Seks, kicz i 8 mln widzów. Po premierze "Dziejów grzechu" Grażyna Długołęcka nie miała czego szukać w kraju
"Dzieje grzechu" z 1975 r., epatująca erotyką opowieść o tragicznej miłości Ewy Pobratyńskiej do żonatego Łukasza Niepołomskiego, zgromadziły przed ekranami tłumy. Jeśli wierzyć statystykom, w samej Polsce dzieło Waleriana Borowczyka obejrzało wówczas niemal 8 mln widzów.
Choć produkcja nie przypadła polskiej krytyce do gustu – reżyserowi zarzucono epatowanie seksem i kiczem oraz promowanie pornografii – spodobała się za granicą, gdzie przyjęto ją nad wyraz ciepło.
Prawa do emisji wykupiło aż 200 stacji telewizyjnych na całym świecie. Borowczyk miał więc powody do zadowolenia. Jednak tego samego nie można powiedzieć o filmowej Ewie, czyli Grażynie Długołęckiej, która właśnie obchodzi 66. urodziny.
Aktorka nie kryła, że film, który miał stać się przepustką do wielkiego świata, zupełnie pogrzebał jej karierę, skazał ją na ostracyzm i wpędził w nerwicę.
Marzenia o sławie
Grażyna Długołęcka urodziła się 25 sierpnia 1951 r. w Łodzi. Piękna i zdolna nastolatka ukończyła szkołę muzyczną w klasie skrzypiec, jednak przez cały czas marzyła o tym, by zostać aktorką. Dlatego zaraz po maturze postanowiła zdawać do łódzkiej PWSFTviT. Udało się jej oczarować komisję egzaminacyjną i jej nazwisko trafiło na listę przyjętych.
Na ekranie zadebiutowała jeszcze jako studentka w 1971 r. Rok później pojawiła się w kolejnych trzech produkcjach. Dużo wskazywało, że pisana jest jej wielka kariera.
Rolę w filmie Waleriana Borowczyka potraktowała jako kolejne aktorskie wyzwanie. Sądziła, że dzięki głośnej produkcji usłyszy o niej cały świat. I nie myliła się.
"Chciał widzieć, jak rozkładam nogi"
Nie spodziewała się jednak, że pracę na planie "Dziejów grzechu" okupi załamaniem nerwowym. Wiele lat po premierze, na łamach "Przeglądu Tygodniowego", Długołęcka opowiadała o swoich traumatycznych przeżyciach.
- Niszczył mnie prywatnie – dodawała aktorka. - Uważał, że skoro gram rolę takiej kobiety, powinnam to robić również poza planem. Przekonywał, że muszę mu ulec. Szalał, że nie może mnie złamać. Stało się jasne, że ma manię seksualną. Kontakt z takim człowiekiem był wykańczający. Byłam przestraszona, opluta, zniszczona. To wszystko, co przeżyłam na planie, tkwi we mnie do dziś.
Nerwica
- Chciał mnie rozbierać w scenach, które wcale do tego nie upoważniały. Nie potrafił zapanować nad swoimi emocjami. Próbował zmusić mnie, abym robiła rzeczy, na które się nie zgadzałam– mówiła Długołęcka, opowiadając o molestowaniu, jakiego doświadczyła na planie ze strony reżysera.
Borowczyk odpowiedział na te zarzuty w swojej książce "Co myślę patrząc na rozebraną Polkę". Twierdził, że to aktorka, "nimfomanka", go napastowała, a kiedy odrzucił jej zaloty, postanowiła się zemścić.
- Była bezradna wobec swego niemoralnie intensywnego popędu płciowego. Nerwica psychiczna Długołęckiej wynika z niespełnionych w życiu czynów – twierdził reżyser.
