Sprawa śmierci Natalie Wood wraca po 36 latach. Kapitan feralnego rejsu: zabił ją mąż
Jedna z największych zagadek kryminalnych Hollywood niedługo może zostać rozwiązana. Chodzi o tragiczną śmierć aktorki Natalie Wood. Po latach świadek wydarzeń przerwał milczenie.
Kiedy media podały, że Natalie Wood nie żyje, Ameryka zamarła. I nic dziwnego. 43-letnia piękność była ulubienicą widzów i chodzącym spełnieniem amerykańskiego snu. Ucieleśniała wszystko, co symbolizowała złota era Hollywood.
Karierę zaczęła mając 5 lat. Zagrała w ponad 70 filmach i serialach, trzy razy nominowano ją do Oscara, a dwa lata przed śmiercią zdobyła Złoty Glob za występ w "From Here to Eternity".
Była trzykrotnie zamężna, w tym dwa razy sakramentalne "tak" powiedziała Robertowi Wagnerowi (na zdjęciu poniżej). Hollywoodzkiemu gwiazdorowi, który dziś jest głównym podejrzanym w sprawie jej śmierci.
Fatalny rejs
28 listopada 1981 r. Los Angeles. Z mariny wyrusza w weekendowy rejs jacht Splendor (na zdjęciu poniżej). Na pokładzie znajdują się tylko cztery osoby – małżeństwo aktorów Robert Wagner i Natalie Wood, Christopher Walken oraz kapitan Dennis Davern.
Celem podróży jest położona 35 km od wybrzeża skalista wyspa Santa Catalina. Od samego początku w powietrzu panuje nieznośne napięcie. Jak zezna później Walken i Davern, między Wagnerem i Wood nie działo się dobrze. Para kłóciła się, w powietrzu latały pogróżki. Sukcesywnie znikała zawartość kolejnych butelek.
29 listopada dochodzi do tragedii. Ciało 43-latki zostaje wyłowione o godzinie 8.00 czasu lokalnego w odległości ok. 1 km od jachtu. W oficjalnym oświadczeniu policji stwierdzono, że Natalie Wood wypadła za burtę pod wpływem alkoholu i utonęła.
Z kolei w raporcie z autopsji, który trafił do mediów 30 lat później, napisano, że ciało aktorki pokrywały siniaki, a na policzku widniało zadrapanie.
Tragiczna śmierć Wood, która osierociła dwójkę dzieci, momentalnie wywołała lawinę kontrowersji. Ani media, ani fani aktorki nie przyjmowali do wiadomości, że był to wypadek. Szybko pojawiła się teoria o morderstwie, za którym miał stać któryś z mężczyzn.
Martwa, ale niezapomniana
Przez następne dekady tajemnicza śmierć Natalie Wood wielokrotnie wracała na łamy prasy. Z biegiem czasu na światło dzienne zaczęły wychodzić coraz to nowe fakty, które jeszcze bardziej rozpalały fanów teorii o zabójstwie.
Po raz pierwszy teorię o wypadku podważono w 2000 r. W "Vanity Fair" ukazał się artykuł, w którym opublikowano akta policyjne sprawy. W ich skład wchodziło m.in. zeznanie Christophera Walkena. Aktor utrzymywał, że w tragiczną noc doszło do awantury między małżonkami. Słyszał też pogróżki po adresem Wood, której zazdrosny Wagner zarzucał zbytnie angażowanie się w karierę.
Osiem lat później do księgarń trafiły wspomnienia Roberta Wagnera. Z jego perspektywy feralny wieczór wyglądał następująco: pokłócił się z Walkenem, a kiedy wrócił do kajuty, jego żony już nie było. Brakowało też pontonu ratunkowego, który został znaleziony razem z dryfującym ciałem Natalie.
Z kolei w 2012 r. pojawiła się informacja, że głównym podejrzanym jest Christopher Walken.
Rok 2013 r. był dla sprawy przełomowy. FBI otworzyło śledztwo i wzięło po lupę wszystkie dotychczasowe ustalenia. Analiza raportu patologa wykazała, że obrażenia Wood pojawiły się przed jej śmiercią. A to z kolei poddaje w wątpliwość, czy znalazła się w wodzie dobrowolnie.
Kapitan przerywa milczenie
Teraz oliwy do ognia dolał kapitan Splendoru. Dennis Davern opowiedział niedawno producentom podcastu "Fatal Voyage: The Mysterious Death of Natalie Wood" swoją wersję wydarzeń.
Davern (na zdjęciu) zeznał, że niedługo przed swoim zaginięciem Wood błagała go, aby zadzwonił po wodolot, którym miałby zabrać ją na ląd. Mało tego, dzień przed wypłynięciem doskonale wiedziała, że będzie załamanie pogody.
Potwierdził też, że między trójką doszło do ostrej wymiany zdań. Wood i Walken udali się do swoich kabin, a on i Wagner pili dalej. Po jakimś czasie aktor poszedł sprawdzić, co dzieję się z żoną.
Kiedy marynarz usłyszał awanturę między małżonkami, poszedł do kajuty sprawdzić, co się stało. Wagner odesłał go z kwitkiem. Potem Davern widział go na pokładzie. Wtedy zorientował się, że nie ma ani Wood, ani łodzi ratunkowej. Odpalił silnik, aby rozpocząć poszukiwania.
- Ale Wagner powiedział: "Nie, daj spokój, odpuść. Zostańmy i napijmy się jeszcze wina – relacjonuje właściciel jachtu.
Po tym zdarzeniu nabrał przekonania, że Wood została zamordowana przez męża.
Davern zeznał też, że tuż po śmierci Wood, prawnicy Christophera Walkena nie odstępowali go na krok. Pod jego oknami ciągle stała czarna limuzyna.
- Później przyszło mi do głowy, że nie chcieli, aby komukolwiek opowiedział, co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy.
W lutym 2018 r. policja ponownie otworzyło śledztwo. Mówi się, że głównym podejrzanym jest 88-letni Robert Wagner (na zdjęciu). Sam aktor odmawia jakiegokolwiek komentarza.