Sam Rockwell: "Osąd wydany przez opinię publiczną może być bardzo niebezpieczny"
Na Blu-ray i DVD ukazał się właśnie najnowszy film Clinta Eastwooda. "Richard Jewell" opowiada o ochroniarzu, który w 1996 r. udaremnił zamach bombowy, a potem stał się wrogiem publicznym numer jeden. W filmie jego prawnika gra Sam Rockwell.
Co skłoniło cię do przyjęcia roli Watsona Bryanta?
Sam Rockwell: Przede wszystkim Clint Eastwood. Wiedziałem też, że udział weźmie Paul Hauser, który miał brawurową rolę w filmie "Jestem najlepsza. Ja, Tonya", więc projekt wydał mi się ekscytujący. Po przeczytaniu scenariusza polubiłem postać Watsona Bryanta, uznałem, że to doskonała rola, inna od moich dotychczasowych wcieleń filmowych. Ta postać najbardziej przypominała mi postać Jima Restona, którą grałem w filmie "Frost/Nixon". Watson to bardzo ciekawy bohater, scenariusz był wciągający, czułem, że to rola dla mnie. Chciałem też partnerować Paulowi Walterowi Hauserowi, który odtwarzał główną rolę, Richarda Jewella.
Miałeś okazję poznać prawdziwego Watsona Bryanta?
Tak, to bardzo ciekawa osoba, postać trochę jak ze sztuki Tennessee Williamsa. To bardzo inteligentny, inspirujący, ale też uparty człowiek. Lubi się spierać, co u prawnika jest chyba bardzo dobrą cechą..
Podobno spotkałeś się z Paulem Hauserem w Nowym Jorku jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć?
Tak, wynajęliśmy pokoje w hotelu i spędziliśmy razem 3 dni, byliśmy nierozłączni, czytaliśmy na głos scenariusz, spotkaliśmy się na kawę ze scenarzystą Billym Rayem, ja dodatkowo pracowałem z trenerem dialektu, żeby wyćwiczyć właściwą wymowę. Obaj na tym skorzystaliśmy. Bardzo się polubiliśmy.
Prawdziwi Richard i Watson też się wcześniej spotkali, prawda? Przed zdarzeniami z 1996 r.
Tak. Przez większą część filmu Watson stał na przegranej pozycji, samotnie walczył o życie tego człowieka, mając przeciwko sobie całą machinę rządową, ale wiemy też, jak wyglądało ich wcześniejsze spotkanie. Watson pasował do Richarda jako obrońca, ponieważ mieli już wcześniejsze relacje. Nie była to przyjaźń, Watson był dla Richarda bardziej jak ojciec czy starszy brat. Moim zdaniem ich relacja to serce tego filmu, ponieważ zawsze sobie ufali.
To twój pierwszy film z Clintem Eastwoodem, możesz powiedzieć, jak się z nim pracuje?
Kiedy pracuje się z kimś, kto jest zarówno aktorem, jak i reżyserem, wzajemne zrozumienie jest o wiele lepsze. Taki reżyser rozumie, co to znaczy stać przed kamerą. I Clint nie jest tu wyjątkiem. Ufa aktorowi, pozwala mu grać, ale jest również bardzo spostrzegawczy, wyłapuje najdrobniejsze szczegóły i mówi takie rzeczy, które można usłyszeć jedynie od kogoś, kto całe życie spędził robiąc filmy. Bardzo to doceniam. Kiedy Clint reżyseruje, widać, że myśli już o edycji i montażu, kiedy na przykład prosi, żebyś szybciej przeszedł przez drzwi, szybciej zapalił samochód i tym podobne. On już planuje szybkie przejście od jednej sceny do kolejnej. Nie czeka tutaj na efekt jak z "Doktora Żywago".
Postać, którą kreujesz, często występuje na planie z matką Richarda, Bobi. Jak układała się współpraca z Kathy Bates?
Kathy jest niesamowita. Kiedy kręciliśmy scenę konferencji prasowej, potrafiła przez sześć godzin bez przerwy utrzymać bardzo emocjonalny ton. Nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek był w stanie to zrobić tak dobrze, tak dobrze odgrywać emocje przez długi czas, a to była naprawdę scena pełna emocji. Ma niesamowity warsztat aktorski. Byłem pod jej ogromnym wrażeniem.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Zarówno ty, jak Paul i Kathy odgrywaliście prawdziwych ludzi, film był kręcony w Atlancie, w Georgii, gdzie to wszystko się rozgrywało. Jak to wspominasz?
Kiedy gram prawdziwego człowieka, czuję na sobie ogromną odpowiedzialność, ponieważ w pewien sposób go reprezentuję. To bardzo wymagające. Dlatego byłem zadowolony, że kręcimy w miejscach, gdzie to się naprawdę rozgrywało. Dzięki temu czułem ducha tej historii i mogłem sobie wyobrazić, przez co przechodzili bohaterowie. Nie zawsze da się to zrobić, ale moim zdaniem to duży plus. To pomaga wczuć się w klimat miejsca, co przy tego typu filmie jest naprawdę ważne.
Co przez to rozumiesz?
Weźmy na przykład postać Richarda Jewella. Był niedoceniany. I oczywiście został źle zrozumiany. Ale nie cofnął się, stanął na wysokości zadania, był bohaterem, a następnie padł ofiarą strasznej niesprawiedliwości. Został niesłusznie oskarżony nie tylko przez FBI, ale także przez media. Aktor chce mu to wynagrodzić, wyjaśnić to wszystko, tak samo jak Watsonowi i Bobi, wszystkim, którzy razem z Richardem musieli przez to przechodzić.
Clint interesuje się takimi ludźmi jak Richard, bohaterami dnia codziennego, nie sądzisz?
Masz rację. Na pewno interesuje go temat niesprawiedliwości, ten wątek przewija się w wielu jego filmach, pokazuje ludzi, którzy byli niedoceniani, ale stojąc w obliczu wyzwania byli zdolni do heroicznych czynów. Pokazuje też media, które ich otaczają i mechanizm, przez który wszystko wymyka się spod kontroli. Osąd wydany przez opinię publiczną może być bardzo niebezpieczny. Moim zdaniem ten temat nigdy się nie zestarzeje, ponieważ takie sytuacje cały czas się zdarzają i właśnie coś takiego spotkało Richarda.
Trwa ładowanie wpisu: instagram