''Strażnicy marzeń'' - wywiad z Chrisem Pinem i Islą Fisher

W oryginalnej wersji *Isla wciela się w Zębową Wróżkę, Chris – w Jacka Mroza. Australijska aktorka przyznała, że miło być w Cannes z własnym projektem – ostatni raz odwiedzała festiwal towarzysząc mężowi, Sachy Baronowi Cohenowi, który większość czasu spędził ubrany w słynne monokini Borata. I nie, nie wyobraża sonie być z kimś, kto nie miałby poczucia humoru. Chris jest nieco bardziej poważny, skupiony. Pięknie opowiada o Jacku Mrozie, któremu udziela głosu w anglojęzycznej wersji filmu.*

''Strażnicy marzeń'' - wywiad z Chrisem Pinem i Islą Fisher
Źródło zdjęć: © ONS.pl

09.01.2013 16:56

Anna Tatarska: Isla, na scenie przed pokazem nieustannie żartowałaś. Zawsze byłaś taka wesoła i dowcipna?

*Isla Fisher:* Kiedy byłam mała, mój tata pracował w ONZ. Często się przeprowadzaliśmy, nieustannie zmieniałam szkoły. Poczucie humoru to coś, co pozwala szybko przełamać lody. Szczególnie, jeśli potrafisz żartować z siebie – wtedy ludzie od razu czują się komfortowo w Twojej obecności. To był mój sposób na skrócenie tego dziwnego momentu, kiedy jest się gdzieś nowym i wszyscy dziwnie na Ciebie patrzą. Kiedy dorastałam, wokół mnie była cała masa wysokich, smukłych i pięknych dziewczyn o wyglądzie modelek, a ja byłam niska i ruda. Stanik typu push-up może i czyni cuda, ale sam nie wystarczy, by wyprzedzić konkurencję. Poczucie humoru było moim narzędziem podrywu.

Czy swoje dialogi nagrywaliście wspólnie? Zdarzało Wam się pracować razem?

Nie, nigdy się tak nie złożyło, cały czas się mijaliśmy. Mieliśmy kręcić jedną scenę jednocześnie, ale nie było to technicznie możliwe. Właściwie teraz spotykamy się po raz pierwszy. Szkoda, bo przy graniu przydaje się emocjonalna chemia, reakcja na drugą osobę. Ale z drugiej strony, łatwiej jest robić te wszystkie durne miny w kabinie podczas nagrania, jeśli nikt Cię nie widzi.

Chris, Twoja droga do aktorstwa była chyba trochę łatwiejsza, niż zwykle?

Tak i nie. Moja rodzina miała związki z filmowym biznesem. Moja babcia była aktorką, dziadek prawnikiem specjalizującym się w rozrywce. Moi rodzice i siostra – wszyscy też grają. Ale ja do szóstego roku życia chciałem być śmieciarzem. Potem, może dlatego, że aktorstwo było tak obecne w moim życiu, też nie myślałem, że to mogłoby być coś dla mnie. Naprawdę, gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę udzielał wywiadu w tym pięknym hotelu z widokiem na ekskluzywne jachty, nie uwierzyłbym. Moi rodzice nie byli gwiazdami, to była dla nich codzienna praca. Teraz są ze mnie bardzo dumni, ale pamiętam, jak po moim pierwszym występie spotkałem moją mamę za kulisami, a ona, przyglądając mi się badawczo zapytała: „jesteś pewien, że nie chcesz jednak zostać prawnikiem?”.

Opowiedz proszę o swojej postaci. Jack Mróz to ciekawy bohater – outsider, który mimo tego szuka bliskości i akceptacji.

Postaci najwięcej zawdzięczają chyba scenarzyście, Davidowi Lindsay-Abaire [autor m.in. „Między światami” i „Oz: wielki i potężny” - przyp.red.]. To historia dla dzieci, która zawiera w sobie momenty niezwykłej wrażliwości – na przykład, kiedy Jack kieruje w nicość wszystkie nurtujące go pytania: „Dlaczego nie znam swojej rodziny?”; „Skąd pochodzę?. Na początku mówienie do mikrofonu w pustej kabinie wydawało mi się dziwne i sztuczne. Ale kiedy udało mi się to przepracować, mogłem skupić się na postaci i jej języku. To łagodny, dobry bohater, jest w nim pewna słodycz. Myślę, że go zrozumiałem, tym bardziej, że aktorzy sami często są outsiderami, którzy wybierają ten zawód, żeby poczuć przynależność, stać się częścią jakiejś grupy. Wydaje mi się, że tego właśnie wszyscy ludzie pragną najbardziej – kochać, być kochanym i być wśród ludzi. Takie emocje znalazłem w Jacku, a że znam je z autopsji, nie było mi trudno się w niego wcielić.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)