Kto może lepiej zaświadczyć o wiarygodności filmu *"Miasto 44"*Jana Komasy, jeśli nie sami uczestnicy Powstania Warszawskiego? Wojciech Barański, Edmund Baranowski, Daniela Ogińska i Anna Jakubowska, weterani zrywu, mieli już okazję zobaczyć jedną z najbardziej oczekiwanych i największych polskich produkcji ostatnich lat.
Ich zdaniem to pierwszy film fabularny, który o Powstaniu mówi tak wiele prawdy i daje im poczucie ponownego uczestnictwa w tamtych wydarzeniach. „To jest nasze Powstanie!” – deklarują zgodnie „Bar”, „Jur”, „Pszczoła” i „Paulinka”.
„Jak przyszedłem do domu po obejrzeniu „Miasta 44”, byłem bardzo nieswój. Żona zapytała mnie dlaczego?” – wspomina Wojciech Barański, strzelec kampanii harcerskiej batalionu Gustaw. „Było tak, ponieważ produkcja ta wywarła na mnie ogromne wrażenie. To pierwszy film, który mówił o Powstaniu, jeśli nie całą, to na pewno wiele prawdy. Tak to Powstanie wyglądało. Moi koleżanki i koledzy, jak zobaczą „Miasto 44”, przypomną sobie, jak było naprawdę” – relacjonuje „Bar”.
„To pierwszy film, na którym czuję, że ja to przeżyłam. Że to jest moje powstanie” – mówi Anna Jakubowska, pseudonim „Paulinka”. „Ten film jest przede wszystkim dla młodzieży. W sensie emocjonalnym zbliży ich bardzo do powstania. Zrozumieją, jak myśleli i działali wtedy młodzi ludzie. Może również przemówić do ludzi za granicą. To sposób uczczenia pamięci naszych bliskich, kolegów i rodzin” – podsumowuje sanitariuszka i łączniczka Batalionu „Zośka”.
"Miasto 44" to jedna z najbardziej oczekiwanych i największych polskich produkcji ostatnich lat. Obraz Jana Komasy, twórcy wielokrotnie nagrodzonego kinowego przeboju „Sala samobójców”, to opowieść o miłości, młodości, odwadze i poświęceniu, rozgrywający się w czasie Powstania Warszawskiego. Ponieważ podczas Powstania Warszawskiego stolica polski została obrócona w perzynę, lokacji najlepiej odwzorowujących jej przedwojenny wygląd szukano w całym kraju. Marszałkowską "zagrała" znajdująca się na Pradze ulica Stalowa, Śródmieścia filmowcy dopatrzyli się we Wrocławiu, zaś Czerniaków odwzorowała jedna ze zrujnowanych fabryk na Dolnym Śląsku. Oczywiście w każdym przypadku nie obyło się bez specjalistycznej obróbki cyfrowej.
Produkcja Komasy to projekt filmowy o niespotykanym w Polsce rozmachu scenograficznym, kostiumowym i wizualnym, który kosztował 24 mln złotych. Konsultantem do spraw efektów specjalnych był wybitny hollywoodzki specjalista Richard Bain, który wcześniej współpracował z takimi wizjonerami kina, jak Christopher Nolan, Peter Jackson oraz Terry Gilliam i ma w dorobku efekty do światowych hitów, między innymi: „Casino Royale”, „Incepcji”, „King Konga” i „Nędzników”. Przez plan przewinęło się ponad 3 000 statystów. Budową imponujących dekoracji zajęło się 10 odrębnych ekip, które do zainscenizowania zniszczonego miasta użyły 5 000 ton gruzu. Obsada została wybrana w serii ogólnopolskich castingów, w których wzięło udział ponad 7 000 osób.