielberga, trudno nie lubić głównego bohatera i aż trzyma się kciuki, żeby udał mu się kolejny przekręt. Dziś Frank miewa się świetnie i już dawno przeprosił się z prawem. Ba, dawny przestępca został... ekspertem ds. zabezpieczeń czekowych.
Czy zaprezentowana w 2009 roku czarna komedia "I love you Phillip Morris", z Jimem Carreyem i Ewanem McGregorem to dobry film – zdania są podzielone, jednak postać Stevena Russella niewątpliwie jest fascynująca. Russell (grany przez Carreya) to nieprzeciętnie inteligentny oszust i fałszerz, specjalizujący się w wyłudzaniu odszkodowań od towarzystw ubezpieczeniowych, ale mający też inne sposoby na to, by zapewnić sobie i swojemu facetowi życie w luksusach. A jak zwiewał (wielokrotnie!) z więzienia – to trzeba zobaczyć. Choć warto o tym też przeczytać, bo w filmie nie wszystkie numery dało się pokazać.
Inna prawdziwa historia przeniesiona na ekran to "Czy mi kiedyś wybaczysz?" z roku 2018. Lee Israel była amerykańską autorką, która w latach 90. popadła w finansowe tarapaty i zaczęła fałszować listy sławnych pisarzy. Melissę McCarthy nominowano do Oscara za rolę Israel – i zasłużenie. Nie dość, że historia sama w sobie jest interesująca i wyróżnia się na tle innych opowieści o oszustwach, to jeszcze mamy tu świetną kreację aktorską, a Marielle Heller okazała się reżyserką z polotem.
Nie wszyscy oszuści budzą podziw. Grany przez Roberta DeNiro bohater filmu "Arcyoszust" nie jest równym gościem, jego kreatywność nie zachwyca. Barry Levinson w swoim nakręconym dla HBO filmie z 2017 roku ukazał prawdziwą historię Bernarda Madoffa i jego masowego oszustwa finansowego. To przejmujący obraz upadku człowieka, który z szanowanego finansisty stał się symbolem chciwości i przekrętu na Wall Street. Film został doceniony za znakomite kreacje aktorskie i wnikliwe przedstawienie jednego z największych skandali finansowych w historii.
To będzie dłuższa historia...
Oszuści, fałszerze, cwaniacy to nie tylko bohaterowie kinowi. Jeśli mamy ochotę na serialowy maraton, historii kryminalnych nie brakuje.
Zacznijmy od trzymającego w napięciu, mrocznego serialu "Ripley". Być może niektórzy pamiętaja film "Utalentowany pan Ripley" z 1999 roku. To ta sama historia, którą opowiedziano w serialu Netflixa. Warto dodać, że pierwsza była powieść Patricii Highsmith z roku 1955. W każdym razie protagonistę, Thomasa Ripleya, trudno lubić. To taki "śliski typ", który na początku dopuszcza się drobnych oszustw, potem staje się pasożytem żerującym na szczodrości pewnego milionera, by ostatecznie ukraść jego tożsamość i pobrudzić sobie ręce krwią. Nie mamy tu już sympatycznego cwaniaka, ale materialistycznego socjopatę. Film z Mattem Damonem można obejrzeć, ale serial z 2024 roku to pięknie nakręcone studium szczególnego przypadku, jakim jest pan Ripley. Andrew Scott zagrał go doskonale, tworząc interesujący portret człowieka z ewidentnym zaburzeniem osobowości, który popełnia zbrodnie coraz większego kalibru, w imię bogactwa i statusu.
Obejrzawszy serial "Ripley", możemy pozostać z poczuciem estetyczno-fabularnej satysfakcji i odetchnąć, że to tylko fikcja. Ale są też przejmujące seriale na faktach. Choćby "Zepsuta krew" z 2022 roku – prawdziwa historia Elizabeth Holmes, jej firmy Theranos i jednego z największych oszustw w historii Ameryki. Holmes, dawniej uznawana za gwiazdę Doliny Krzemowej i blond-geniuszkę, która obiecała zrewolucjonizować diagnostykę medyczną, okazała się cyniczną oszustką, dla której ważniejszy był własny image i kolejne zera na koncie, niż zdrowie ludzi, bezpieczeństwo pracowników czy finanse inwestorów. Serial, z rewelacyjną rolą Amandy Seyfried, to świetnie przedstawiona, wielowarstwowa historia największego kłamstwa XXI wieku i bardzo ciekawy portret Elizabeth Holmes – spiritus movens całej afery.
Bez wątpienia historie sympatycznych fałszerzy czy bezwzględnych oszustów są interesujące i jest wiele odpowiedzi na pytanie, dlaczego są to magnesy przyciągające widzów przed ekrany. Pojawia się jednak inne pytanie: czy tworząc filmy i seriale o przestępcach, nawet sympatycznych, gloryfikujemy łamanie prawa? Załóżmy, że nie.