W 1997 roku aktor wystąpił w dramacie "Cop Land", aby udowodnić krytykom, że potrafi grać. Choć później nadal obsadzano go głównie w filmach akcji, 68-letni Stallone nie ukrywa, że chciałby grać poważniejsze role.
- Zaczynałem w tej branży jako poważny aktor - tłumaczy Stallone. - Ludzie zapominają, że w "Rockym" było jakieś sześć minut boksowania, reszta to były dialogi. Krytyka pod moim adresem zaczęła mi w pewnym momencie przeszkadzać, więc zgodziłem się na udział w "Cop Land". Chciałem się przekonać, jak wypadnę u boku naprawdę uznanych aktorów - Bobby'ego De Niro, Harveya Keitela, Raya Liotty, Roberta Patricka. Żałuję, że ten film nie odniósł większego sukcesu, ale z drugiej strony cieszę się, że w nim zagrałem, bo dzięki niemu uświadomiłem sobie, co chcę robić w przyszłości. To jest właśnie kierunek, w jakim teraz pójdę. W filmach akcji nie mogę już zbyt wiele zaproponować. Mogę co najwyżej wybuchnąć.
Od 21 marca polscy widzowie będą mogli podziwiać Sylvestra Stallone w filmie "Legendy ringu", w którym ponownie zagrał u boku Roberta De Niro.