Sam Rockwell. Mistrz drugiego planu wreszcie z Oscarem
05.03.2018 | aktual.: 05.03.2018 06:38
W programie "Saturday Night Live" przedstawił się słowami: "Pewnie znacie mnie jako 'tego gościa z filmu, nie tego głównego, tego drugiego'". Teraz jednak widzowie nie powinni mieć problemu z zapamiętaniem jego nazwiska. Sam Rockwell otrzymał Oscara za drugoplanową rolę w głośnym dramacie "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri".
Młodzieńczy bunt
Jego rodzice, aktorzy, rozwiedli się, gdy miał 5 lat - opiekę nad synem sprawował ojciec, do matki chłopiec jeździł na każde wakacje. Na scenie zadebiutował już jako 10-latek, wcielając się w Humphreya Bogarta. Później jednak zaczął się młodzieńczy bunt Rockwella; zaczął opuszczać zajęcia i ostatecznie wydalono go z San Francisco School of the Arts.
- Wolałem palić trawę, podrywać laski i chodzić na imprezy - wyznawał.
Później, za namową rodziców, kontynuował edukację na uczelni, która słynęła jako "szkoła, którą łatwo było ukończyć". Tam jednak Rockwell wziął się w garść, wystąpił w jednym niezależnym filmie, a kiedy uzyskał dyplom, wyjechał do Nowego Jorku, by tam zrobić wymarzoną karierę.
"Niczego innego nie potrafię"
Oczywiście minęło trochę czasu, nim Rockwell dostał pierwszy angaż - by zarobić na czynsz, pracował między innymi jako dostawca i kelner. Zaczynał od niewielkich, często mało istotnych ról, ale o zmianie pracy nie myślał.
- Aktorstwo to koszmarny zawód, choć niczego innego nie potrafię robić i jestem wdzięczy, że mogę się w tym spełniać - mówił w "Dzienniku".
- Wszystkie nieudane castingi, na których byłem, czy fuchy, które dostawałem jako na przykład dostawca jedzenia, mogły zachwiać moją wiarą w drogę, którą podążam, a pracowały na to, bym utwierdzał się w swoich wyborach i mógł spełniać marzenia, czyli grać w filmach. Są pewnie ludzie, którym się to nie opłaciło. Nie wiem, jaka jest recepta, nie ma reguły. Trzeba być sobą.
Filmowy antybohater
Reżyserzy najczęściej widzieli go w rolach podejrzanych typów albo facetów, których trudno nazwać normalnymi.
- Jakoś tak się dzieje, że przyciągam takich bohaterów - śmiał się w magazynie "Lounge".
- Być może dlatego, że potrafię się z nimi utożsamić i wejść w ich głowę. Uważam się za ekscentryka, ale też bez przesady. Coś w tym jest, że często grywam takie postaci. A jak już zdarzy mi się zagrać normalnego gościa, jak w "Poltergeiście", to w dość ekstremalnych okolicznościach.
Przyznawał jednak, że zupełnie mu to nie przeszkadza i nie ma nic przeciwko temu.
- Bardzo lubię grać antybohaterów – dodawał.
Ulubiony film
Jego kariera powoli nabierała tempa; zagrał w "Zielonej mili", "Aniołkach Charliego", serialu "Prince Street", "Autostopem przez galaktykę", "Zabójstwie Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" czy "Najlepszych najgorszych wakacjach".
Wśród najważniejszych filmów w swoim dorobku bez wahania wymieniał "Moon" w reżyserii Duncana Jonesa, syna Davida Bowie.
- Po to jest kino, by fundować widzom i aktorom takie podróże. Do dziś mam poczucie niezgłębionej tajemnicy związanej z tą produkcją - zachwycał się w "Dzienniku".
Oscarowa rola
Z Martinem McDonaghiem współpracował już wcześniej, między innymi na planie "7 psychopatów" - kiedy więc reżyser zaproponował mu angaż w filmie "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri", Rockwell zgodził się od razu.
- McDonagh jest jednym z reżyserów, którym się nie odmawia. Choć myślisz, że wiesz, czego się po nim spodziewać, i tak za każdym razem jest w stanie się zaskoczyć - mówił w "Polityce"
Decyzji nie pożałował, bo dzięki roli policjanta Dixona dostał pierwszą w swojej karierze nominację do Oscara, a ostatecznie wygrał statuetkę.