"Anormalny popęd płciowy"
- Około północy zerwał mnie ze snu odgłos otwieranych drzwi: na środku pokoju stała Grażyna Długołęcka! Gwałtownie rozchyliła poły szlafroka i wypinając bezwstydnie owłosione łono zaczęła stąpać, na rozstawionych nogach, w moim kierunku – wspominał Borowczyk (na zdjęciu) pewien z wieczór podczas kręcenia "Dziejów grzechu".
- Cofając się krzyknąłem: "Proszę natychmiast wyjść, zrywamy z panią kontrakt!". Potulnie opuściła pokój. Rzuciłem za nią czerwony bukiet i zamknąłem drzwi na klucz.
Jak twierdził reżyser, nie wspominał o tym wcześniej ze względu na dobro swojej produkcji.
- Postanowiłem zachować w tajemnicy anormalny popęd płciowy kobiety, którą mieliśmy filmować przez dwa miesiące. Bałem się oburzenia innych aktorów i podejrzenia, że film może być pornograficzny* – mówił. A oskarżenia Długołęckiej kwitował słowami: *- Taka osoba czyni wszystko, aby ukazać się bez zarzutu, wstydliwą i przesadnie wstrzemięźliwą.
Zapewne nigdy nie dowiemy się, które z nich mówiło prawdę.
Matka u kuratora
Czas po premierze filmu nie był dla Długołęckiej łatwy.
- Mnie kurator wzywał po "Dziejach grzechu", pytając, jak ja mogłam tak wychować dziecko, że taką rolę zagrała – wspominała mama aktorki w Polskim Radiu. I dodawała złośliwie, że ten sam kurator, który czynił jej wyrzuty, był na seansie 10 razy.
Sama Długołęcka szybko zrozumiała, że w branży nie ma już czego szukać.
- Nie byłam w Polsce zaproszona na żadną premierę, to był jakiś bojkot środowiska – twierdziła w tej samej audycji. Dodała też, że władze nie chciały jej udzielić zgody na wyjazd do Cannes, a zamiast niej pojechała pani ministrowa.
"Nigdzie nie istniałam"
Największym wsparciem był dla niej pochodzący z Jugosławii mąż.
* - Pierwsza miłość* – mówiła o nim czule, dodając, że to on trwał przy jej boku, gdy po premierze "Dziejów grzechu" rozpętała się burza.
Wspólnie podjęli decyzję o opuszczeniu Polski.
- Po tym wszystkim wyjechałam do Jugosławii, pożyć sobie trochę w słońcu – opowiadała w Polskim Radiu.
Gdy po kilku latach wróciła do Polski, prawie nikt o niej nie pamiętał. Zagrała w kilku debiutach reżyserskich, które trafiły na półki.
- Nadal nigdzie nie istniałam – dodawała.
Powrót do kraju
Samotna i nieszczęśliwa, próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale bezskutecznie. Boleśnie przeżyła też rozstanie z mężem.
* - Pierwsze małżeństwo nie wyszło, bo mnie Jugosłowianin opuścił* – mówiła w Polskim Radiu.
Wkrótce jednak znalazła szczęście u boku innego mężczyzny.
- Akurat kolega przyjechał z malutkim dzieckiem, został porzucony, a ja zawsze o dzieciach marzyłam... On mieszkał w Szwecji. Stwierdziłam, że będę mogła mieć teraz prawdziwą rodzinę. I pojechałam.
W Szwecji zdobyła pracę. Z radością wróciła na scenę, występując w teatrach w Malmö i Sztokholmie. Kilka lat temu aktorka znowu przyjechała do Polski, by opiekować się mamą. W grudniu 2014 r. przypomniała o sobie biorąc udział w publicznej debacie poświęconej twórczości Stefana Żeromskiego.
Spotkanie odbyło się w kieleckim teatrze jego imienia. Było ono podsumowaniem obchodów 150. rocznicy urodzin pisarza oraz okazją do zastanowienia się nad aktualnością jego twórczości. Wydarzenie relacjonowało Polskie Radio Kielce, z którego zasobów pochodzi zamieszczone powyżej zdjęcie.